Czy warto się uczyć języka angielskiego?

Temat przeniesiony do archwium.
Doskonale wiem, że angielski to język międzynarodowy i jego znajomość to podstawa ale co zrobić jeśli go nie lubię? Same USA czy UK jest spk po prost nie podchodzi mi sam język. Uczę się go w szkole jakieś 8 lat i w sumie nic nie umiem,choć nie przesadzajmy, potrafię się przestawić i sądzę, że mogłabym iść i normalnie zrobić zakupy czy kupić bilety do kina itp. ale żeby jakoś tak normalnie porozmawiać z anglikiem? Czy czytać te wszystkie fora angielskie i teksty? Nie ma szans...rozumiem tylko pojedyncze słowa. Więc się pytam...czy powinnam mimo to pod szlifować angielski przez wakacje, czy może dać sobie spokój i uczyć się innych? Fascynuje mnie Hiszpania i Włochy ale nie wiem czy warto, czy może jednak mimo wszystko "męczyć"się z angielskim? Nie wiem też czy umieściłam pytanie w dobrym wątku więc z góry przepraszam :)
wiekszość osób wpada w zniechęcenie kiedy ma styczność z angielskim w szkole, tak więc jedynym sposobem jest zaparcie sie w sobie, z czasem bedzie łatwiej, bedzie duzo satysfkacji i przyjdzie fascynacja.
A uczenie się innych języków w wypadku kiedy angielski szwankuje, jest po prostu głupie z przyczyn wszystkim znanych.
Angielski szwankuje od zawsze, a sama zawsze chciałam wyjechać do Hiszpanii,Włoch i do Stanów (głownie do Chicago) Tym bardziej, że angielskiego nie lubie i uczenie się go jest mi w sumie już obojętne. Dlatego nie wiem czy powinnam zaczynać(tym bardziej, że jestem dosyć leniwa) no i nie wiem czy dam radę normalnie, żyć w przyszłości nie znając tego języka.
Generalnie jak ktoś czegoś nie lubi, to raczej są marne szanse, że będzie to robił efektywnie. Więc może warto zacząć od polubienia. Ja na początku patrzyłem na naukę angielskiego jak na narzędzie, które było mi niezbędne do przetwarzania informacji z mojej dziedziny. Jakby mi ktoś wtedy powiedział, że będę się go potem uczył sam z własnej nieprzymuszonej woli poświęcając na to swój wolny czas, to bym się zaśmiał głośno. Na początku nauka będzie frustrująca, bo mało się rozumie i ma się wrażenia, że patrzy się na hieroglify. Jednak po przebiciu się przez pewien próg bólu może Ci się spodobać. Spróbuj się pouczyć przez rok po te 2h dziennie chociaż i zobaczysz. A czy sobie dasz w życiu radę bez niego to zależy od twojej pomysłowości i zaradności, może cwaniactwa nawet. Myślę jednak, że będzie Ci znacznie ciężej. I nie mam tu na myśli jedynie celów zawodowych, bo może wygrasz w totka lub masz 5 mieszkań, które wynajmujesz, ale ograniczony dostęp do informacji np. dotyczących twoich zainteresowań i hobby.