Konfiturko, wydaje mi się, że bardzo dużo zalezy od tego, na jakiej uczelni studiujesz... Ja studiowałam na KUL-u, obroniłam się rok temu. Najgorszy chyba był 1 rok, bo wtedy na KUL-u (chyba do dziś tak jest???) jeśli sie nawet nie zaliczyło jednego przedmiotu, nie wspominając o oblanym egzaminie, to sie wylatywało ze studiów na zbity wiesz co. Dlatego ten rok był dla mnie najbardziej stresujący. Poza tym, I i II rok studiów to było szlifowanie języka, nauka słówek, poprawa wymowy, generalnie podciąganie się do poziomu CPE. Dlatego chyba był najtrudniejszy. Potem dzieliliśmy się na językonawców i literaturoznawców, było więcej ciekawych przedmiotów związanych z naszymi zainteresowaniami. Najfajnieszy chyba był 5 rok, bo robiłam to, co mnie interesowało, pracowałam we własnym tempie i właściwie samodzielnie, więc tak, jak lubię. Na KUL-u były jeszcze takie ogólne przedmioty, jak filozofia, etyka, psychologia... Więc było co robić.
Generalnie anglistka w moim mniemaniu nie jest łatwym przedmiotem do studiowania. Wbrew temu, co się sądzi, to nie jest kurs językowy. Owszem, szlifuje się język, ale później ten język trzeba stosować do głębszego wgryzania się w tematy językoznawcze i kulturoznawcze. Wyobraź sobie, jaki przeżyłam szok, jak na I roku musiałam czytać podręczniki akademickie np. o fonetyce po angielsku! To nie jest takie proste! Dlatego pierwsze lata to kucie, kucie, kucie... A potem to już jakoś zleci...
Nie wiem, czy odpowiedziałam na Twoje pytanie. Jakbyś chciała pogadać o anglistyce, to mój numer [gg] .
Pozdrawiam!
Absolwentka