Pytanie o gramatykę- intermediate

Temat przeniesiony do archwium.
61-87 z 87
| następna
No tak, ale musi ktos pomoc. Na ulicy nie bedziesz spac, a pracy trzeba poszukac. Teraz te caregivers przejely agencje, trzeba miec certyfikat, SS# i placisz podatki. Niewykluczone ze cos na czarno istnieje ale jest coraz trudniej i trzeba miec szczescie a czasem duzo sily fizycznej.
Z pewnością nie jest to takie bardzo proste i dobrze mieć na miejscu jakieś zaplecze i na początek trzeba samemu "zainwestować". Ale faktem jest, że osoby, które poznałem, potrafiły zaoszczędzić przez kilka lat nawet ponad setkę $. Niemniej jednak od ponad 5-6 lat wjazdy i wyjazdy do/z USA są notowane i nie można, jak dawniej, przebywać tam latami. I oczywiście COVID-19 też spowodował duże spustoszenie. Zresztą Ty tam mieszkasz i pewnie w temacie bardziej się orientujesz. Na przykład w Kanadzie nadal brak jest pracowników i podziemna ekonomia działa pełną parą, z czego często korzystają na całego "turyści" z Polski.

Niemniej jednak o wiele lepiej byłoby załatwić legalną pracowniczą wizę. Swego czasu były programy dla osób poniżej 35 lat, mogły przyjechać do legalnej pracy do Kanady na 1 rok, nawet sam taką osobę zatrudniłem i była outstanding!
Ja raczej nie należę do tych odważnych i sama nie pojadę tak daleko, tym bardziej do pracy. Ale na pewno w najbliższym czasie planuję odwiedzić Anglię. Mam tam w sumie kuzyna z rodziną, ale też nie chcę nikomu się zwalać na głowę, więc w grę będzie wchodziło opłacenie hotelu. BTW- mam już out of date paszport :P sic!
Czyli rozumiem Jack- ty przebywasz w Kanadzie? A skąd wogóle pochodzisz i czym się zajmujesz jak można wiedzieć? Dawno wyjechałeś?
Martyna: Nie taki diabeł straszny, jak go malują! Ale niezmiernie ważne jest, jeżeli ktoś może Tobie podać na początku rękę w nowym kraju, to zaoszczędzi masę czasu, frustracji i pieniędzy. Wtedy okaże się, że wiele z wysokich barier są niewielkimi poprzeczkami. Ale samemu też warto zrobić przed wyjazdem jak największy „research”.

Nawet gdy ja wyjeżdżam na wakacje, to spędzam wiele godzin czytając "reviews" na TripAdvisor, zapoznaję się z dyskusjami na forach turystycznych, zadaję pytania-i w ten sposób gdy przybywamy do nowego ośrodka, w nowe okolice, często czujemy się "jak w domu": wiemy, gdzie "uderzyć", do kogo się udać w razie problemów, jakie najlepiej wybrać pokoje, gdzie najlepiej iść na obiad, co zwiedzić, z jakich ofert hotelowych skorzystać, jak najszybciej i najtaniej dojechać do pobliskich miast, itd. Dlatego wszystkie nasze wyjazdy były pomiędzy "A-" i "A+", pomimo że zawsze jeździmy do hoteli trzygwiazdkowych. Nasze oczekiwania były w pełni spełnione lub przekroczone-co nie mogę powiedzieć o niektórych innych turystach, przebywających w bardziej luksusowych i droższych ośrodkach, którzy spodziewali się o wiele większego komfortu.

