Bydgoszczanin na studiach w Oxfordzie

Temat przeniesiony do archwium.
O zgubionych w Oxfordzie dokumentach, szukaniu papieru firmowego i swojej pasji do historii opowiada Adam Izdebski, bydgoszczanin, który w październiku rozpocznie studia w Oxfordzie, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie.
Dominika Kulesza: Jak zostaje się oxfordczykiem?

Adam Izdebski: - Przepis jest bardzo prosty: trzeba dać im znać o swoim istnieniu, wykazać się odrobiną cierpliwości w kompletowaniu stosu dokumentów i podążać za swoją pasją.

A co jest twoją pasją?

- Przemiany społeczne w Italii w V i VI wieku, na przełomie starożytności i średniowiecza. To fascynujące badać i śledzić przemiany w życiu społeczeństw z Basenu Morza Śródziemnego w okresie Bizancjum, odtwarzać z kart historii, jak ludzie sobie radzili z sytuacją polityczną, jak organizowały się społeczności, jak zachowywały się w sytuacjach kryzysowych.

- Studiujesz na Międzynarodowych Indywidualnych Studiach Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, w tym roku będziesz bronił magisterki. Pracę naukową możesz przecież kontynuować w Polsce. Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać?

- Mój opiekun na studiach często powtarzał, jeżeli chcesz zawodowo zająć się pracą naukową, musisz chociaż na rok wyjechać na zagraniczną uczelnię. Uważam, że jak kraść to miliony, jak studiować to na jednej z najbardziej renomowanych uczelni wyższych w Europie. Szczerze mówiąc, to marzył mi się Paryż, ale mój opiekun z MISH namawiał mnie na kontynuowanie kształcenia się w kraju anglosaskim. Poszukałem, posprawdzałem i doszedłem do wniosku, że najlepsi specjaliści-historycy z dziedziny, która mnie interesuje, wykładają na Oxfordzie w Keble College. Decyzję o aplikowaniu na uczelnię podjąłem w czerwcu, komplet dokumentów musiałem złożyć do 24 listopada.

Miałeś sporo czasu na przygotowanie aplikacji.

- Wcale nie! Ledwie zdążyłem. Wprawdzie wszyscy moi wykładowcy z Uniwersytetu Warszawskiego bardzo mi pomagali, ale pewnych formalności nie da się obejść na skróty. Musiałem przede wszystkim zdać egzamin z języka angielskiego. Wprawdzie mam już certyfikat, ale zdawany dawno, a uczelnia wymagała "świeżego". Mogłem wybierać między CPE a TOEFL. Zdecydowałem się na ten drugi, bo można go zdawać bez problemu przez cały rok, a po miesiącu od egzaminu ma się już wyniki. Musiałem też udokumentować, że zdobyłem już tytuł licencjata. I tu pojawił się problem, bo przecież studiowałem w trybie pięcioletnim. Na szczęście udało mi się dogadać z dziekanem mojego wydziału, zgodził się zaliczyć mi trzy lata jako studia licencjacie. Potrzebne były też trzy rekomendacje od moich profesorów. Z tym też było trochę latania, bo mojemu opiekunowi naukowemu bardzo zależało, żeby wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Szukaliśmy po całej uczelni kredowego papieru, żeby wydrukować na nim list. Komplet dokumentów był naprawdę spory, musiałem je wysłać kurierem, bo uczelnia tego wymaga.

To wszystko? A nie musiałeś się jakoś sam zareklamować?

- Oczywiście tak. Musiałem dołączyć dwa już opublikowane artykuły naukowe przetłumaczone na język angielski, życiorys i list, w którym tłumaczę, dlaczego chcę właśnie na tej uczelni studiować, udokumentować działalność naukową, np. prowadzenie wykładów dla stypendystów Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, czy pracę w kole starożytniczym. To nie koniec. Największe problemy miałem z paniami w dziekanacie, które nie do końca rozumiały, po co mi np. potwierdzenie przetłumaczonego indeksu.

- No tak, panie w dziekanacie to zmora większości publicznych uczelni.

- Okazuje się, że nie tylko w naszych dziekanatach jest okropny bałagan i biurokracja. Razem ze mną do Oxfordu aplikował mój dobry kolega z Torunia. Ja dostałem już dawno odpowiedź, a on nadal czekał. Po dwóch tygodniach nie wytrzymał i zadzwonił do nich, żeby dowiedzieć się, czy się dostał, czy nie. Okazało się, że teczkę z jego dokumentami ktoś odłożył w dziekanacie na okno i leżała tam w zapomnieniu.

- I co wtedy?

- Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Właśnie dostał poufnego e-maila z informacją, że zostanie przyjęty w poczet oxfordczyków, tylko musi być zachowana procedura. Teraz jeszcze czeka na potwierdzenie tej informacji oficjalnym listem.

- Jak dowiedziałeś się, że zostałeś przyjęty w poczet studentów Keble College?

- Dostałem list w kopercie z logo Oxfordu. Sama koperta robiła niesamowite wrażenie. Zaraz po euforii, która mnie ogarnęła, zacząłem się zastanawiać, skąd wziąć środki na opłacenie studiów i samo życie w Anglii. Będąc studentem, nie będę miał możliwości pracy. Uczelnia zakłada widocznie, że mam koncentrować się tylko na nauce.

- Ile będziesz potrzebował na zapłacenie za studia?

- Trzy tysiące funtów czesnego za Uniwersytet i 1800 funtów za przyjęcie do College, do tego ok. 1[tel]funtów kieszonkowego na tydzień. Mogę wziąć wprawdzie kredyt, ale tylko na pokrycie czesnego. Szukam sponsorów. Na pewno mi się uda, gdybym w to nie wierzył, z pewnością nie zostałbym oxfordczykiem.

- Zostaniesz w Anglii?

- Nie, to by było pójście na łatwiznę. Chcę się tam rozwinąć i wrócić do Polski. Tu jest moje miejsce.
>>>>> To pewnie zdąrzy wrócić na spotkanie „Frontiers of Knowledge” w Wrocławiu

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia