CPE i uczenie w szkolach

Temat przeniesiony do archwium.
61-90 z 124
ahh to tylko pogratulowac ... w sumie to sama prawda...w czerwcu koncze filologie angielska i jak na razie zadnych perspektyw,moze wyjazd za granice ale to nie rozwiazanie, trzeba wrocic i zrobic mgr bo tak to jedynie na parwde pozostanie nauka w marnej podstawowce za marne pieniadze....
Ale tu chrzanicie. W dzisiejszych czasach ja np. boję się ...wykształconych filologów z ich literaturą i lingiwistyką. A po co ona komu w podtsawówce czy gimnazjum?
A jeśli chodzi o resztę to sami sobie wydajecie złe świadectwo bo kursów językowych dających kwalifikacje jest bez liku, uczycie tam wy DOKTORZY FILOLOGII, a robicie tam taki shit, że ja NIE DOKTOR filologii nie wiedziałam zupełnie za co płacę.
:(((((
PS. Egzamin CEAE/CPE może nie daje faktycznie dobrej znajomości fonetyki, ale na miły Bóg - na studiach podyplomowych 350 godzin gdyby tak z 10 chociaż przeznaczyć na to i podać literaturę, podobnie z efektywnym poprawianiem błędów... ale nie - wiecie jak jest na studiach językowych? Przychodzi znajomy marynarz doktora filologii i opowiada o...technikach zapamiętywania numerków. Wiecie co... i to było 20 godzin.
Ja zawsze tam siedziałam i nie wiedziałam co ja tam robię:(((
Z książki na CPE przerobiliśmy 3 rozdizały na 15. pani DR miała klucz i nie robiła nic więcej jak czytała gotowe odp z klucza oraz musieliśmy te książki kupić bo to była jej znajoma księgarnia (droższych już nie było).
I tak minęło może 150 godzin, reszty nie było bo miała dwie szkoły prywatne, studia się skończyły - ona nawet czasu nie miała zainteresować się pracami dyplomowymi.
Ciągle tłukła jakąś psychologię.
I tak to wygląda w praktyce. 3500 poszło, papier dostałam, a reszty musiałam nauczyć się sama...DOKTORZE FILOLOGII.
:((((((((
ja np. boję się
>...wykształconych filologów z ich literaturą i lingiwistyką. A po co
>ona komu w podtsawówce czy gimnazjum?

No, a matematyki w podstawowce to praktycznie kazdy moze uczyc. kazdy liczyc umie.
Mój drogi krytykancie powyżej - szkoła to jest od realizacji tzw. programu nauczania. Zwłaszcza w młodszych klasach. Od lingwistyki stosowanej to są może doktoraty właśnie i specjalistyczna literatura.
Tak się w moim życiu składa, że NIKT z magistrów czy doktorów czy nawet profesorów języka angielskiego, których spotkałam w Polsce niczego ciekawego do mojego życia nie wniósł.
Z zajęć na wydziale anglistyki wspominam mile jedynie pewną panią metodyk, która zawsze była do zajęć przygotowana, przynosiła nam kserówki, ćwiczenia, polecała naprawdę dobre rzeczy. Jedyna osoba, którą pamietam jaką tę, na której zajęcia się po prostu czekało. Reszta nawet jak miała wiedzę to się wygadać nie umiała na temat po prostu:(((((.
Pani metodyk ostatnią swoją publikację poświęciła swojemu mężowi - czyli chyba za mąż wyszła. Za Anglika zresztą. Była to pani doktor.
Innych doktorów, z którymi miałam zajęcia nie będę komentować - mojej podyplomówki z panią doktor również. Bądź co bądź to było 350 godzin proszę państwa i nawet jeśli na takich płatnych studiach się nie wymaga za dużo to wypadałoby się przygotować jak należy (ale wtedy też każdy by wymagał). jak należy = NA TEMAT jak dla mnie. Ja przychodzę i wiem po co, a ty masz mi to powiedzieć panie/pani prowadzący. Jednak skoro nie było a to trudno cudów wymagać. Klucz z zadaniami na CPE to sama sobie kupię, egzamin kosztuje mnie 500 zł, a że Polska to kraj, gdzie - jak czytamy w wątku - nawet gdybym go zdała to przeciętna dyrekcja w ogóle nie kuma co to za egzamin i ile trudu kosztuje żeby go zdać (może i więcej niż filologię skończyć u jakichś łosiów ostatnich) to poszłam na podyplomówkę w wykonaniu wielkich doktorów, zapłaciłam 7 razy tyle ( ile podejść bym miała do CPE) i nie wiem niczego więcej oprócz tego, że tyle kasy straciłam na zapamiętywanie supełków.