Tak, mieszkam w Kanadzie, wyjechałem z Polski dzięki niejakiemu Jaruzelskiemu, a więc od dosyć dawna. Zajmuję się księgowością/podatkami/konsultacjami. Oryginalnie pochodzę z Warszawy.
A, dzięki za odpowiedź. Myślałam, że jesteś nauczycielem angielskiego ;) Chyba, że masz coś z tym też wspolnego ;) Kanada....a jak często wracacie do Polski? (jeśli wracacie?) Jejku jak to daleko. U nas teraz jest godzina 15: 40 jak to piszę. Czy angielski ten którym posługują się ludzie w Kanadzie różni się od tego w Anglii? Inny akcent/ inne słowa? Podejrzewam, że raczej to będzie AE, ale w sumie tylko na podejrzeniach się opieram. A w ktorej części kraju mieszkacie, w sensie bliżej Stanów czy dalej na północ? Jak wygląda u Was pogoda w różnych porach roku? Jakie są tam krajobrazy- pewnie dużo lasów i jeziora ? Wiem, wiem... jak coś to przeczytam w internecie ;) Jak się da to chętnie zobaczę jakieś zdjęcia...
edytowany przez Martyna_z_marca: 20 gru 2022
ps. żeby nie było, że tylko się wypytuję, to ja pochodzę prawie z samiutkiego centrum Polski, mieszkam blisko Łodzi. Stąd też pochodzę. Przez jakiś czas mieszkałam w Warszawie, na Woli- bardzo dużo zieloności tam jest.
Martyna: Odpiszę prywatnie.
Zmiana tematu- tym razem na pedagogikę:P Celowo nie podaję tematu, bo nie chcę nazywać tego co mi się przytrafia, gdyż chcę najpierw poznać Wasze opinie.
Mam uczennicę z 1 lo, a uczę ją od klasy 8. Jeśli chodzi o jej angielski to radzi sobie z czytaniem ze zrozumieniem, z gramatyką na bieżąco też (trochę gorzej jeśli trzeba sięgnąć pamięcią po coś co było jakiś czas temu, aczkolwiek musiałam z nią czasy przerobić od początku), ze słuchaniem też OK, pisaniem e -maili itp. już gorzej, bo wychodzą i błędy gramatyczne i też...trochę dziwnie pisze, zna słownictwo, mówi chętnie choć robi trochę błędy gramatyczne, większe problemy są z pisownią, zapamiętywaniem nowych słów, czasowniki nieregularne dopiero ogarniamy i już od dłuższego czasu, podejrzewam, że ma niezdiagnozowaną być może dysleksję?? i jej mama też tak sądziła, ale nigdy nie była na badaniach. Ogólnie niezbyt chętnie uczy się angielskiego, ma raczej umysł ścisły, ale jest bardzo inteligentna. Przygotowywałam ją do egzaminu ósmoklasisty i teraz kontynuujemy naukę. W zeszłym roku pojawiały się czasem problemy, już nie pamiętam dokładnych sytuacji, ale dziewczyna jest trochę uparta, lubi rządzić, jest trochę zbyt pewna siebie (lub jest to maska?? żeby przykryć jakieś swoje problemy??) czasem mówi coś, czego nie powinno się mówić jakby nie było osobie, która ją uczy. Jej mama mówiła, że jestem jedyną jak dotąd osobą, do której w ogóle ona chce przyjeżdżać, że były wcześniej problemy z tym angielskim (ale szczegółów nie znam). Na poprzednia nauczycielkę dziewczyna od początku narzekała, że byla droga, zadawała jej mnóstwo ćwiczeń i nie chciała jej nic wytłumaczyć ani rozmawiać z nią po angielsku. Ciekawe było dla mnie, że jak pierwszy raz się spotkałyśmy ona od razu sama zaczęła mówić po angielsku. Z reguły dzieciaki siedzą i nie chcą się odzywać. Jak poprawiałam jej e-mail i delikatnie chciałam dać jej do zrozumienia co poprawić to w zasadzie nie zgadzała się ze mną. Ja jej mówię, że coś źle brzmi, na co słyszę- nie źle, normalnie! Wiecie, czasem trudno coś wytłumaczyć. Dziś miałam z nią zajęcia i nie zrobila ani pracy domowej ani nie pouczyła się słówek, ale miała wymówkę, ?? że była chora. OK, dobra, powiedzmy, że to prawda bo teraz dużo osób choruje, więc dałam jej spokój, ale powiedziałam, że musi ją odrobić na kolejny raz. Po czym chciałam przejść do lekcji, a ona otworzyła swój zeszyt ćw. na tej stronie na której ostatnio ćwiczyłyśmy gramatykę- czasy. Okazało się, że akurat miała to zadane jako pracę domową i na lekcji sprawdzali i były tam 3 czy 4 błędy- co ona od razu pokazała palcem. Spojrzałam i rzeczywiście, przepuściłam błąd w zdaniach typu: I have been to Rome twice, zamiast I have gone...(być może dlatego, że to były zdania na przekształcenia, i wyjściowo było tam go...ale ok, ja za to biorę kasę). Przeczytałam zdania, pomyślałam i stwierdziałam, że tak rzeczywiście i powiedziałam jej dlaczego tak musi być (choć...ona w zasadzie nie zapytała dlaczego....;P) , pokazałam też tę regułkę w książce. Wiecie, ja to odebrałam trochę jak ..złośliwość z jej strony, takie jakby odegranie się. Kiedyś mi odwaliła takie coś: kończymy lekcję, przebiegała normalnie i na koniec lekcji ja jej coś sprawdzałam, a ona zaczęła coś tam pisać na klawiaturze mojego laptopa- (zawsze mam laptop otworzony, bo korzystamy z niego) i ona mi na koniec lekcji mówi, znalazłam dla Pani artykuł, żeby się Pani douczyła....o0 Ja jej na to: A przepytasz mnie rozumiem z niego na kolejnej lekcji? Dziewczynie się głupio zrobiło i już nic sie nie odezwała. Spojrzałam po jej wyjściu na to co tam znalazła....to był jakiś randomowy artykuł chyba o miłości, ale wyglądało to tak, jakby znalazła coś pierwsze lepsze....
Nie wiem, ja ogólnie od zeszłego roku mam pewne podejrzenia co do tej osoby. Na prawdę, miałam do niej przyjazne podejście a mam wrażenie (chyba, że ...mylne??) że ona próbuje znaleźć moment, żeby mnie zagiąć. Jest bardzo inteligentna, jak tłumaczę jej gramatykę to tak będzie drążyć, tak pytać, żeby w końcu podważyć te całe reguły. Ja jej mówię, że jak się będzie szukać, to wszystko można podważyć...ona czasem chyba widzi, że przesadza. Wiele takich sytuacji obracam w żart, np. mówiąc (załóżmy Ala) widzę, że za chwile coś wynajdziesz:) i ona się zasmieje i ok...sprawa cichnie, ale ...kurcze ile można.
W międzyczasie znalazłam takie coś w necie: Tekst autorstwa J. Jagiełła.
Mądrala
Chce zdobyć przewagę nad nauczycielem na polu wie-dzy. Zasadniczo zachowuje się poprawnie i niewiele można mu wprost zarzucić wtedy, gdy stara się eksponować swoje walory erudycyjne. Jednak niepewnego swej roli i kompe-tencji nauczyciela może wielokrotnie wyprowadzić z rów-nowagi swoją „nienasyconą” chęcią bycia mądrzejszym. Z moich doświadczeń wynika, że często jest to uczeń (rza-dziej uczennica) pochodzący z rodzin o wysokiej kulturze intelektualnej, w której ojciec zawsze „wie lepiej”, gdyż jest osobą wykształconą ponad przeciętne standardy. Ten „pro-fesorski synalek” żyje więc w ciągłej frustracji potrzeby zna-czenia i docenienia jego walorów przy jednoczesnym dość chłodnym emocjonalnie wychowaniu, szczególnie wtedy, gdy matka dzieli poznawcze pasje męża. Szkoła jest więc miejscem, gdzie na dobrze sobie znanym polu wiedzy może nareszcie odegrać się i zdobyć upragnioną przewagę. W su-mie jest to uczeń bardzo osamotniony i nieszczęśliwy. Jest nie tylko nielubiany przez wielu nauczycieli, ale również – wskutek swojej przemądrzałości – przez swoich rówie-śników. Najgorszym rozwiązaniem dla nauczyciela jest pod- jęcie „rzuconej mu rękawicy” i stanięcie z uczniem do walki pod hasłem: „zaraz ci udowodnię, kto tu jest mądrzejszy!”. Jako niedoświadczony student-praktykant podjąłem swego czasu tego rodzaju potyczkę. Zwyciężyłem bez trudu, ale to zwycięstwo nie dało mi wcale satysfakcji. Wyniosłem z tej sytuacji głębokie poczucie niesmaku i... winy, gdyż uświa-domiłem sobie, że mimo woli znalazłem się w psycholo-gicznym trójkącie: ja – uczeń – i jego przemądrzały rodzic. Nauczyciel musi sobie bowiem uświadomić, że najczęściej nie o niego tutaj tak naprawdę chodzi i nigdy nie powinien
 
Trudny uczeń w szkole
53
stawać niejako między dzieckiem i jego rodzicami, czy też wchodzić w rolę „lepszej mamy” lub „lepszego taty”. Najlep-szym sposobem jest tu budowanie takich sytuacji, w których uczeń będzie miał możliwość wykazania się swoją wiedzą lub umiejętnościami, ale na warunkach i w granicach, ja-kie określi sam nauczyciel. Można też pomyśleć – ale z du-żą rozwagą i wyczuciem – o uczynieniu z mądrali pewnego rodzaju pomocnika nauczyciela (mówiąc nieco złośliwie, w myśl starego wschodniego porzekadła: jak nie możesz po-konać przeciwnika – uczyń go swoim przyjacielem). Dla przykładu, konfrontujący się z nami nieustannie na polu in-formatyki uczeń może okazać się świetnym „społecznym asystentem” w pracowni komputerowej. Dajemy mu szan-sę pozytywnego zaistnienia i dobrych, wzajemnie wspiera- jących się relacji między nim a nami. Warto też pomyśleć o budowaniu obopólnych korzystnych społecznych odnie-sień „prymusa” i reszty jego klasy.
Dziewczynka zdecydowanie odreagowuje jakis problem. Nie ona jedna . Wszyscy mamy jakies problemy w podswiadomosci, tylko, ze reagujemy w rozny sposob. Sa rozne scenariusze kontroli energii, od pasywnych po agresywne. Ona zdecydowanie "wampiruje" na Tobie, czyli zabiera Ci energie, poniewaz ktos zabiera energie jej. Moze to byc w domu, moze byc w szkole.
Kazdego nauczyciela mozna zagiac, ale gdyby ja uczyl np. Pan Jansky albo "mg", to nie bylaby taka bojowa, znalazlaby kogos innego. Ona czuje, ze jest silniejsza energetycznie od Ciebie.
Ja bym zrezygnowala z tej uczennicy, szkoda zdrowia.
Martyna: a jakie jest Twoje pytanie?
@Martyna
Czy angielski ten którym posługują się ludzie w Kanadzie różni się od tego w Anglii? Inny akcent/ inne słowa?
Akcent kanadyjski jest dziwny, ni pies ni wydra. Jesli chcesz to posluchaj na youtube Eckhart Tolle, to jest taki typowy kanadyjski akcent. Np tutaj
Nie jestem pewien, czy Eckart Tolle ma rzeczywiście typowy kanadyjski akcent: urodził się on w Niemczech, wychowywał w Niemczech, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.

