nauka słówek ze słownika tematycznego

Temat przeniesiony do archwium.
Mam zamiar uczyć sie 20 słówek/wyrażeń dziennie ze słownika tematycznego umieszczonego na tej stronie. Czy to dobry pomysł? Czy uczenie sie słówek w ten sposób może być efektywne. Do tej pory jak oglądałem jakąś anglojęzyczną stację, film albo byłem na stronie www po angielsku, to po prostu jeśli znajdowałem jakieś słówko na stronie, którego nie znałem to szukałem w słowniku co znaczy i starałem się zapamiętać. Wyszukiwanie co znaczy słowo zajmuje jednak trochę czasu, wiadomo że wiele słów jest przeładowanych znaczeniami, wybór tych najistotniejszych nie jest czasami wcale taki jasny. Poza tym jeżeli słowo ma wiele znaczeń, to niektóre z czasem można zapomnieć. Np. wczoraj poznałem słówko charge. Starałem sie zapamiętać takie znaczenie tego słowa: opłata; oskarżenie; ładunek; oskarżyć; ładować; obciążyć. Gdybym uczył się z tego słownika tematycznego to pewnie znalazłbym słowo charge odzielnie przy kilku tłumaczeniach polskich wyrazów . Które podejście jest lepsze? Poza tym uczenie się z takiego słownika wydaje się przyjemniejsze. Po pierwsze - jak już wspomniałem - odpada konieczność szukania i wyboru znaczeń (czyli można skupić się na nauce, zapamiętywaniu), po drugie - słowa/wyrażenia są pogrupowane - ciekawiej jest chyba uczyć się jednego dnia słówek dotyczących np. twarzy niż w żaden sposób nie powiązanych ze sobą różnych słów.
Podsumowując - czy uczenie się z takiego słownika może być efektywne, sprzyjać szybkiej nauce, czy też są może jakieś przeciwwskazania?
No też w sumie jestem tego ciekawy. Czekam cierpliwie na podpowiedzi. Troche trenowałęm słówka na programie profesor henry - jak dla mnie rewelka, ale przedstawiony powyżej pomysł też wydaje się być ciekawy.
Bardzo ciekawe pytanie. Otóż z mojego doświadczenia wynika, że lepiej uczyć się np. "charge=ładować" i osobno "charge=oskarżać". Co do nauki tematami - ma to wady i zalety. Zaletą jest to, że słówka są niejako w kontekście - np. powyższe dwa znalazłyby się w działach "AGD" i "Prawo" i sprawa byłaby oczywista, ale wadą jest to, że w słownikach tematycznych są tysiące mało potrzebnych słówek ("bolec na wtyczce elektrycznej, dziurka w gniazdku elektrycznym" itp.), a brakuje podstawowych, o ogólnych znaczeniach (np. "provide", "hone", "humble" i tysiące innych, które trudno przypisać jakiemuś tematowi. W każdym razie nauka słówek jest bardzo sensowna. Napisz, jak Ci idzie i jak się uczysz :). A co Wy sądzicie o nauce słówek w ten sposób? Co jest lepsze - "charge=ładować, oskarżać, obciążać ..." czy osobne hasła?
Dla mnie uczenie się słówek "na sucho" mija się z celem. Uważam, że dobrze jest przeczytać tekst ( nie za łatwy, ale też nie za bardzo odbiegający od naszych umiejętności; tak stopień wyżej niż nasz poziom). Wyłapanie słówek niezrozumiałych, znalezienie ich znaczenia, powtórzenie zdania z tym słowem, pobawienie się nim układając własne zdanie ( tu sobie przypominamy inne słowa)...

Tak ja bym się uczyła. Przede wszystkim dzięki temu poznawałabym słownictwo naprawdę używane, bez tych wspomnianych bolców i takich tam ( niech nie krzyczą Ci co uważają, że bolce też znać trzeba. Jeśli im to jest potrzebne, to sobie go znajdą w artykule o bolcach i paru innych rzeczach z nim powiązanych ).