A że też piszę doktorat w innej zupełnie działce to po prostu tyle mnie anglista nawet z doktoratem obchodzi już teraz co ...nic.:(((((
>Mój drogi krytykancie powyżej - szkoła to jest od realizacji tzw.
>programu nauczania. Zwłaszcza w młodszych klasach. Od lingwistyki
>stosowanej to są może doktoraty właśnie i specjalistyczna literatura

Wytlumacz w ogole, co mialas na mysli. Ze niby ktos po lingwistyce nie jest w stanie zrealizowac programu nauczania w szkole, zwlaszcza w mlodszych klasach?

Pewnie rozchodzi sie o to, ze moje studia wygladaly zgola inaczej. Tzw. blok metodyczny wspominam niezle, tak samo praktyki pedagogiczne w szkolach, a to, ze magisterke pisalem z translatoryki, nie przeszkodzilo mi potem w pracy w zawodzie nauczyciela.
Moze mialas pecha, moze jestes uprzedzona do ludzi z tytulami, moze jak zostaniesz doktorem, ktos to samo powie o Tobie.
Może to i prawda, mam podobne odczucia co do pracowników naukowych na filologii, ale jednak błagam nie mówcie, że trzy lata porządnej metodyki ( 2 godziny wykładów w tygodniu, 4 ćwiczeń, plus obowiązkowe praktyki w szkołach, egzamin na koniec ) to to samo co kurs w WODN, który trwa trzy tygodnie. Po takim kursie nie mozna znać się na metodyce nauczania języka, i nic do rzeczy nie to, że jesteś po historii. To inna metodyka.
Że w szkołach mało osób ma pojęcie o metodyce widac po tym jak organizuje się zajęcia z języka obcego i jakie Polacy mają wyniki. Po 4 godzinach tygodniowo w grupie 12 osobowej , po trzech latach 80% uczniów nie umie kupić loda. W medycynie są specjalizacje i w nauczaniu są specjalizacje. CPE to trudny egzamin, ale to egzamin tylko z języka. To , moim zdaniem, 70% sukcesu. Reszta to studiowanie metod i technik uczenia.
Powiem wam tak - wszędzie są specjalizacje. Ja osobiście byłam średnio pilną studentką - może... 3 pierwsze tygodnie się uczyłam. Potem jak zauważyłam, że już nikt się nie śmieje z moich dowcipów i wszyscy mówią - "och to ta co dostała bdb z embriologii" szybko zluzowałam, że tak powiem i wtopiłam się w tłum. Nie wiem czy słusznie czy niesłusznie - przynajmniej przyjaciół miałam fajnych. Tylko trochę mniej bystrych bo po dwóch latach zauważyli, że to wszystko jest do kitu.
Mam na myśli - nasze studiowanie.
Jeśli chodzi o metodykę - były to największe bzdury na studiach i wszyscy mieli same piątki oprócz... niektórych może trochę bardziej pechowych.
Na moich studiach były inne rzeczy - ważniejsze, trudniejsze. TRUDNIEJSZE.
Bo skończyłam trudny kierunek.
Też widziałam się w działce mojej, ale uczelnia skutecznie mnie zablokowała i zabroniła pisać pracy mgr gdzie indziej. Nie podano powodów. Być może - na pewno - byłabym dziś po prostu chyba bardziej spełnioną w życiu osobą itp. itd. Być może miałabym przyjaciół w pracy - tak jak miałam ich tylu na studiach.
No ale nie wyszło. Bałam się zaczynać awantur bo bałam się, że wylecę w ogóle z tej uczelni i w ogóle studiów nie skończę.
Najbardziej pamiętam przedmiot ewolucjonizm oraz biogeografia. Z wielu powodów zresztą. Nie ważne.
Anatomia człowieka też była niezła.
A teraz okazuje się, że tego przedmiotu w szkole uczy pani po ochrnie środowiska, matka dwojga już chyba - ona ma do olimpiady przygotować uczniów i znowu jest lepsza ode mnie bo ma dwoje dzieci na przykład i nie skończyła biologii więc o roślinach jej pojęcie jest już zupełnie zerowe (podobnie jak moje o rodzajach odpadów czy budowie oczyszczalni ścieków).
