Wybacz, ale to, co piszesz, jest trochę niedorzeczne. Co prawda sam mam zamiar zdawać na studia w Warszawie (akurat nie na anglistykę) i wiem, że poziom egzaminów wstępnych jest tam rzeczywiście chyba najwyższy w kraju, ale nie żartujmy sobie-jak na anglistykę mogą nie dostać się osoby z CPE, który jest przecież potwierdzeniem BIEGŁOŚCI JĘZYKOWEJ? Jeśli już na wstępie nie wystarcza biegłe opanowanie języka, to czego oni tam uczą przez 5 lat studiów? Przecież ktoś, kto zdaje na studia, nie może być od razu omnibusem, bo gdyby tak było, to po przyjęciu na wyższą uczelnię powinien od razu zostać magistrem! Widzę zatem kilka rozwiązań:
1. Historia jest wyssana z palca, bo niby skąd wiesz, że wspomniane przez Ciebie osoby rzeczywiście mają CPE? Znasz je? Każdy się może pochwalić.
Poza tym weź pod uwagę, że jednak nie wszyscy kandydaci posiadali certyfikaty, a jednak część z nich się dostała.
2. Pytania na egzamin wstępny układa osoba niezrównoważona psychicznie.
3. Wiadomo, że egzamin wstępny na filologię angielską to nie tylko sprawdzian stopnia opanowania języka, ale również ocena znajomości historii i literatury Anglii i Ameryki oraz rozgrywających się tam aktualnie wydarzeń. Możliwe, że to właśnie w tym miejscu układający pytania przeholowali, ale w takim razie fakt, że jedna osoba ma CPE, a inna nie posiada żadnego certyfikatu, nie ma tu nic do rzeczy, bo certyfikaty sprawdzają właśnie znajomość języka, a nie znajomość dziejów Wielkiej Brytanii. Wobec tego przewaga człowieka z CPE nad innymi nie jest wcale oczywista podczas takiego sprawdzianu.
Przepraszam, że się rozpisałem, ale kwestia wydała mi się na tyle interesująca, że postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze-być może inni też wypowiedzą się na ten temat. Przy okazji mam prośbę do autorki tego postu: jeśli znasz, to podaj adres strony, na której można znaleźć egzaminy wstępne na anglistykę na UW. Wtedy wszyscy będziemy mogli ocenić poziom ich trudności i spróbujemy rozstrzygnąć dlaczego nawet ludzie z CPE mają z nimi problemy.