Ale nie mówię, że jest to jedyny i najlepszy sposób. Niektórzy wręcz kochają SM. Jeśli im dobrze z tym, to nie mają potrzeby szukać czegoś innego...
Jak dla mnie niekoniecznie uczenie sie 'suchych' slowek mija sie z celem - mam na mysli zwlaszcza przedmioty codziennego (i nie tylko) uzytku.
A moim zdaniem uczenie się suchych słówek jest najbardziej czasowo-efektywną metodą nauki słownictwa. Zdolny uczeń mając do dyspozycji dobry program komputerowy może opanować ok. 50-100 słówek na godzinę (właśnie testuję pewien program i dochodzę do 150 słówek na godzinę ucząc się niemieckiego, który znam bardzo słabo). Co prawda nie wiesz wszystkiego o nowym słówku, ale weźmy np. wyraz "provide" przetłumaczony jako "dostarczać" - jeśli weźmiesz tekst, spotkasz to słowo, to ile czasu zajmie ci odnalezienie go w słowniku, przetłumaczenie, nauczenie itd.... a tak w mniej niż minutę wiesz, że "provide=dostarczać", co więcej uczysz się również wymowy. I POTEM jest czas na spotykanie tego wyrazu w tekście!

Nie mówię, że nauka bezkontekstowa zastępuje czytanie i kontekst, ale że jest niesamowicie efektywna. Całkiem poważnie uważam, że naukę języka powinno się zacząć od takiego przyswojenia 10-15 tysięcy słówek, a potem można robić resztę... Wiem, że to brzmi kontrowersyjnie, ale to tylko teoria. Wkrótce ją przetestuję na niemieckim :).

A co do "bolców" itd. - ostatnio testuje Profesora Henry'ego w wersji hiszpańskiej i w 5,000 wyrazów mamy np. "tiul", "płyn hamulcowy", "wujostwo", "użyźniać glebę", "szklarz", "suwmiarka", "nożyce blacharskie"... ufff... wystarczy :). Jeśli to ma być pierwsze 5,000 wyrazów, to ja pasuję - faktycznie lepsze są teksty, bo są tam normalne wyrazy spotykane na co dzień - "nożyc blacharskich" to ja chyba nigdy nie widziałem, ani o nich nie słyszałem, a o "tiulu" też mam mętne pojęcie.... Ale być może Hiszpanie używają tego na co dzień ;). Dla porównania - 5,000 wyrazów z angielskiego to zupełnie normalne słówka - z narzędzi znajdziemy tam może nożyczki, młotek i śrubokręt, a już takie rzeczy jak "kosa", "dłuto", "pług" itd. na pewno się nie zmieszczą.
>Zdolny uczeń mając do
>dyspozycji dobry program komputerowy może opanować ok. 50-100 słówek
>na godzinę (właśnie testuję pewien program i dochodzę do 150 słówek na
>godzinę ucząc się niemieckiego, który znam bardzo słabo).

co ty rozumiesz przez pojecie 'opanowac' ? przeciez jak 'nauczysz' sie tych 150 slowek przez godzine i sobie nie powtorzysz za pare dni, to za miesiac po niemiecku jeszcze, byc moze, ci sie przypomni znaczenie, ale majac do tlumaczenia tekst z polskiego na niemiecki moze byc ciezko. nie mowiac np. o 3 miesiacach.


>Nie mówię, że nauka bezkontekstowa zastępuje czytanie i kontekst, ale
>że jest niesamowicie efektywna. Całkiem poważnie uważam, że naukę
>języka powinno się zacząć od takiego przyswojenia 10-15 tysięcy
>słówek, a potem można robić resztę... Wiem, że to brzmi
>kontrowersyjnie, ale to tylko teoria. Wkrótce ją przetestuję na
>niemieckim :).

wiesz, zawsze mozna przyswajac sobie slowka razem z gramatyka ;-). poza tym jakies podstawy na pewno trzeba miec. zreszta to co piszesz to raczej bez sensu, bo proces zapamietywania ulatwia wlasnie czytanie jakichs tekstow, ksiazek etc. w ktorych dane slowka wystepuja.
zapomnialem sie jeszcze zapytac: jakiego programu masz zamiar uzywac do nauki niemieckich slowek? tzn. nie mam na mysli takiego, w ktorym sam masz te slowka wprowadzac ;-)
Opanować to znaczy, że pamiętam je teraz, a w zasadzie pamiętam 80-90% z nich. Oczywiście potrzebne są powtórki i one spowalniają naukę. Gdyby nie powtórki, byłoby pewnie 2[tel]na godzinę, ale to bez sensu. Powtórki są robione nie co kilka dni, ale co kilka, kilkanaście minut, póżniej kilka godzin, maksymalnie do kilku dni, dzięki czemu materiał można względnie trwale zapamiętać nie w rok, ale np. w miesiąc (mało kto ma cierpliwość uczyć się latami).