Można posłuchać i obejrzeć poniżej czołowego gawędziarza i klauna kanadyjskiego:
https://youtu.be/3AIoHLr8nTI
Martyna: pytanie jest, czy celem tej dziewczyny jest nauczenie się języka, czy też pokazanie swojej „wyższości” i wytknięcie Ci błędów? Żaden nauczyciel nie jest idealny i jeżeli uczeń zaczyna na siłę szukać jego uchybień i je ostentacyjnie podkreślać, to nie wiem, czy jest sens kontynuować taką „naukę”. A jeżeli chciałaby idealnego nauczyciela, to niech zatrudni „native speaker”, po studiach języka angielskiego ukończonych w angielskojęzycznym kraju—i odpowiednio mu zapłaci za taką usługę.

Czytałem dość ciekawy artykuł napisany przez nauczyciela języka uczącego w Liceum Ogólnokształcącym parę lat po upadku komuny w Polsce. Otóż jeden z uczniów spędził sporo lat w USA z rodzicami (nota bene, ludzie zamożni i ustawieni, przebywający za granicą oficjalnie podczas PRL-u), chodził tam do szkoły i rzeczywiście angielski znał świetnie, lepiej od nauczyciela. I tu był problem—chłopak był bardzo pewny siebie i non-stop publicznie poprawiał nauczyciela, wyszydzał jego błędy i śmiał się z jego akcentu. Nie pamiętam, jak to się zakończyło, ale taka sytuacja na pewno była niezmiernie stresowa dla uczącego, jak też oczywiście dobitnie świadczyła o kompletnym braku wychowania i kultury tego ucznia (i zapewne jego rodziców). Na miejscu nauczyciela odmówiłbym pracowania w takiej atmosferze.

Też sporadycznie mam do czynienia z trudnymi klientami, którzy szukają „dziury w całym” i potrafią wytknąć rzekomo popełnione przeze mnie błędy—w większości przypadków okazuje się, że ich nie było, a czasem były kompletnie nieistotne i nie miały rzeczywistego wpływu na całą sprawę. A już najgorsza sytuacja gdy klient czegoś nie rozumie, żąda ode mnie pełnego wytłumaczenia (którego zrozumienie często wymagałoby posiadanie przez niego specjalistycznej wiedzy i terminologii) i pomimo moich starań, nie jest w stanie nic zrozumieć. Dlatego z przyjemnością pozbywam się takich osób, bo praca z nimi to ciągłe kłopoty, tłumaczenie się, wyjaśnienia i niepotrzebny stres.

I jeszcze na koniec dorzucę coś z mojego życia sprzed 40 lat. Chociaż przez 4 lata „uczyłem” się angielskiego w ogólniaku, to nadal miałem problemy z gramatyką, a w szczególności z czasami, które prawie dla każdego stanowiły „czarną magię”: ani nauczycielka, ani też istniejące wówczas książki nie potrafiły tych zagadnień właściwie wyjaśnić—a raczej tak je gmatwały, że wydawały się barierami nie do przebycia.

Akurat tak się złożyło, że jeden z moich kolegów znał bardzo dobrze język angielski, nawet zajął czołowe miejsce w finale Olimpiady języka angielskiego (obecnie jest w Polsce dość znaną osobą). Z własnej kieszeni wykupiłem u niego 10 lekcji angielskiego, szczególnie koncentrując się na używalności czasów w języku angielskim. Muszę powiedzieć, że była to jedna z najlepszych inwestycji, jakie w życiu zrobiłem—bardzo obrazowo wyjaśnił mi stosowanie czasów i chyba więcej się od niego nauczyłem, niż przez 4 lata nauki w szkole (tragiczne - komiczne, prawda?).

