Jest mniej więcej tak, jak napisała koleżanka Mychetka. Kilka lat temu dawałam korki dzieciakom jeszcze zanim sama zdałam FCE- muszę powiedzieć, że z pewnym powodzeniem;-) Zdarzyło mi się podciągnąć dziewczynę w I klasie LO, o profilu "poszerzony angielski", z trójki na pierwszy semestr na piątkę na koniec roku. Co do Kursu Niezaginalności wspomnianego przez Onamora: wszystko zależy od dociekliwości uczniów, ale też od podejścia rodziców. Kiedyś trafiła mi sie gimnazjalistka- pasjonatka zoologii. Przy którymś pytaniu o angielską nazwę zwierzęcia, o którym nawet po polsku nie słyszałam, matka dziewczęcia zbeształa je slowami: "Uspokój się, pani to nie jest jakiś komputerowy słownik, a tobie wystarczy, że będziesz dobrze mówić i pisać po angielsku!" Kiedy indziej przerażona mama 14-latka chciała, żebym podciągnęła jej syna, który chodzi do amerykańskiej szkoły, ale ona jest załamana, bo nagle zaczął zamiast piątek i szóstek przynosić z angielskiego +4. Oczywiście odmówiłam grzecznie, mówiąc, że chyba nie jestem w stanie sprostać jej oczekiwaniom. Cóż, różne są dewiacje;-) Moim zdaniem, poza świadomością własnego poziomu językowego ważna jest też świadomość tego, jaki przedział wiekowy nam odpowiada. Dla mnie 15 lat to jest minimum- nie znosiłam uczyć gimnazjalistów, a tym bardziej uczniów podstawówki. Nie ma sensu męczyć sie za te parę groszy z dzieciakami, które daja w kość albo nie chcą się uczyć i oczekują, że wszystko sama za nie zrobisz.