Przeczytałam wszystkie posty na temat Speak-up school . Nie zgadzam się z oszołamami, którzy piszą źle o tej szkole. W dodatku źle po polsku (czyli z błędami ), pod wypływem dużych emocji i bez konstruktywnych argumentów.
Uczę się w tej szkole od maja i jestem bardzo zadowolona.
Wybrałam ją gdyż odpowiada mi brak z góry ustalonego grafiku zajęć. Możliwość dostosowania tempa nauki do wolnego czasu jakim w danym momencie dysponuję oraz do własnych możliwości przyswajania wiedzy.
Najczęściej podawane powody niezadowolenia z tej szkoły to:
1. Cena kursu. Cena zależy od ilości poziomów na jaki się decydujemy zapisać. I to jest uzasadnione. Szkoła nie będzie się rozwijać jeśli nie będzie wiadomo ile osób i na jak długo chce powiązać z nią swoją edukację. Ja zapisałam się na 7 poziomów (zaczynałam od 2) i płacę 270 zł miesięcznie. Gdybym zapisała się na więcej poziomów płaciłabym jeszcze mniej. Czy 270 zł to dużo, czy mało, to kwestia do dyskusji. Niektórzy moi znajomi uczęszczają do innych szkól i płacą na podobnym poziomie ale nie mają żadnej możliwości zmiany lektora (nawet jeśli uważają, że jest beznadziejny i im nie odpowiada) a w razie ważnego wyjazdu lub choroby tracą bezpowrotnie przerobione przez lektora, podczas ich nieobecności, zajęcia.
2. Konieczność podpisania umowy z bankiem. Otóż wcale nie musicie podpisywać umowy z bankiem. Oczywiście szkole jest to na rękę bo sama nie musi walczyć o terminowość rat za kurs i, dzięki bankowi, ma w miarę stabilną ilość kursantów. Ja nie zgodziłam się na podpisanie umowy z bankiem, bo to nie bank dawał mi gwarancję nauczenia angielskiego i okazało się, że mogę podpisać umowę z samą szkołą. W dodatku wynegocjowałam dodatkowy upust za cały kurs i gratisowe podręczniki. W umowach cywilnoprawnych obie strony mają równe prawa. Jeśli sami zgadzamy się na gorsze traktowanie to tak nas potraktują. Trzeba umieć twardo określać swoje warunki. Szkoła przyjmuje osoby dorosłe, posiadające pełnię praw, jeśli ktoś jest fujara i nie umie z nich korzystać, to jego problem.
3. Zmienność nauczycieli i uczestników grup. To jest akurat, moim zdaniem zaleta. Jeśli nie odpowiada mi jakiś lektor (bo uważam, że źle tłumaczy zagadnienia), to po prostu nie chodzę na jego zajęcia. Po ponad 5 –ciu miesiącach dwóch lektorów, na których zajęcia nie było chętnych, odeszło z mojej szkoły. A skład grupy jest mi zupełnie obojętny. W końcu nie przychodzę na imprezę towarzyską tylko uczyć się języka. O tym, ze korzystne z punktu widzenia nauki języka jest słuchanie różnych osób, rodzajów wymowy itp., napisało już kilka osób przede mną.
4. Mówienie po angielsku (od drugiego poziomu) Ktoś chyba zapomniał, że to kurs angielskiego a nie lekcja w kiepskim LO. Lektora można poprosić aby mówił wolnej. Z reguły dobierają słownictwo do poziomu grupy. Na drugim poziomie miałam też zajęcia z cudzoziemcami.
Było to bardzo mobilizujące. Na początku trochę stresowało: Boże co to będzie jak nie zrozumiem? A teraz zajęcia te uważam za ciekawe, zwłaszcza, jeśli są to Work Shops lub konwersacje. Na zajęcia z gramatyki na razie wolę wybierać polskich lektorów.
5. Za dużo multimediów i pracy samodzielnej. Nikt i za żadne pieniądze nie wrzuci nikomu wiedzy do głowy łopatą. Zresztą w żadnej dziedzinie. Nauka języka obcego to żmudna, samodzielna praca, która przynosi efekty skokowo. Można się uczyć 3-4 miesiące i mieć wrażenie że się stoi w miejscu i w pewnym momencie okazuje się, że dużo wiemy i rozumiemy. Ja też miałam takie wrażenie (i nie winiłam o to szkoły), że niby się uczę ale nadal mam blokadę, żeby rozmawiać, dopóki nie spotkałam potrzebującego pomocy cudzoziemca i okazało się, że świetnie się z nim porozumiałam. On wszystko zrozumiał i bardzo dziękował mi za pomoc. Oczywiście miałam świadomość, że popełniłam mnóstwo błędów, ale on na to nie zwrócił nawet uwagi a mnie się udało otworzyć i zacząć mówić po angielsku.
Oczywiście dostrzegam też wady (każda szkoła je zapewne miewa)
- kiepskie podręczniki (źle wytłumaczone zagadnienia gramatyczne, Dlatego cieszę się, że udało mi się je otrzymać za darmo (wyjściowo miały kosztować po 99 zł za podręcznik na każdy poziom!!) I dlatego, w ramach pracy własnej, buszuję po takich stronach jak ta i na własną rękę przerabiam dodatkowo poszczególne zagadnienia. Kupiłam też multimedialny słownik i sprawdzam wymowę różnych słówek w komputerze. Ale jak już napisałam nie ma efektów w nauce języka obcego bez wkładu własnego.
- konieczność szukania kompromisów pomiędzy moim wolnym czasem a terminami zaplanowanych przez szkołę zajęć. Zajęcia wcale nie odbywają się non stop od 7.30 do 21.30. Najczęściej są rano lub wieczorem, bo to terminy, które pasują większości . Jednak po kilku monitach udało mi się wywalczyć dodatkowe zajęcia, na które chodziła ze mną jeszcze tylko jedna osoba.
- podpisanie cyrografu na długi okres, albo, przy rezygnacji, konieczność zwrócenia szkole wcześniej udzielonego rabatu. Ale… jeśli ktoś się decyduje na osiągniecie jakiegoś poziomu umiejętności posługiwania się językiem, a to jest szczegółowo omawiane z konsultantem po wstępnym sprawdzeniu posiadanej wiedzy w tym temacie, to dobrze, że jest jakiś dodatkowy ”bat” zniechęcający do pochopnej rezygnacji z kursu przy pierwszym zniechęceniu (a taki moment pojawi się kiedyś na 100 %!!!) (bo zrobiło się zimno i już nie chce mi się chodzić na lekcje, bo poznałam fajnego chłopaka i z nim wolę teraz spędzać wolny czas itp.)
I na koniec, jeśli zdecydowaliście się na zapisanie na kurs jakiegokolwiek języka to przejrzyjcie oferty w Internecie, zapytajcie znajomych (którzy potrafią konstruktywnie ocenić dany kurs a nie rzucają obelgami), sprawdźcie jakie warunki pasują Wam najbardziej i dokładnie, powoli i ze zrozumieniem przeczytajcie umowę. Nie róbcie tego pochopnie. Nie umawiajcie się na podpisanie umowy jeśli macie mało czasu. Konsultant musi mieć go dla Was dużo i nie ma prawa Was poganiać. I negocjujcie ile się da. Szkół nauki języków obcych jest teraz tak dużo, że to one walczą o uczniów. A my możemy stawiać warunki! Korzystajmy z tego!!!!