Ale dlaczego to piszę? Bo oboje posiadaliśmy ten sam cel: ja BARDZO chciałem się tego nauczyć, a on był przez to NIEZMIERNIE zmotywowany, aby udzielić mi najlepszych korepetycji/lekcji—i z pewnością miał ogromną satysfakcję, że potrafił tego dokonać.
@martyna
Po przeczytaniu twoch postow mam takie uwagi.
1. Jak ty uczysz kogos jez. ang. to przeciez jest wiadomo, ze ty lepiej znasz ten jezyk niz ona.
2. Jest prawda, ze dzieci wynosza swoje zachowanie z domu. Gdy sa 'sfrustrowane' w domu, np gdy nie maja glosu, gdy ich slowo sie nie liczy, gdy nikt ich nie wspiera albo pyta o opinie, to swoje frustracje musza na kims wywalic i ty jestes wlasnie ta osoba. W domu nie maja kontroli nad sytuacja, ale przy tobie to tak. Nie przyjmuj tego do serca, bo frustracje innych ludzi to nie jest twoj problem.
3. Na nastepnej lekcji, powiedz wyraznie, lagodnie ale stanowczo, ze jak ona nie zrobi zadan, czy czegos sie nie nauczy - to przestaniesz ja uczyc, bo to szkoda twojego czasu. Wtedy zobaczysz reakcje. Powiedz, ze musimy cos uzgodnic, i ze ma odrabiac lekcje i tyle, bo inaczej bedzie szukala kogos innego.
4. Ona chce pokazac, kto tu rzadzi, ale wg mnie szkoda twoich nerwow na takie zachowanie.
5. Najwazniejsze, szanuj siebie, ale ty pokazujesz, ze oczywiscie zgadzasz sie, zeby dziecko Ciebie nie szanowalo jako nauczyciel.
Posluchalam tego Eckart Tolle i ja slysze typowa wymowe niektorych slow dla kogos kto jest Niemieckim nativem.
Cytat: chippy
Dziewczynka zdecydowanie odreagowuje jakis problem. Nie ona jedna . Wszyscy mamy jakies problemy w podswiadomosci, tylko, ze reagujemy w rozny sposob. Sa rozne scenariusze kontroli energii, od pasywnych po agresywne. Ona zdecydowanie "wampiruje" na Tobie, czyli zabiera Ci energie, poniewaz ktos zabiera energie jej. Moze to byc w domu, moze byc w szkole.
Kazdego nauczyciela mozna zagiac, ale gdyby ja uczyl np. Pan Jansky albo "mg", to nie bylaby taka bojowa, znalazlaby kogos innego. Ona czuje, ze jest silniejsza energetycznie od Ciebie.
Ja bym zrezygnowala z tej uczennicy, szkoda zdrowia.
Martyna: a jakie jest Twoje pytanie?

Hej, dzięki za odpowiedź. Myślę, że problem też tkwi w tym, że ja ogólnie nie jestem osobą zbyt pewną siebie. Ogólnie uczyć lubię, pomagałam już będąc w gimnazjum, umiem sobie rozplanować naukę, wyznaczyć cele, staram się być konsekwentna. Oczywiście, nie cieszy mnie to, że znalazł się tam błąd, wiadomo, że chciałabym ich uniknąć i dążę do tego, żeby uczniowie też poprawiali swoje wyniki. Natomiast, zabolało mnie to w jaki sposób ona to zrobiła. Bo przecież można by powiedzieć: Proszę pani, sprawdzaliśmy na lekcji te ćwiczenia i tutaj nasza nauczycielka powiedziała że musi być ta opcja ?? (chciałam zapytać dlaczego), natomiast ona zrobiła to tak: A, jeszcze sprawdzaliśmy na lekcji te zadania i tam są błędy ...o, tu, tu i tu A TU JEDNAK MUSI BYĆ TAK- (wskazując opcję, przy której ona poprzednio się upierała jako jednak tę poprawną- to był jeden przykład nad którym zastanawiałam się, ja polecałam uczennicy wpisać Past Simple, gdyż zdanie było w środku dłużej wypowiedzi, tło było już naznaczone, nie widziałam szczególnej potrzeby używania Pr.Perfect (tak wydawało mi się i Pan tłumacz google też to tak przetłumaczył - niestety nie pamiętam tego zdania, ale sprawdzę i jak coś napiszę całość :)) Ponieważ uczennica chciała zostać przy opcji, która jej wydawała się jako słuszna, ja powiedziałam wtedy - OK, to jest twoja książka, więc napisz jak chcesz. Stąd ona wczoraj mam wrażenie podkreśliła- że jednak wyszło na jej. Ciekawe, że zapamiętała ten przykład, ale nie pamiętała biedna co było zadane. (Cóż Pan zrobisz...)Na szczęście :))) ja mam zeszyt od każdego ucznia i po lekcji zapisuję co robiliśmy i co zadałam ;) Wiecie, stąd taki mój niesmak. Robiąc z nią te zadania, przecież chcę jej pomóc. Jeśli uważa, że jestem za kiepska, mogą zawsze zmienić korepetytora, raczej pieniądze nie grają tu roli i sądzę, że mogliby sobie pozwolić na lekcje w bardzo wykwalifikowanej osoby. I tak myślę, że będę musiała z nią ustalić pewne zasady. Już je powoli wprowadzam, bo np. ona jak zaczynamy robić zadania to chciałaby sobie wybierać od którego ma zacząć, a przecież...wiadomo, że zadania są ułożone specjalnie w określonej kolejności i...zanim zaczniemy potrafi się sprzeczać, które prostsze. Więc, ja jej tu stawiam granicę, mówiąc- wydaje Ci się, to zadanie jest prostsze, bo wymaga użycia jednego czasu, więc zaczniemy od tego, a później przejdziemy do kolejnego. Chcę jej pokazać, że tu akurat ja ustalam zasady. Z tego co wiem, jej tata chyba pracuje na stanowisku kierowniczym?? coś tak wspominała?? więc...może odziedziczyła tę chęć do rządzenia, ale ona jeszcze nie rozumie, że zanim stanie się dyrektorem, musi nauczyć się wiele od innych, a przede wszystkim...pokory. Trochę jednak zastanawia mnie jej złośliwość- jeśli to rzeczywiście złoźliwość, a nie moje przewrażliwienie. Bo....to wtedy pokazuje, że ona ma problemy sama ze sobą i tutaj potrzebna byłaby osoba wykwalifikowana. Jeśli mimo moich prób wprowadzenia zasad, ewentualnej rozmowy z rodzicem- (jej rodzice są w porządku) sytuacje będą się powtarzać, to sądzę, że wyjdę z propozycją zmiany nauczyciela dla niej. Tak jak ja to teraz widzę, musiałaby to być oczywiście osoba znająca bardzo dobrze angielski, tak na C1- bo ona jest w grupie mniej zaawansowanej w 1 LO) ale przede wszystkim- BARDZO dobry pedagog, aby poradził sobie z jej zachowaniami. Mnie jest przykro, bo jestem przewrażliwiona na punkcie, że czegoś nie umiem wystarczająco dobrze, a ona w tej naszej relacji- jest osobą, która to szczególnie wynajduje i podkreśla. Z tego co mi mówiła, ma też problem w relacjach rówieśniczych, klasa nie odpisuje jej, kiedy zapyta co było zadane itp. Szkoda mi jej było, bo na pewno chciałaby być lubiana, ale sądzę, że ona może innym wydawać się osobą przemądrzałą, upartą i przez to jest może mniej lubiana. Nawet kiedyś tak na gruncie takim płaskim, nie wchodząc w szczegóły pogadałam z nią chwilę, bo akurat nie mogła skupić się na lekcji, gdyż to przeżywała, ale widzicie...innym razem atakuje?? mnie.
Pod tym postem dziękuję Wam za wszystkie odpowiedzi w tym temacie. Przeczytałam wszystkie. Ogólnie- macie wszyscy rację. Życzę spokojnych, zdrowych, wesołych Świąt:)))) i szczęśliwego Nowego Roku!
Cytat: terri
@martyna
Po przeczytaniu twoch postow mam takie uwagi.
1. Jak ty uczysz kogos jez. ang. to przeciez jest wiadomo, ze ty lepiej znasz ten jezyk niz ona.
2. Jest prawda, ze dzieci wynosza swoje zachowanie z domu. Gdy sa 'sfrustrowane' w domu, np gdy nie maja glosu, gdy ich slowo sie nie liczy, gdy nikt ich nie wspiera albo pyta o opinie, to swoje frustracje musza na kims wywalic i ty jestes wlasnie ta osoba. W domu nie maja kontroli nad sytuacja, ale przy tobie to tak. Nie przyjmuj tego do serca, bo frustracje innych ludzi to nie jest twoj problem.
3. Na nastepnej lekcji, powiedz wyraznie, lagodnie ale stanowczo, ze jak ona nie zrobi zadan, czy czegos sie nie nauczy - to przestaniesz ja uczyc, bo to szkoda twojego czasu. Wtedy zobaczysz reakcje. Powiedz, ze musimy cos uzgodnic, i ze ma odrabiac lekcje i tyle, bo inaczej bedzie szukala kogos innego.
4. Ona chce pokazac, kto tu rzadzi, ale wg mnie szkoda twoich nerwow na takie zachowanie.
5. Najwazniejsze, szanuj siebie, ale ty pokazujesz, ze oczywiscie zgadzasz sie, zeby dziecko Ciebie nie szanowalo jako nauczyciel.