No ale w szkole chodzi wyłącznie o to, że tej pani nie wyleją po drugim dziecku.
I ja rozumiem, że ona się stara, ale nie porównujcie również mojej wiedzy z jej wiedzą. Także już nie każcie wszystkim uczyć tych licealistów na przyszłych medyków.
Ja mam klasę wziętą bo za mało chyba człowieka uczyłam. Ale przecież na medycynę oni idą z nową maturą z 3 przedmiotów! I biologia to 1/3.
I wszyscy się uparli na tę medycynę, a jaka jest jakoś usług medycznych.
I widzicie - ja wam powiem to samo - czemu ja nie potrafię znaleźć pracy w swoim zawodzie?
A poza tym jeszcze wam powiem jak chcecie wiedzieć, że mam z moją ostatnią szkoła proces o mobbing i o wyrzucenie z pracy dyscyplinarne.
Choć słowa nie powiedziałam w ogóle co myślę o tym bajzlu jednym wielkim i mijaniu normalnych debów.
Uczyłam angielskiego w średniej szkole, gdzie jedna egzaminatorka coś tam przy okazji jakiejś rozmowy o książkach mi palnęła, że ja w ogóle bez sensu uczę ucząc w średniej strony biernej jak można to sobie darować bo przecież gdzie to ma maturze jest.
Gdzie? Np. w opowiadaniu.
W ogóle zaraz sprawdziłam czy ja naprawdę jestem już tak stuknięta czy to tylko ludzie tam byli jacyś powaleni. Chyba jednak to drugie. Siedzą w jednym miejscu pracy 15 lat, koty drą między sobą i nie robią nic więcej. Naprawdę.
No - obrzydzają wszystkim wszystko i wprowadzają w błąd. Żeby się nowi/e młodis/e szybciej wyniosły i oni/one mieli ich godziny. Dyrekcja rozda godziny faworytom swoim i po bólu.
Jedyna prawda o polskiej szkole:(
Pozdraiwam.
Moja metodyczka na studiach - zwłaszcza w części praktycznej zawsze stawiała mnie za wzór i zresztą ja ja bardzo szanowałam za jej podejście. No ale wtedy nie było DYREKCJI wszędzie. Obecnie mamy czasy, gdzie najbardziej ważną osobą w czasie egzaminu na mianowanie wcale nie jest metodyk, a URZĘDNIK i DYREKTOR. uważacie, że to jest normalne?
wiem, ze średnio na temat, ale to stawia pod znakiem zapytania także i angielski i wszystko. Wiadomo, że liczą się układy, znajomochy i NIC WIĘCEJ.
:((((
widze, z jestes po prostu rozgoryczona
masz po temu powody, ale wczoraj moim zdaniem przesadzilas, piszac brzydkie rzeczy o absolwentach filologii i lingwistyk. Sama piszesz, ze sie uczylas wielu trudnych rzeczy na studiach - Tobie tez ktos moze powiedziec, ze w szkole nie jest potrzebna wiedza o ultrastrukturze kanalikow w osteocytach czy czyms podobnym.
Nie uwazasz?

Glowa do gory, idzie wiosna.
Wiesz - ja nie prowadzę podyplomówek dla nauczycieli biologii po ...historii. Ale z tego co zauważyłam na uczelni, która ja skończyłam można na koniec takiego kursu otzymać nawet płytkę CD z sylabusem całości materiału. Powiedzmy, że doktor filologii angielskiego da mi coś takiego po 350 godzinach nauki.
Wiesz co - w tym momencie mnie nie rozśmieszaj.
Być może, że was wszystkich uczą lepiej niż mnie uczono, ale mnie ( z drugiej strony) NAPRAWDĘ nie było stać na płacenie 6 tys. za podobny kurs na wydziale anglistyki. Na dodatek on się tam ciągnie dwa lata pono.
Ja naprawdę pewnego dnia stanęłam przed zapytaniem - dla kogo jest szkoła, dla kogo te wszystkie podyplomówki i co ja tu robię w ogóle i...
???
PS. Raz tylko miałam znajomą, która poszła na podobną podyplomówkę z informatyki. Stwierdziła ona, że więcej nie pójdzie na żadne rzeczy z nauczycielami ponieważ jest to tak żenująca grupa zawodowa, że dobrze, że tylko papier jej był potrzebny bo wszystko i tak umiała - inaczej sobie tego nie wyobrażała - tak się dowiedziałam i - nie ukrywam - było mi przykro.
