Witam :)
Czytając fora mojej, mam nadzieję, przyszłej uczelni natrafiłam na stwierdzenie, że egzaminy na poziomie co najmniej B2 zwalniają z zajęć i egzaminów z języka obcego. Można w takim wypadku zacząć się uczyć (na uczelni) drugiego języka, co by mi odpowiadało. Język obcy zaczyna się przeważnie na drugim roku, więc mam jakiś rok czasu na przygotowania. Zdawanie FCE wg mnie do niczego się w przyszłości nie przyda, więc chciałabym się przygotować do CAE, bo to już można bez oporów później wpisać do CV. Tylko teraz znów nasuwa mi się pytanie, czy warto zdawać CAE czy może lepiej poświęcić trochę więcej czasu, olać uczelnię (przygotowując się do CAE z poziomem B2 raczej nie będę mieć kłopotów z zaliczeniami...) i zdać CPE? Chcę studiować coś związanego z branżą IT, a tam angielski jest standardem... CPE od CAE zawsze odróżniałam tym, że na CPE jest mnóstwo nikomu do niczego niepotrzebnych słówek. Co wy o tym sądzicie? Warto dłużej się uczyć do CPE? Ma to znaczenie dla potencjalnego pracodawcy? Jak już mam wydać te kilkaset złotych na certyfikat to chciałabym, aby jakoś zaowocował w przyszłości i chciałabym rozwiązać kwestię certyfikatu przed zakończeniem studiów.
Dodam, że w tym roku zdawałam maturę. Wyników jeszcze nie znam, ale znając siebie, bez względu na jej wyniki jestem w stanie stwierdzić, że najlepiej idzie mi pisanie i mówienie. Z gramatyką trochę gorzej, bo średnio się do niej przykładałam, nowych słówek uczę się szybko.