Zrobię tak z tą pracą domową, oj zrobię :)
Cytat: Jack_007
Martyna: pytanie jest, czy celem tej dziewczyny jest nauczenie się języka, czy też pokazanie swojej „wyższości” i wytknięcie Ci błędów? Żaden nauczyciel nie jest idealny i jeżeli uczeń zaczyna na siłę szukać jego uchybień i je ostentacyjnie podkreślać, to nie wiem, czy jest sens kontynuować taką „naukę”. A jeżeli chciałaby idealnego nauczyciela, to niech zatrudni „native speaker”, po studiach języka angielskiego ukończonych w angielskojęzycznym kraju—i odpowiednio mu zapłaci za taką usługę.

Czytałem dość ciekawy artykuł napisany przez nauczyciela języka uczącego w Liceum Ogólnokształcącym parę lat po upadku komuny w Polsce. Otóż jeden z uczniów spędził sporo lat w USA z rodzicami (nota bene, ludzie zamożni i ustawieni, przebywający za granicą oficjalnie podczas PRL-u), chodził tam do szkoły i rzeczywiście angielski znał świetnie, lepiej od nauczyciela. I tu był problem—chłopak był bardzo pewny siebie i non-stop publicznie poprawiał nauczyciela, wyszydzał jego błędy i śmiał się z jego akcentu. Nie pamiętam, jak to się zakończyło, ale taka sytuacja na pewno była niezmiernie stresowa dla uczącego, jak też oczywiście dobitnie świadczyła o kompletnym braku wychowania i kultury tego ucznia (i zapewne jego rodziców). Na miejscu nauczyciela odmówiłbym pracowania w takiej atmosferze.