Nauczenie się słówka składa się z kilku elementów: poznanie pisowni, wymowy, znaczenia oraz użycia. Pierwsze dwa zdecydowanie lepiej się uczyć "kując", znaczenie najlepiej poznać najpierw podczas kucia, a potem w kontekście, a do nauki używania słówka oczywiście niezbędny jest kontekst zdaniowy. Pisząc "opanować" mam na myśli 3 pierwsze elementy: mówisz mi "ładowarka", ja mówię "charger", słyszę "How much do you charge for this?" i wiem, co to znaczy, bo nauczyłem się że "charge for"="kazać płacić za".

Co do programu do niemieckiego.... Program i baza są naszej produkcji.
>wiesz, zawsze mozna przyswajac sobie slowka razem z gramatyka ;-).

To mój ulubiony sposób. Lubię poznać (niekoniecznie wszystko opanować tak żeby móc tego używać) całą gramatykę w bardzo krótkim czasie i dopiero potem zająć się resztą. Zamierzam (już od 10 lat he he) przetestować to na francuskim, ale brak mi motywacji.

Słówek zawsze się uczyłam tylk w kontekście i poza pierwszym tysiącem, może dwoma, nie znam polskich odpowiedników.
Ani słownik alfabetyczny, ani tematyczny nie są przeznaczone do nauki słówek, są przeznaczone głównie do wyszukiwania słówek i sprawdzania ich znaczeń. Słówek należy uczyć się przede wszystkim czytając angielskie teksty i sprawdzając znalezione w nich nieznane słówka, których należy nauczyć się "na blachę" najlepiej z kontekstem.

Do tego są przeznaczone słowniki alfabetyczne. Często jednak potrzebujemy kilku, kilkunastu, czasami kilkudziesięciu słówek z określonej dziedziny, wtedy możemy skorzystać z dobrego słownika tematycznego, czasami wystarczą do tego rozmówki z 7.000 słówek i wyrażeń.

Często polecam tu program (nie bazy) SuperMemo, który doskonale nadaje się do nauki słówek podczas czytania, ale pisałem też o tym jak się uczyć słówek korzystając z wydanego przez YDP słownika Collinsa. Ta metoda, chociaż bez algorytmu optymalizacji powtórek dla wielu może okazać się skuteczniejsza od SM, przede wszystkim dlatego, że korzystając z niej uczymy sie tylko tych słówek, których naprawdę potrzebujemy i wtedy, gdy potrzbne są najbardziej.
>To mój ulubiony sposób. Lubię poznać (niekoniecznie wszystko opanować tak żeby >móc tego używać) całą gramatykę w bardzo krótkim czasie i dopiero potem zająć >się resztą. Zamierzam (już od 10 lat he he) przetestować to na francuskim, ale >brak mi motywacji.

eva74, widzę, że mamy podobne podejście. Ja również wolę wpierw poznać (wiadomo, że to nie to samo co nauczenie się dobre) gramatyke. Teraz zaczynam uczyć się francuskiego i też korci mnie co chwilę nauka nowych czasów wyprzedzając kursowy (Parlez Avec Nous) schemat :-)

Pozdrawiam
Brawo! Czytałem kiedyś artykuł Roberta Stillera tłumacza wielu języków, człowieka, który zna ich ponad trzydzieści, niektóre nawet w wersjach średniowiecznych.
Swój sposób nauki opisał tak:
Zaczynam od gramatyki, której uczę się jeden lub dwa tygodnie, później uczę się słówek, czasami nawet 600 dziennie (z dalszego opisu wynika, że stosuje metodę własnoręcznie robionych fiszek).
Później czytam, słówka, których nie znam i nie potrafię domyśleć się z kontekstu sprawdzam w słowniku. Jeśli chodzi trudniejsze zagadnienia gramatyczne, tozawsz mam grono zaprzyjaźnionych nativeów, do których mogę zadzwonić nawet w nocy i przedyskutować z nimi ten problem.
Ja zupełnie inaczej uczę się słówek. "Puszczam" sobie jakoś anglojęzyczny film z angielskimi napisami i jak jakiegoś słówka nie znam, to sięgam do słownika. Następnie ten sam film oglądam bez napisów, co wydaje mi sięświetnym sposobem nauki. Tym bardziej, że niektóry filmy są 'tematyczne' i z danego tematu można poznać pewien zakres słownictwa. Teraz męczę "Band of Brothers" w związku z czym przyswajam/przyswoiłem sobie słówka z tematyki wojskowej, takie jak "potato masher", "canteen", "draftee", "bayonet" itp.
a mozecie wypisac tu jakies strony interentowe na ktorych mozna uczyc sie słówek łatwo przyjemnie i efektownie? z góry dzieki
a mozecie wymienic tu jakies strony internetowe na ktorych mozna uczyc sie słówek łatwo przyjemnie i efektownie? pozdrawiam
>eva74, widzę, że mamy podobne podejście.