Z drugiej strony mam koleżankę (też doktorantkę), która zamiast kanalików robi podyplomówkę z chemii, sama za to płaci, a godzin i tak nie ma.
No więc wiesz mg - dla mnie to wszystko jest kpiną.
Albo wiesz po co do pracy chodzisz ...na ploty, co?
W Polsce do szkoły chodzi się do pracy na ploty w większości przytłaczającej. Jak dla mnie:((((
I nic tu wiosna nie pomoże... jak dla mnie również.
na wydziale anglistyki była RAZ W ŻYCIU na jakimś grancie 100 godzinnym.
(100 godzin tam zmarnowałam niemal).
Naprawdę niczego nie pamiętam oprócz jednej metodyczki. No jakiś profesor, który w końcu zaczął gadać po polsku i o dupie maryny, jakiś doktor, którego nie było słychać, w końcu przyniósł sobie mikrofon, ale co trochę się psuł...
No co by ci jeszcze powiedzieć... przecież ty kochasz te kanaliki... wy to wszyscy kochacie... kanaliki i gramatykę. A już 3 lata temu w NEWSWEEK Polska można było przeczytać, że 50% Polaków mówi po angielsku.
Cieszyłam się jak dziecko na widok tej okładki... czy od tej pory wszyscy zapomnieli wszystko czy jak???
wiesz co, ja po prostu nie ogarniam calosci tego, co piszesz.
Co znaczy "kochasz kanaliki"?
ty uważaj na te kanaliki bo być może ty coś właśnie kręcisz. Jakie kanaliki?
tam nie ma żadnych kanalików niepotrzebnych. wszystko jest sensowne i potrzebne. no chyba, że jesteś polskim li tylko (?) profesorem ewolucjonizmu. wtedy zaczynasz liczyć świat od dnia swoich narodzin. Wtedy on się zaczął. i czas również wtedy się zaczął - tak bowiem miałam wyjaśniane dlaczego ludzi jest coraz...więcej niż było (w sumie wyszło jednak na to, że gość na świecie żyje sam). Ale weź i się zaśmiej z niego.
Ale i tak najlepsza była biogeografia. U nas w latach 60tych wszyscy jeździli do takiego rezerwatu, który już nie jest tym, czym był jakieś 40 lat. ale do dziś o tym uczą jakie tam cuda rosną. pewnie niejedną flachę tam wypili i w ogóle byli mlodzi i piękni. takie odniosłam wspomnienia z wydziału anglistyki również.
A co wiecej?
następne pokolenie takich samych pawi napuszonych rośnie...
a reszta w pogoni za kasą nie ma czasu na nic.
Nawet na pracę.
:(((
ps. ja poszłam na biologię bo chciałam zbadać jak to się dzieje, że ludzie oddychają. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale zafascynowała mnie prawda naukowa, że tlen jest zaledwie ubocznym produktem fotosyntezy.
Czyli widzisz - jesteś śmieciem natury.
Chciałam też zostać wielkim filmowcem przyrody, ale na razie mam tylko zdechły aparat i nie zanosi się na drugiego Attenborough. Potem mi się życie prywatne pokiełbasiło i zostałam na ...doktoracie. Nie wiem jednak czy go skończę. Pewnie nie znając polskie realia. Poza tym już chyba mi się nie chce. Zwłaszcza jak się dowiem, że mam 10 tys płacić za to - chyba to tym bardziej oleję.
Pozdr.
A o co Ci właściwie chodzi?
Bo te wywody się powoli w jakiś bełkot zmieniają.
Czy jest na sali psychiatra??? ;)
Jednymi z najlepszych forów do nauki angielskiego są fora...niemieckojęzyczne.
Ludzie bardzo malło PISZĄ tam po niemiecku, a bardzo dużo po angielsku. bardzo mało jest tam po egzaminach językowych, ale też historyk po podyplomówce nie uczy tam raczej angielskiego.
Tam ludzie nie boją się błedów gramatycznych, stawiają na komunikację.
Piszę listy 3 rok już z emigrantem w Irlandii (francuskojęzyczny), który przyjeżdżając tam nie umiał właściwie słowa po angielsku i pisał do mnie list pól godziny ze słownikiem.
To jest niesamowite jak sobie można prześledzić postęp jaki on poczynił i to dokładnie list po liście - z dala od gramatyki.
I nauka ma dorpowadzić do przyswojenia wiadomości , a nie do strachu ciągłego. W moim przypadku (Polska) nie da się uczyć by zdobywać wiedzę.
A jeśli ucząc się pytasz - po co mi to? to już jest to błędem samo w sobe i wymaga naprawy.
no - cos jest z nami nie tak w porównaniu... czyż nie?
Wiesz co, ja tak sobie czytam to co piszesz i mam dwa spostrzeżenia

1. przygotowali nas do zawodu zupełnie różnie, bo ja czuje się świetnie przygtowana do swojego zawodu. Fakt, że na studiach się nie obijałam, ryłam jak wół, bo czasy były ciężkie, a moja mama zarabiała 5 dolarów. jedyną wtedy szansą dla mnie na wyjazd do Anglii była nagroda, którą dostałam na 3 roku i wylądowałam w Londynie.Żeby nie było studiując dziennie pracowałam na noce w internacie jako wychowawca, bo inaczej nie byłoby co do gara włożyć, nauczanie i uczenie języka nie było takie trendy jak teraz ( lata 80)

2. moja karierato zupełnie inna bajka. Na 5 roku dostałam pracę w XII Lo w Łodzi i myślałam,że niebo się dla mnie otworzyło. Koniec nocy w internacie . To co ja wtedy wyrabiałam, aby być świetnm nauczycielem nie mieści się w głowie. Np potrafiłam na zwykłej maszynie do pisania 60 razy napisać ten sam test albo ćwiczenia, aby nie uczyć ze Szkutnika jeżdziłam do Warszawy do British Council po książki z biblioteki ( 30 sztuka ) i przywoziłam je pociągiem. Lekcje szykowałam ja opętana. Do dzisiaj przyjaźnię się z moimi uczniami, niektórzy po anglistyce pracują u mnie w szkole.Natykałam się w swojej pracy na miernotę pedagogiczna, ale to tylko dawało mi pary, aby nie skończyć tak jak oni. Sorry, ale każdy ma to na co sobie zasłużył. Nie wolno się obrażać na pracę, tylko trzeba zmieniać co się da.
Kochani!
jakby to powiedzieć "nie samym CPE żyje człowiek" - należałoby wątek podsumować. Londyn także już zwiedziłam - a jakże. ja mogłabym harować 100 lat i gdybym sobie sama tam delegacji nie wypisała to nigdy bym tam nie dotarła. Tak jest - każdy ma na co zasłużył. Niektórzy mają proces w sądzie - niezbyt przyjemna rzecz:(. Ale ja jestem tam z jednej strony, a inni z drugiej. Psychiatra - i owszem. Ale kto za to zapłaci?
Reasumując - nie kłćmy się tu wszyscy bo jutro i tak każdy będzie robił swoje nadal. Rozstańmy się jak cywilizowani ludzi - ja wszystkim paniom życzę wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet.
All the best on the International Women's Day czy coś tam takiego - jakby to napisali Niemcy po angielsku i zmykam do moich sprawdzianów i roślinek.
CPE nie mam i nigdy raczej mieć nie będę chyba, że się będę srasznie nudzić.
Jak będę spać na pieniądzach to na pewno pouczę się na CPE.
Na razie - nie mam na to ani czasu ani pieniędzy.
Czego wszystkim paniom życzę jak i wielu owocnych dyskusji:)
bez komentarza
Wzajemnie. Ja akurat mam 45 zeszytów z esejami na CAE do przeczytania,więc przyjmuję zaproszenie do spokoju z entuzjazmem. Jak przyjdzie wiosna będzie lepiej
tak ta długa zima wszystkim daje się weznaki!!
RÓWNIEŻ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO PANIOM - Z IKAZJI ICH ŚWIĘTA!!
Pozdrawiam!
WOW !!!
College,
wielka pasja- wielki podziw. Winszuję i zginam swój kark.
eee tam, ale dzięki.
eee tam, ale dzięki.
Masz rację, jak zda CPE to pogadamy.
Nie rozumiem, rozumowanie naszego "doktorka" jest niestety troche faszystowskie, bo dlaczego mamy mysleć w ten sposób, że przynależność np. do grupy absolwentów filologii angielskiej ma oznaczać osobę, która "z góry" zna lepiej język angielski od osoby posiadającej certyfikat CPE???
Za granicą przykładowo, ten certyfikat jest bardziej honorowany niż skończenie filologii na jakiejś badziewiastej uczelni prywatnej, gdzie wykładają też magistrowie!!!