Też sporadycznie mam do czynienia z trudnymi klientami, którzy szukają „dziury w całym” i potrafią wytknąć rzekomo popełnione przeze mnie błędy—w większości przypadków okazuje się, że ich nie było, a czasem były kompletnie nieistotne i nie miały rzeczywistego wpływu na całą sprawę. A już najgorsza sytuacja gdy klient czegoś nie rozumie, żąda ode mnie pełnego wytłumaczenia (którego zrozumienie często wymagałoby posiadanie przez niego specjalistycznej wiedzy i terminologii) i pomimo moich starań, nie jest w stanie nic zrozumieć. Dlatego z przyjemnością pozbywam się takich osób, bo praca z nimi to ciągłe kłopoty, tłumaczenie się, wyjaśnienia i niepotrzebny stres.

I jeszcze na koniec dorzucę coś z mojego życia sprzed 40 lat. Chociaż przez 4 lata „uczyłem” się angielskiego w ogólniaku, to nadal miałem problemy z gramatyką, a w szczególności z czasami, które prawie dla każdego stanowiły „czarną magię”: ani nauczycielka, ani też istniejące wówczas książki nie potrafiły tych zagadnień właściwie wyjaśnić—a raczej tak je gmatwały, że wydawały się barierami nie do przebycia.

Akurat tak się złożyło, że jeden z moich kolegów znał bardzo dobrze język angielski, nawet zajął czołowe miejsce w finale Olimpiady języka angielskiego (obecnie jest w Polsce dość znaną osobą). Z własnej kieszeni wykupiłem u niego 10 lekcji angielskiego, szczególnie koncentrując się na używalności czasów w języku angielskim. Muszę powiedzieć, że była to jedna z najlepszych inwestycji, jakie w życiu zrobiłem—bardzo obrazowo wyjaśnił mi stosowanie czasów i chyba więcej się od niego nauczyłem, niż przez 4 lata nauki w szkole (tragiczne - komiczne, prawda?).

Ale dlaczego to piszę? Bo oboje posiadaliśmy ten sam cel: ja BARDZO chciałem się tego nauczyć, a on był przez to NIEZMIERNIE zmotywowany, aby udzielić mi najlepszych korepetycji/lekcji—i z pewnością miał ogromną satysfakcję, że potrafił tego dokonać.

Ojej, współczuję temu nauczycielowi. Choć- jak napisałeś, wiele zależy od dziecka. Ja np. uczę też córkę znajomych. Dziecko mieszkało do 6 roku życia w GB. Opowiadała, że kiedy przyszła tu do 1 klasy SP to...nudziła się na lekcji...wiadomo. Miała akurat świetnego nauczyciela (znam go z relacji i zeszytów uczniów, obecnie wyemigrował), ale...no, minus, że nie dał jej jakiś trudniejszych zadań niż reszcie, nie uwzględnił jej wogóle. Ale co..dziecko nie odzywało się, nudziło, ale nie wyśmiewało....
Mnie jest przykro, bo jestem przewrażliwiona na punkcie, że czegoś nie umiem wystarczająco dobrze

Myślę, że problem też tkwi w tym, że ja ogólnie nie jestem osobą zbyt pewną siebie.

No wlasnie napisalam, ze ona czuje Twoje slabosci i wykorzystuje Cie energetycznie. Dlaczego? to jest pytanie do psychoterapeuty.

tak myślę, że będę musiała z nią ustalić pewne zasady. Już je powoli wprowadzam, bo np. ona jak zaczynamy robić zadania to chciałaby sobie wybierać od którego ma zacząć, a przecież...wiadomo, że zadania są ułożone specjalnie w określonej kolejności i...zanim zaczniemy potrafi się sprzeczać, które prostsze. Więc, ja jej tu stawiam granicę, mówiąc- wydaje Ci się, to zadanie jest prostsze, bo wymaga użycia jednego czasu, więc zaczniemy od tego, a później przejdziemy do kolejnego. Chcę jej pokazać, że tu akurat ja ustalam zasady.

Chcesz ja wychowywac? To nie jest Twoje zadanie.
Porozmawialabym z rodzicami, przedstawila problem. Albo ja ustawia, albo zabiora.
edytowany przez chippy: 22 gru 2022
Cytat: terri
Posluchalam tego Eckart Tolle i ja slysze typowa wymowe niektorych slow dla kogos kto jest Niemieckim nativem.

A to nie raczej Schwarceneger?:)

@Jack:
A ten gawedziarz kanadyjski to nie wychowywal sie w Stanach? wydaje mi sie ze kanadyjski akcent jest jakis lzejszy, ma taki "brytyjski powiew", ale generalnie poddaje sie:). Pracowalam z Kanadyjka ale rzadko mialysmy okazje to interakcji. Do Kanady nie dotarlam, tylo pod granice nad Niagara.
Martyna;
Jeszcze tozwrocilo moja uwage:

Jej mama mówiła, że jestem jedyną jak dotąd osobą, do której w ogóle ona chce przyjeżdżać, że były wcześniej problemy z tym angielskim (ale szczegółów nie znam). Na poprzednia nauczycielkę dziewczyna od początku narzekała,

A moze tamta nauczycielka byla pewna siebie, stanowcza i nie pozwolila sobie ?
No wlasnie,jestes jedyna osoba do ktorej chce przyjezdzac. Pomyslalas dlaczego?
Ja bym jej podziekowala za wspolprace, a rodzicom powiedziala dlaczego. To jest najlepsza bariera jaka mozesz wyznaczyc. Stawianie "zasad" nie przyniesie rezultatu, albo na krotko. Masz doczynienia z dzieckiem, ktore potrzebuje pomocy dobrego psychologa.
Chippy: Sprawdziłem w „Wikipedia” i gawędziarz raczej wykształcenie otrzymał w Kanadzie, w prowincji Quebec-oczywiście, jego drugi (czy może pierwszy, czy oba) język to francuski, w którym się też uczył.

