hm, ciekawe.
też bym tyle chciała zarabiać,
ale z gonieniem to rzeczywiście prawda,
szkoły językowe często wysyłaja lektorów na jakieś wiochy, gdzie trudno dojechać, a potem płacić nie chcą,
jeśłi nie oddasz ilus sprawozdań wypełnionych z procentowej absencji uczniów, raportów z postępów, opisów planów metodycznych i konspektów do każdej lekcji, co jeszcze trzeba w domu ze 3 godziny wypełniac po każdym spotkaniu z uczniami. jak coś źle wypełnisz to zaraz kara-obcinaja z pensji za to. acha, jak chcesz odwołać zajęcia, bo ci coś wypadło lub też chcesz zrezygnować z tej pracy, czy tez zlecenia, bo nie masz już ochoty, lub też są fajniejsze oferty, to musisz płacić 1000 pln kary i jeszcze znaleźć kogoś na swoje miejsce. czyli nawet firma swoją rekrutację na ciebie przerzuca. jakas ściema ta umowa, prawda?
ok, szczegóły:
ostatnio się spotkałam z przypadkiem, że taka firma zaproponowała godziny na wiosce, a potem się okazało, że co prawda naucza się tam 2 godziny w sensie 45 min, normalnie, jak trwa lekcja, potem dzieci do domu, bo im autobus szkolny ucieknie,
a firma chce płacić 30 pln brutto, ale za godzine zegarową, czyli 60 min i wychodzi,
że się ma płacone za 1,5 godziny, gdzie do tego dochodzi dojazd w każdą stronę godzina, czyli wychodzi że trzeba przeznaczyć na to ok 4 godzin, a najlepiej 5, bo autobus jeździ raz na godzinę i lepiej wyjść na ten wcześniejszy, bo jak się autobus podmiejski spóźni lub nie przyjedzie to zawsze jest ten drugi za godzinę.
a problem jest jak wogóle nie przyjedzie, to co wtedy?
acha, a zapomniałam dodać, że bilet na ten autobus to wydatek 10 pln w obie strony, bo bilet miejski nie obowiązuje,
więc się tak zastanawiam, czy to wogóle sie opłaca?
jak myślicie, angliści pracujący dla szkół językowych?
koleżanka prosiła, żeby jej doradzić, czy ma to wziać, czy sobie odpuścić,
co radzicie?