To jest juz nas troje.
Jest Was dużo, ale ja mam swoje argumenty ;). Wyobraźcie sobie, że nie znacie języka w ogóle. I bierzecie książkę do gramatyki - tam tysiące przykładów, fraz, zdań, często nie przetłumaczynych na język polski. Czy nie lepiej najpierw nauczyć się bezkontekstowowo kilka tysięcy podstawowych wyrazów, a później właśnie przerobić cała gramatykę? Jako trzeci etap dałbym właśnie poznawanie słownictwa w kontekście - ksiązki, filmy, rozmowy.

To tylko mój pogląd - niesprawdzony naukowo, chociaż są badania, które mówią, że nauczenie się bezkontekstowo ok. 2000 wyrazów na początkowym etapie nauki daje rewelacyjne wyniki.
Wczoraj spróbowałem się nauczyć 20 "słówek" z tego słownika tematycznego na stronie, . Ale tak szybko szło, że skończyłem chyba na 47, 48 :-). Z tym, że trzeba dodać, że nie tak naprawdę to nie jest to nauka słów, i ja nie nie twierdze, że od wczoraj znam 47 nowych słów, ale 47 znaczeń jak najbardziej. Bo jeżeli mówimy, że przeciętny Anglik, Amerykanin czy Polak zna ileś słów, to przecież on zna większość znaczeń tego słowa, umie z niego korzystać. Ale z takim tempem - powiedzmy 4[tel]znaczeń na dzień można w rok nauczyć sie około 14[tel]znaczeń. Teraz pokuszę się o przeliczenie, które niekoniecznie muszą być prawdziwe. Mianowicie wydaje mi się, że można przyjąć, że każdy wyraz ma średnio np. 3, 4 znaczenia (chodzi mi o te najbardziej podstawowe znaczenia).
Więc z najostrożniejszych obliczeń wynika, że rocznie możemy nauczyć się w ten sposób 4000 nowych słów (16000 "słów" / 4 znaczenia ).

Może jednak wybiorę trochę inne rozwiązanie, tzn. naukę słów ze słownika
frekwencyjnego oraz naukę wyrażeń, ze słownika frazeologiczenego (można je znaleźć pod adresem http://www.isel.edu.pl/), powiedzmy w tempie 20 słów na dzień (wiadomo, że tu już będzie wolniej). 20 słow * 365 dni = daje 7300 słów lub wyrażeń :) Wymienię może plusy jakie daje wg. mnie taka forma nauki:
- brak konieczności przetłumaczania oraz wyboru znaczeń, czyli oszczędność czasu
- uczenie sie słów naprawdę ważnych, często spotykanych
Minusem jest to że często nie wiemy jak użyć tych słów w zdaniu, ale przecież tego można sie też uczyć ze słownika frazeologicznego, czy chociażby z dostępnych na tej stronie spisów: Idiomy, Phrasal Verbs lub Mowa potoczna i slang.
Dobrym rozwiązaniem wydaje się też próba pisania tekstów, w których umieszczamy nowo poznane wyrazy, czy zwroty.
Jak Wam się wydaje, czy uczenie się z tego typu słowików może być efektywniejsze, w porównaniu do nauki ze słowników tematycznych, np. umieszczonego na tej stronie?
>Wyobraźcie sobie, że
>nie znacie języka w ogóle.

Ja sobie nie muszę wyobrażać. Ja tak mam. Nigdy nie miałam do czynienia z językiem angielskim ( moje pokolenie miało w szkole podstawowej tylko rosyjski. W liceum angielski, na cztery klasy, był tylko w jednej ).
Właśnie staram się go uczyć ( staram, nie uczę), i uczenie się słówek "na zaś" mnie bardzo nudzi.

>bierzecie książkę do gramatyki - tam
>tysiące przykładów, fraz, zdań, często nie przetłumaczynych na język
>polski.

Dobrałam sobie książkę z tłumaczonymi zdaniami, bo faktycznie miałam problemy.

>Czy nie lepiej najpierw nauczyć się bezkontekstowowo kilka
>tysięcy podstawowych wyrazów, a później właśnie przerobić cała
>gramatykę?

Myślę, że lepiej, ale kto mnie zmusi do nauki tych paru tysięcy wyrazów?


> są badania, które
>mówią, że nauczenie się bezkontekstowo ok. 2000 wyrazów na początkowym
>etapie nauki daje rewelacyjne wyniki.

