na początku studiów?
czytania było tyle, że nie dałoby się sprawdzać każdego słówka....:))))
moja metoda była taka, że czytam książki z ołówkiem w ręku i - podczas czytania robię kropki na marginesach w linijkach, których jest coś ciekawego lub niezrozumiałego, a potem, po przeczytaniu całej książki, albo sprawdzam to co trzeba albo...zapominam o tym.
Najważniejsze jest czytanie BARDZO ciekawych książek - wtedy wcale nie chce się zaglądać do słownika.
Teraz jestem już kilka lat po studiach i NIGDY nie zaglądam do słownika. Własciwie, kiedy czytam wszystko jest tak jasne z kontekstu, że nawet nie przychodzi mi do głowy, że jakiegoś tam słówka mogę nie znać.
Czasami zdarza się tak, że ktoś się pyta o coś, ja odpowiadam, a potem sobię myślę: chwila... przecież ja wcale nie znam takiego słowa, nigdy się go nie uczyłam. A potem sprawdzam w słowniku i się okazuje, że owszem takie słowo istnieje i jest używane dokładnie w takim kontekscie w jakim go użyłam....
Skąd je znam? Cóż, najwidoczniej warto jest dużo czytać:)