Olimpiady

Temat przeniesiony do archwium.
Może temat ten nie jest bezpośrednio związany z tematyką tego forum, to jednak pośrednio także go dotyczy. Chodzi mi mianowicie o olimpiady i szkoly, które do nich przygotowywują. W naszym wspaniałym:/ kraju wyrosły typy szkół, które zgarniają wszystko na olimpiadzie(lub prawie) zostawiając reszcie tylko jakies ochłapy. Wynika to z tego, iż nauczyciele z tych szkół są ambitni(nie tylko uczniowie) i sumiennie przygotowują swych uczniów do konkursów. Teraz zapewne zostanie podniesiony krzyk: no tak, ale przecież to nie zalezy od nauczyciela ale też od ucznia, który sam musi poswiecic czas, aby się przygotować do olimpiady. Tak. tylko że jest jeden problem. Jak się jest w przeciętnej szkole(takiej jak ja) i sie ma ambicje i wole do pracy, to zawodzi drugi czynnik: nauczyciele.Bo ja np. się uczyłem sam do OJI(z wymiernym skutkiem) Tylko ze jak się nie dostaje wsparcia z drugiej strony to jest cięzko. Myslicie dlaczego ci z marynarki wojennej, z XIII w szczecinie i wielu innych szkół z dużych miast są tacy dobrzy? Bo im pomagają nauczyciele. Uczą ich nie tylko podstawowego programu, ale pomagają im rozwijać zainteresowania. Realizują się w ten sposób w zawodzie. U mnie natomiast występuje drugi typ nauczycieli(poza paroma, a scislej 4, którym się chce coś robic):pieprzone nieroby, czyli tacy, którym nic się nie chce poza tym żeby odwalić te pare godzin w szkole i potem mieć czas wolny. W mojej szkole organiowało się do tej pory tylko 1 olimpiadę(mianowicie z chemii) bo nauczyciele tego przedmiotu są ambitni i chcą osiągać sukcesy wraz z uczniami. W tym roku(jestem w 1 klasie) przyszedłem i "zachciało mi się startować " w OJI(wzbudziło to dośc duze zainteresowanie). DO czego zmierzam: Musiałem chodzić prosić i załatwiać wszystko zeby mnie zapisali na nią. Na inne olimpiady tak samo Automatycznie przez takie podejscie jestem, nie ukrywam, zniechęcony do tych olimpiad. Uważam ze jest to nie fair. W koncu to dla kogo są te olimpiady? Nauczyciele są niedoinformowani. NIc nie wiedza, nic ich nie interesuje, nie zalezy im na wynikach.(nawet jesli cos wiedza o jakichś konkursach to nie powiedzą tego uczniom). Teraz powiecie: to przepisz sie do innej szkoly. Tak , tyle ze w moim miescie są dwa ogólniaki, a ja chodzę do tego lepszego.(jesli wogole mozna go nazwać lepszyM) I teraz pytanie: JAKA TU JEST SPRAWIEDLIWOSC? Dlaczego jest tak, że małe miasto i słaby ogólniak kontra duże miasto i dobry ogólniak WYGRYWA TO DRUGIE?
Czeœć,
w wielu punktach się z Tobš zgadzam. A w odpowiedzi na Twoje pytanie: no, sprawiedliwoœci nie ma po prostu. Ogólnie bardziej prawdopodobne jest, że wygra dobry ogólniak w dużym mieœcie, ale nie tylko z tych powodów, o których piszesz. Uwierz mi, nauczyciele z grubsza sš tacy sami wszędzie, z nielicznymi wyjštkami. Zauważ, że nawet te œwietne licea z czołówki, o których wspominasz, nie majš po 10 laureatów z każdej olimpiady. Takie licea skupiajš właœnie po kilku-kilkunastu wybitnych pedagogów - i to im wystarcza. A ci nauczyciele przycišgajš z kolei uczniów z pasjš (czasem nawet z całego województwa), którzy dajš tym nauczycielom odczuć, że ich praca ma sens - i tak dalej, koło się zamyka. Poza tym w większych miastach jest dostęp do kół zainteresowań, czasem na poziomie akademickim, wykładów uniwersyteckich, etc.
Ale z drugiej strony, słyszałam o przypadku bardzo zdolnego ucznia, który darł koty ze szkołš i samodzielnie doszedł do pokaŸnych sukcesów na olimpiadach. I znam też przypadki osób, które miały sukcesy w olimpiadach niezwišzanych z kierunkiem kształcenia, przy braku pomocy (czy wręcz wrogoœci) ze strony nauczycieli.
Jeśli chodzi o mnie to moja anglistka zapisała mnie bez uprzedniego poinformowania (dowiedziałam się później o tym fakcie). Nie dostałam ŻADNYCH materiałów czy informacji dotyczących olimpiady. Po konkursie też sama musiałam spytać o wyniki bo moja kochana pani profesor nic o olimpiadzie nie wspominała. Co sie okazało, wysłała moją pracę dalej i gdyby nie moja dociekliwość do pewnie powiedziałaby mi o tym dopiero w styczniu (jeśli nie w przeddzień konkursu)
No więc ja jestem praktycznie zupełnym samoukiem jeśli chodzi o angielski. Do jakiejs 3 klasy gimnazjum w szkole miałem zwyczajnie light i zero nowych wiadomości. Dopiero w Liceum (XIV w Gdyni) ruszyłem się z tego okresu stagnacjii. Ja osobiście na anglistke nei narzekam bo jest super ambitna i wręcz nie daje mi spokoju odkąd wysłala moją prace. :) I powiem ze jest to bardzo przyjemne ze ktos docenia twoją pracę, niemniej jednak to była w praktyce tylko i wylacznie moja praca. Jestem w I klasie dopiero więc nie mialem czasu "liznąć" troche anglika , ale cokolwiek bysmy nie robili idąc zwyklym programem(a idziemy az do profieciency) to nie mozna oczekiwać zeby nauczycielka czytała tobie literature angielska dajmy na to. Pewnie, są szkoly bardziej zaawansowane , ktore zjadają inne szkoły , ale czy to znaczy , że ktoś ambitny nie może popracować i osiągnac tyle co taki trojkowicz?Moim zdaniem kazdy moze. Szkola to dodatkowe ulatwienie zaledwie...