Jak wyżej... Może się skuszę na te słówka z isl.edu. ( podane wcześniej przez Ciebie )
>>Wyobraźcie sobie, że
>>nie znacie języka w ogóle.

Ja tak miałam z hiszpańskim. Pojawiłam się na pierwszym wykładzie i szok. Wszystko po hiszpańsku, a ja (zresztą nie tylko ja, bo wszyscy w grupie) ani słowa nie znam.

Słówka wyjaśnione po hiszpańsku (z pomocami typu obrazki lub na migi); gramatyka tak samo. I tak codziennie po 3 godziny.
Pierwszy miesiąc - szok.
Drugi - wychodzenie z szoku.
Trzeci - olśnienie! Wszystko (prawie) zaczęło mieć sens i nauczyliśmy się MYŚLEĆ po hiszpańsku.
Zapomniałam dodać, że do takiej nauki, to jednak nauczyciel jest potrzebny.
Do nauki samodzielnej bez wyjaśnień w ojczystym języku (przynajmniej na początku) się raczej nie obejdzie.
Po opanowaniu podstawowego podręcznika jednak, wyjaśnienia po polsku bym sobie odpuściła.
Rozumiem chyba o co Ci chodzi, ale może warto mieć najpierw taką podstawę w postaci znajomości 2000 najczęściej używanych słów?
Ja akurat całkowicie się z Tobą zgadzam - 2,000 słówek to minimum, a słownik na isel.edu.pl jest bardzo przydatny. Oczywiście nikt nikogo nie zmusi do nauki - jeśli nie ma motywacji, to nie ma nauki.

I jeśli komuś jest przyjemniej i skuteczniej uczyć się inaczej, to ta metoda jest DLA NIEGO lepsza. Ja na przykład wiem, że codzienne bieganie jest bardzo zdrowe, ale nie lubię biegać więc nie biegam. Lubię za to ćwiczyć przy muzyce i chociaż może nie jest to takie efektywne, jest to lepsze niż "niebieganie". Podobnie z nauką :).

Moja tez jest jednak inna - "zakładając wysoką, równą motywację, nauczenie się najpierw kilku tysięcy wyrazów bezkontekstowo jest najbardziej efektywne w sensie czasu, który trzeba poświęcić na naukę języka". Czyli, gdyby się komuś tak samo chciało uczyć się np. śpiewając piosenki, jak wkuwając słówka z list, to wkuwanie słówek z list da najwięcej. Ale śpiewanie jest przyjemniejsze... ;).

Co do wielości znaczeń - problem jest pozorny. Niektóre wyrazy faktycznie mają wiele różnych znaczeń, ale zwykle wystarczy się nauczyć 1-1, np. "change=zmieniać". Ale weźmy takie trudne słówko jak "band". I co? Jeśli dobrze je przetłumaczymy, wystarczą 2 lub 3 ekwiwalenty:

band=zespół
band=opaska
band=przedział (i nawet ten można sobie odpuścić - jeśli ktoś wie, że "band=zespół", to zrozumie np. "frequency band")

Oczywiście na polski "band" tłumaczymy za pomocą kilkunastu wyrazów, np. "grupa, zespół, banda, pasek, wstążka, opaska, zespół, zakres, przedział...", ale ucząc się tylko dwóch z nich jesteśmy w stanie zrozumieć to słowo w niemal każdym kontekście! Wiemy też jak się je pisze i wymawia. I o to chodzi w kuciu słówek - nie mniej nie więcej. A POTEM powinna być nauka kontekstowa.

Co do ilości słówek, których się można dzien nie nauczyć - są tutaj duże różnice indywidualne. Znam osoby, dla których kilkaset dziennie to norma, znam takie, które twierdzą, że 10 to dużo. W każdym razie systematyczność ważniejsza od ilości - uważam, że 20-40 minut dziennie na kucie słówek, w 2-3 dawkach podzielonych to ideał. Osoba dysponująca odpowiednim programem komputerowym i motywacją opanuje w tym czasie ok. 30 słówek, co daje ok. 1,000 miesięcznie, czyli w 3 miesiące można opanować podstawowe słownictwo języka. A np. w szkole trwa to często kilka lat - śmieszy mnie, że do matury na poziomie podstawowym wymagane jest ok. 3 tysiące słówek, a wielu maturzystów ma nawet z tym problemy... Mogę się założyć, że każdego licealistę jestem w stanie tyle nauczyć w kilka miesięcy po 30 minut dziennie, jeśli tylko będzie mu się chciało uczyć (czyli do znudzenia powtarzać - słówko-tłumaczenie, tłumaczenie-słówko...).
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Brak wkładu własnego