Po drugie, jeżeli MEN uznało egzamn od CAE za wystarczający do nauczania w szkole i posiadania odpowiednich kwalifikacji językowych, to o czym my tu mówimy????
Sam skończyłem studia i wiem, że na 40 osób kończących studia ok 5 z nich ma gruntowną wiedzę, a reszta prześliznęła się między egzaminami a zaliczeniami, kończąc pracą magisterską, która tak naprawdę jest tylko zwykłym "ściąganiem" z innych książek itp.
Tak więc Panie doktorku, trochę realizmu i logicznejgo myślenia, bo tego ostatniego to wam, dr filologii - trochę brakuje!!!
chciałam jeszcze powrócić do tematu kursów metodycznych dla osób z certyfikatami CAE/CPE. to taki apel - żeby one miały jakąś wartość.
my już nigdy nie będziemy filologami i nie mamy czasu na to, żeby nas uczono filologii (czy nam naprawdę jest to w szkołach potrzebne). brakuje na pewno fonetyki na tych kursach i dobrych podstaw gramatyki.
ja najbradziej na całych tych moich dennych studiach pt. 350 godzin w 150 zapamiętałam z nienawiścią kobietę z ...literatury angielskiej. po co komu literatura w jej wydaniu na studiach metodyczno-pedagogicznych. jeszcze żeby zrobiła jakiś zarys historii literatury itp czy wybrała cechy charaktersyyczne z każdej epoki - kilku twórców, ich motto itp, zrobila jakieś zsumowanie/syntezę/cokolwiek - ona wybrała sobie kilka książek (które sama lubiła), następnie zrobiła SZCZEGÓŁOWĄ ich analizę literacką (z opisem symboli dokładnym) i potem był egzamin - który w ogóle oblaam w pierwszym terminie bo nie wiedziałam co symbolizuje coś tam w Otellu Szekspira.
O Boże - pomyślałam sobie - jakie to jest ważne. Naprawdę:((((
No i z tej literatury zrobiła egzamin, że Boże święty - takie wymagania. Jeszcze trzeba było esej literacki napisać na wybrany temat przez siebie.
I tak właśnie wszyscy filolodzy z doktoratem okazują swoją wyższość reszcie świata. Nie umiejąc nauczyć niczego i dając popis tego, że nie do końca chyba również wiedzą, ze literatura to coś więcej niż ich 3 ulubione książki wybrane do analizy na chybił trafił - bo żadnego konteksu czy uzasadnienia dlaczego akurat takie a nie inne nie podano więc oprócz Szekspira uznałam, że były widzimisię prowadzącej, której na dodatek w ogóle nie obchodziło, że wypożyczyć tego nie da się, a ceny niektórych w księgarni to 40 zł. no więc kto to kupił, żeby na jedne zajęcia mieć ten był bogaty i tyle.
Pozdrowienia.
a "najlepsze" było pisanie pracy dyplomowej. temat każdy znowu miał sobie sam wymyślić. jak ktoś w ogóle nie był po studiach filologicznych to panie filolog nawet nie pofatygowały się, żeby jakiś wzór przynieśc czy tym podobne. znowu odesłano wszystkich do księgarni. no chwila, moment - pomyślałam sobie - przecież to jest mój czas, przecież ja za t studia płacę ciężkie pieniądze.
No i ja nie jestem żadnym filologiem! Więc może tak dwa zdania o tym jak ma esej wyglądać itp itd. i praca dyplomowa filologiczna. tam byli ludzie po fizyce! po matematyce! jak można być takim ignorantem - w końcu te studia są po to, żeby ktos się czegoś nauczył. niestety bardzo mało tam się można było nauczyć.
zmarnowane pieniądze:((((
tak sobie myślę, że nawet z tym esejem mam rację bo jak napisałam swój esej to miałam złą kompozycję (tak mi powiedziała) oraz na dole miałam wypisać autorów cytatów. to trzeba było powiedzieć takie rzeczy. w końcu zrobiłam się debilką bo się z nią kłócić nie będę o trucizny Szekspira - dostałam trójczynę i jestem szczęśliwa, że nie więcej wariatki nie muszę oglądać. a niech się wszyscy trują jeśli tak lubią jeśli o mnie chodzi!
fajnie pisac do siebie nie? :):):):)
Temat przeniesiony do archwium.
61-90 z 124

« 

Studia językowe