Za kółkiem u "Dziada"

Temat przeniesiony do archwium.
Przebiegły Brytyjczyk wykorzystuje Polaków i zbija na nich tysiące funtów
Kierowcy tirów szukający zatrudnienia na Wyspach powinni wystrzegać się pracy w agencji Ray’a Turnera w Boston i Spalding

Ray Turner – właściciel agencji o tej samej nazwie – znalazł prosty sposób na zarabianie pieniędzy. Zatrudnia kierowców z Europy Środkowo-Wschodniej, głównie Polaków, Słowaków i Litwinów. Płaci im zaniżone stawki i obcina pensje. Dzięki temu zarabia na każdym z nich ok. 4 Ł na godzinę. Nie trudno policzyć, że przy załodze sięgającej prawie 300 osób wyciąga tygodniowo kilkadziesiąt tysięcy funtów!



3 Ł na godzinę

Początkujący pracownik zarabia u Turnera 30 Ł dziennie. Biorąc pod uwagę, że dzień pracy kierowcy wynosi 11 godzin, wychodzi to po niecałe 3 Ł za godzinę. Potem stawka ta rośnie do 50-55 Ł. Najwyższe uposażenie, na jakie mogą liczyć osoby pracujące u "Dziada" (taką ksywkę nadali mu Polacy) to 60 Ł, czyli ok. 5,40 Ł za godzinę.

Dla porównania, zawodowy kierowca zatrudniony na Wyspach bezpośrednio w kompanii zarabia 11-13 Ł na godzinę. Na takie stawki mogą liczyć Polacy znający język angielski. To przepustka umożliwiająca stały kontrakt w firmie. Ważny jest też staż pracy. Większość renomowanych firm przewozowych oczekuje od kierowców co najmniej pięciu lat doświadczenia. Osoby niespełniające powyższych kryteriów zmuszone są pracować przez agencje zatrudnienia. Płacą one kierowcom 7-9 Ł za godzinę.

Oszukać tachograf

Na takie stawki nie mogą jednak liczyć osoby zatrudnione u "Dziada", które muszą być jeszcze przygotowane na pracę powyżej dozwolonego limitu godzin. – Fałszowanie tachografów i łamanie przepisów związanych z czasem pracy kierowców jest u Turnera na porządku dziennym – mówi Zbyszek, były pracownik agencji. – Do tego dochodzą częste przypadki zmniejszania zarobków i płacenia zaniżonych stawek za pracę w nadgodzinach. Za te ostatnie otrzymywałem zaledwie 5,52 Ł.

Kierowca zatrudniony u Turnera nie wie, kiedy wyruszy w drogę, na jak długo i gdzie zostanie wysłany. O wszystkim dowiaduje się w ostatniej chwili. Zdarza się, że zaskoczony wyjeżdża w dłuższą trasę do Szkocji, bez odpowiednio przygotowanego zapasu jedzenia. Zagadką dla kierowcy jest też samochód jakim pojedzie. – Przychodząc do pracy nie wiedziałem, na jaką ciężarówkę mnie posadzą i czy będzie to sprawne auto – mówi Zbyszek. – Najwięcej obaw miałem o hamulce i układ kierowniczy. Pewnego razu, z powodu różnych awarii zmieniłem aż pięć samochodów w ciągu jednego dnia!

Wsiadasz i jedziesz

W agencji Turnera chętnych do pracy nie brakuje. Nic dziwnego, skoro zajęcie u "Dziada", jest na wyciągnięcie ręki. Brytyjczyk nie ma żadnych oporów przed zatrudnianiem osób mających prawo jazdy na ciężarówki zaledwie od dwóch miesięcy. – To niebywałe, by na takich trasach i to jeszcze w ruchu lewostronnym puszczać kierowców bez żadnego doświadczenia – mówi Zbyszek. – Pracuję w tym zawodzie od ponad 20-tu lat. Zjeździłem prawie całą Europę, ale jeszcze się z takim czymś nie spotkałem. To skrajna nieodpowiedzialność! Na Wyspach panuje specyficzny klimat. Jest tu bardzo wilgotno, ulice są mokre i śliskie. Wystarczy jeden zbyt gwałtowny ruch kierownicą i ważący 40 ton samochód ląduje w rowie.

By przyuczyć nieopierzonych kierowców, Turner wysyła ich w trasy w towarzystwie bardziej doświadczonych kolegów. Problem w tym, że za ten dodatkowy obowiązek, jakim jest opieka nad nowicjuszem, nie płaci.

W agencji Ray’a Turnera panuje ciągły ruch. Pazerny właściciel tylko zaciera ręce na widok nowych osób. Doświadczeni kierowcy znający swoją wartość rezygnują z pracy już po kilku tygodniach. Wpływ na taką decyzję mają też warunki związane z zakwaterowaniem pracowników. Kierowcy mieszkają w sześcioosobowych karawanach. Panuje tam straszne pijaństwo, do tego każdy zaczyna pracę o innej godzinie. Nie ma warunków do odpoczynku. Po ledwo przespanej nocy pracownik z podkrążonymi oczami siada za kółkiem...

« 

Pomoc językowa - Sprawdzenie