Podczas speakingu oczywiście nikt Cie nie poprawia. Prowadzący egzamin jedynie zadaje Tobie i drugiej osobie z pary pytania, wydaje polecania i podsuwa ilustracje do omówienia. Zupełnie natomiast nie ingeruje w treść Twojej wypowiedzi, ani w sposób w który realizujesz polecenia. W tym czasie drugi egzaminujący, który siedzi z boku gdzieś w kącie słucha i ocenia, wypełniając specjalny kwestionariusz, który podaje się mu do ręki w chwili wejścia do sali. Najczęściej robi to zupełnie niepostrzerzenie i dyskretnie, zdarza się nawet, ze w pewnej chwili zapominasz, że w ogóle jestes oceniany. Do tego kwestionariusza w ogóle nie masz wglądu, nie wiadomo jak zostałeś oceniony, możesz tylko przypuszczać. POd koniec dziękują Ci, a Ty grzecznie wychodzic. Zresztą nawet regulamin zabrania wypytywania się, jak Ci poszło.
Na egzaminie rzeczywiście z reguły panuje bardzo miła atmosfera. Egzaminator pytający cały czas uśmiecha się (przypuszczam, ze robi to nawet wtedy,gdy ktos gada bzdury) i robi wszystko by rozładowac napięcie i by egzaminowany maksymalnie się rozlużnił.
Niestety zdarzają sie wyjątki. Gdy ja zdawałam FCe (czerwiec 1999) komisja była po prostu beznadziejna. Dwie nadęte baby z kamiennymi twarzami, zupełnie beznamiętne, momentami wręcz jakby wrogo nastawione. Okropność ! Ale taka sytauacja to naprawdę rzadkosć. Wszyscy moi znajomi twierdą, ze było symapatycznie. Także w moim przypadku na CAE było już super !