Po przyjeździe do Kanady miałem TV z programami i wiadomościami z USA, ciągle się słuchało imigrantów z ich różnymi akcentami i trudno było w tym wieku zdeterminować, co to właściwie jest ten „kanadyjski akcent”. Zresztą niektórzy dziennikarze kanadyjscy—chociażby słynny Peter Jennings—wyjechali do USA i tam prowadzili czołowe programy wiadomości—z pewnością akcentu nie zmienili.
Martyna: Z pewnością się takie sytuacje obecnie zdarzają, że uczeń ma lepszy akcent od nauczyciela i płynniej od niego mówi w danym języku z powodu mieszkania i edukacji w danym kraju. Jeżeli rzeczywiście tak świetnie zna język, to nie powinien w ogóle na takie zajęcia przychodzić; jeżeli przychodzi (bo pewnie wielu rzeczy mimo wszystko nie wie i może się nauczyć), to mógłby świetnie z nauczycielem ko-operować i być mu niezmiernie pomocny. Będąc na studiach, niektórzy studenci mieli już za sobą lata pracy w poważnych firmach, na dość odpowiedzialnych stanowiskach, i często ich wypowiedzi, do których byli zresztą zachęcani przez profesorów, były cenniejsze od samych wykładów. Ale wychowanie wynosimy głównie z domu...

Jak pewnie wiesz, w Kanadzie w szkołach dzieci uczą się francuskiego i brakuje nauczycieli tego języka. Spotkałem kilku nauczycieli, którzy uczyli początkowego języka i sami przyznali się, że ich francuski jest na raczej średnim poziomie—ale wystarczający, aby uczyć początków tego języka (nota bene, i tak większość ludzi w Ontario nie zna francuskiego, jego „nauka” przypomina mi „naukę” języka rosyjskiego w Polsce). Dlatego staraj się uczyć takiego zakresu materiału, jakiego jesteś w stanie uczyć i nie przekraczaj pewnych limitów—najlepiej sama przygotowuj i „narzucaj” lekcje/tematy, szczególnie takie, którymi się Twoja uczennica interesuje i które są użyteczne. Wiadomo, że jeżeli ktoś chce przygotować się do egzaminów z języka angielskiego, aby wyjechać do USA czy Wielkiej Brytanii na studia doktoranckie, to potrzebuje kompletnie innego nauczyciela i kopletnie inne materiały do nauki—i z pewnością będzie musiał mu o wiele więcej zapłacić.

Przed przybyciem do Kanady na pamięć uczyłem się z gazet amerykańskich artykułów dotyczących Polski—stanu wojennego, demonstracji i różnych politycznych wydarzeń. Były to tematy bardzo bieżące i po przyjeździe do Kanady mogłem jest prawie każdemu „sprzedać”. Niektórzy byli zachwyceni poziomem mojego angielskiego i przekonani, że znam ten język bardzo płynnie! Chociaż tak nie było, to uzyskane w ten sposób słownictwo czy zwroty były o stokroć bardziej przydatne od tych idiotyzmów, jakich musieliśmy się uczyć w oficjalnych książek do nauki języka angielskiego w ogólniaku (np. historia Wali czy Anglii, poezja, jakieś opracowania literackie, itp.)

Ale jak wspomniałem poprzednio—osoba, którą uczysz, musi mieć motywację i CHCIEĆ się nauczyć, inaczej taka nauka ma mało sensu.

Powodzenia!
Przed przybyciem do Kanady na pamięć uczyłem się z gazet amerykańskich artykułów dotyczących Polski—stanu wojennego, demonstracji i różnych politycznych wydarzeń. Były to tematy bardzo bieżące i po przyjeździe do Kanady mogłem jest prawie każdemu „sprzedać”. Niektórzy byli zachwyceni poziomem mojego angielskiego i przekonani, że znam ten język bardzo płynnie!

Way to go! :-)))

co to właściwie jest ten „kanadyjski akcent”.

no mowilam, ze ni pies ni wydra :-)
Rzucam recznik:)
"Nie pies, ni wydra, coś na kształt świdra"-słowa wypowiedziane przez innego znanego gawędziarza i bajarza ludowego, niejakiego Gomółkę, w Sali Kongresowej w 1968 r. ku oklaskom gawiedzi partyjnej. Nie wiem, dlaczego, ale niezmiernie lubię używać tą formułkę!
BrE vs AmE vs CaE
BrE vs AmE vs CaE : Pronunciation
Temat przeniesiony do archwium.
61-87 z 87
| następna

« 

Pomoc językowa

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia