ja uważam właśnie NKJO, coś jak 3 letnia filologia angielska, z tym, ze z wiekszym naciskiem na metodyke. ( wiem, wiem, robienie licencjata nie jest obowiazkowe).
nie kazdy musi ja lubic (metodyke), i jest ona na kazdych studiach. (matma np.).
jestem w nkjo, to fakt, wiele osob mowi wlasnie z takim tonem - "ja nauczycielka/elem nigdy w zyciu nie bede "!!!
a potem, nimi zostają.
pytam sie, bo sie boje.
ja nie mowie tak jak inni ludzie, ze " nauczyciel to nigdy ",
ja wiem, ze ja nia nie bede, bo jestem malomowna, zamknieta w sobie dziewucha.
a wystep przed grupa ludzi to od zawsze mordega.
a jaka jest roznica z tymi ludzmi, ktorzy,
robia licencjata na uniwerku, wybrali sobie nauczycielska specjalizacje,
i tymi w nkjo, ktorzy wybrali sobie seminarium jezykoznawcze, i maja uprawnienia nauczycielskie?
chodzi mi o to, czy mam racje, czy nie.
że idac do nkjo, ' z buta ' mozesz zostac tylko i wylacznie nauczycielem,
i ta szkola cie na ten zawod 'skazuje' ?
( prosze bez negatywnych skojarzen, ja cenie pracę nauczycieli).
jak nie chcesz byc nauczycielem, to nim nie zostaniesz, i nie zaklepiesz sobie posadki w szkole, a te koleżanki, o których pisze zone chyba byly bardzo leniwe ;-))).
no bo jak narzekaja, a mogly cos robic, bedac jeszcze w college'u mogly
cos robic by byc kims, kim naprawde chca byc.
( zabrzmialo bardzo banalnie, ale mogly sie przygotowywac na inne uczelnie, na 2 fakultet, bedac jeszcze w college'u, dlatego pisze, ze sa leniwe).
Gorąco Pozdrawiam :)