Kurier z 17.06.2006
WIADOMOŚCI: Truskawkowy obóz pracy
ANGLIA - KRAŚNIK BARAKI DLA PRACOWNIKÓW FARMY BYŁY OTOCZONE DRUTEM KOLCZASTYM POD NAPIĘCIEM
Miały to być wakacje połączone z dużym zarobkiem. 10-osobowa grupa młodzieży z Kraśnika wyjechała do pracy na plantację truskawek w Brook Farm w hrabstwie Hereford w Anglii. Warunki życiowe bardziej przypominały obóz pracy niż farmę, więc większość młodzieży wróciła do Polski. Organizator wyjazdu twierdzi, że wszystko jest ok.
Na farmie rozpętało się piekło.
– Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyliśmy było ogrodzenie z drutu kolczastego. Pod napięciem. Na początku nawet nas to rozbawiło – opowiada nam uczestniczka wyjazdu, Żaneta Jakubik. – Niestety, z czasem okazało się, że warunki na farmie są jak w obozie pracy przymusowej.
– Obiecano nam zakwaterowanie w domkach kempingowych z kuchnią i łazienką, a mieszkaliśmy w barakach. Kuchnia i prysznice były 50 metrów dalej. Korzystało z nich dwa tysiące osób. Wszędzie był straszny brud – skarży się inny uczestnik wyjazdu, Jakub Chmielewski.
W kuchni i łazienkach brakowało na zmianę wody, gazu albo światła. Pierwszego dnia pobytu uczestnicy podpisywali jakieś dokumenty. – Nawet nie wiemy, co podpisaliśmy – mówili uczestnicy.
Po dwóch dniach zaczęła się praca. – Obiecano nam 5,5 funta za godzinę. Na miejscu okazało się, że 5,5 funta to stawka za zerwanie 3,5 skrzynki w ciągu godziny. Nie było możliwości, aby wyrobić tę normę. A za niewyrobienie normy potrącane były kary. Ostatecznie dostawaliśmy 1,5 funta za skrzynkę – denerwuje się Żaneta Jakubik.
Panował terror. Krzyki, poganianie przy pracy, wulgarna obsługa.
– O wszystko trzeba się było wykłócać, nawet o wydanie kart identyfikacyjnych – denerwuje się Jakub Chmielewski.
– Najgorsze były jednak opłaty, dosłownie za wszystko, np. za wizytę u lekarza trzeba było płacić 10 funtów – dodaje Żaneta Jakubik.
Osiem osób z dziesięciu, które wyjechały, postanowiło w tej sytuacji wrócić do Polski. Mimo że mieli z góry opłacony powrót, musieli dopłacić, aby przyjechał autokar. – Wyrzucono nas z farmy o godz. 23. Do 3 w nocy koczowaliśmy na drodze. Musieliśmy też nieść nasz bagaż 2,5 km do autobusu – mówili uczestnicy.
Za tygodniową wizytę na Brook Farm uczestnicy wyjazdu zapłacili w Biurze Pośrednictwa Pracy Ogólnopolskie Zrzeszenie Producentów Owoców i Warzyw aż 1500 zł. Oprócz standardowych opłat, np. przejazd czy ubezpieczenie, uczestnicy zapłacili obowiązkową składkę na Ogólnopolskie Zrzeszenie Producentów Owoców i Warzyw w wysokości 310 zł. Żaneta i Jakub wnieśli też tajemniczą opłatę w wysokości 600 zł z tytułu „Opłaty za IV Program. Anglia”.
Zrzeszenie zna sprawę, ale nie widzi problemu. Według niego uczestnicy wyjazdu byli poinformowani o warunkach i obowiązujących normach. Winą za całą sytuację obarcza negatywne nastawienie swoich klientów.
A opłaty? W zrzeszeniu poinformowano nas, że osoba chcąca wyjechać musi być jego członkiem. Dlatego też pobierają składkę w wysokości 310 zł. Zaś opłata 600 zł przeznaczona jest dla agenta, który organizuje pracę w Anglii.
Działalność Agencji Pośrednictwa Pracy reguluje ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Wynika z niej, że agencja ma zawierać umowy z pracodawcą zagranicznym, jak i wyjeżdżającym obywatelem Polski. Mają być w nich jasno określone warunki pracy i zarobki. Agencja nie może pobierać opłaty za pośrednictwo, a jedynie za faktycznie poniesione koszty.
Imiona i nazwiska uczestników wyjazdu zostały zmienione.
Ewa Matłaszewska
OSTRZEGAJĄ
Uczestnicy wyjazdu na Brook Farm zamierzają walczyć o swoje prawa. W związku z tym, że pojawia się wiele ogłoszeń proponujących pracę na tej plantacji, założyli własny blog, na którym ostrzegają przed wyjazdem: farmabrierley-hereford.blog.onet.pl
to zciaglem z internetu jest troche w tym przesady !! ale jest tez przerabane 90 % prawdy:(((
jestem na tej farmie juz miesiac