wITAM WSZYSTKICH. Przygotowuję prezentację na zajęcia i mam dość mało czasu aby przetłumaczyć poniższe teksty. Czy mógłby mi ktoś pomóc? Mam małe dzieciątko i ciężko teraz ze znalezieniem czasu na cokolwiek. Jeśli znajdzie się chętny to z góry ogromnie dziękuję.Prezentacja będzie w postaci slajdów także wiele rzeczy będzie mówione.Dlatego też język nie musi być taki jak w typowym pisaniu.Wiele rzeczy można spokojnie streścić w jednym zdaniu....
Całe teksty znajdują się na stronie http://www.koniecswiata.net/ameryka-polnocna/usa/encyklopedia/na-co-uwazac/ i http://www.koniecswiata.net/ameryka-polnocna/usa/encyklopedia/ludzie-i-kultura/. Bardzo proszę o pomoc...
ps.Bardzo proszę nie pisać komentarzy typu "tu tylko poprawiamy błędy". Znalazłam dość ciekawy tekst (niestety w języku polskim) ale jego tłumaczenie zajmuje mi dużo czasu i nie mam chwilki na naukę na inne przedmioty.
Oto tekst:
USA - Ludzie i kultura
Etykieta i zwyczaje. No rules - nakładasz co chcesz, fryzura jaka chcesz. Po prostu masz nie przeszkadzać innym i nie zakłócać spokoju. Generalnie jak w Europie, ale z większym luzem. W USA jest np. większa „demokracja kuchni” – w jednej knajpie spotkają się i biały kołnierzyk, i landscaper (osoba od koszenia trawy) – ceny dla obydwu (obydwojga) są dostępne.
Nie przywiązuje się większej wagi do stroju – ludzie chodzą więc po sklepach w piżamach czy z zakręconymi lokami (ale buty i koszulka zawsze muszą być nałożone. Czasem przed wejściem do sklepu są napisy „no shoes, no t-shirt – no service”. Kiedyś wszedłem na bosaka, żeby sprawdzić jak to wygląda w praktyce - wypatrzyli mnie na kamerze i wyproszono mnie ze sklepu).
Szanuje się policjanta – jeżeli ktoś ma problem, np. na drodze, może być pewien, że mu policjanci doleją benzyny, aby mógł dojechać do najbliższej stacji, zmienią koło (dla kobiet), eskortują do najbliższego garażu naprawczego czy hotelu.
Jeśli jesteś stałym mieszkańcem jakiejś okolicy (masz to wpisane w swoim prawie jazdy) i płacisz tam podatki (policja lokalna jest w znacznej części utrzymywana z lokalnych podatków), a jesteś pijany w trzy dupy ale nie szalejesz, eskortują cię do twojego garażu przy domu…
Nie można pod żadnym pozorem pić alkoholu w miejscach publicznych (posiadanie nawet pustej butelki po alkoholu w aucie oznacza, że piłeś). Z butelek opakowanych w papierowe torby pije się tylko w biednych dzielnicach. Jak to działa - aby policja mogła sprawdzić co pijesz, musi mieć nakaz rewizji - wszak zawartość torby jest prywatną własnością. Jeżeli policja zechce, żebyś dmuchał w balonik, możesz odmówić - powietrze w płucach jest TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ. Każą wtedy przejść prosto po linii. Ale jeżeli policjant się wścieknie, znajdzie coś innego, żeby cię udupić.
Warto pamiętać, że gdy kupujesz alkohol, sprzedawca zazwyczaj pyta cię o I.D. (dokument identyfikujący, zazwyczaj prawo jazdy, bo to tam główny dokument. Jeśli dokument jest po angielsku, ale nie jest ważny, np. legitymacja ISIC, alkoholu nie kupisz – „twój wiek jest nieważny, bo dokument jest nieważny”). Mogą też pytać o d.o.b.(data urodzin).
Mieszkańcy. Człowiek w Stanach czuje się dobrze, zrelaksowany i wyluzowany, wszystko jest „no problem”, wszystko da się załatwić. Amerykanie są zawsze albo prawie zawsze uśmiechnięci – zupełnie nieznani sobie ludzie potrafią gadać ze sobą jakby się znali kopę lat, człowiek czuje się tu przyjemnie i swobodnie. Czasem ma się dość sztucznych i przyklejonych uśmiechów, a wszechobecne „hello, how are you?” (kiedy pytającego guzik obchodzi, jak się mam) powoduje, że człowieka mdli.
USA to „melting pot” – wymieszany dzban. Wszystkie rasy, wszystkie nacje, wszystkie religie, wszystkie poglądy.
Każdy stan ma swoja autonomię, swoją politykę, swoje przepisy i co można w jednym, tego nie można w drugim stanie.
Generalnie Amerykanie są przyjaźni, ale niezbyt ciekawi świata (chyba że w ramach ciekawostki albo wśród jakiejś elity, która chce się pokazać. „Byłem w Europie” ma brzmieć jak „mam mnóstwo kasy i stać mnie na fanaberie typu wycieczka do Paryża czy Rzymu”. Emeryci („baby boomers”) tez jeżdżą po świecie (czyli Karaiby i Europa), bo mają na to pieniądze („o tym marzyliśmy ciężko pracując cale życie”).
Amerykanie są też uczynni (w większych miastach interesownie, w mniejszych „mniej” interesownie, a w małych w ogóle bezinteresownie) i pomocni, ale dopóki masz białą skórę i słyszą twój obcy akcent.
Wszyscy zaś hołdują dolarowi i kultowi zakupów, bez względu czy są bogaci czy nie, czy stać ich na to czy nie. Jedni kupują więc drożyznę w mallach, biedniejsi masę tandety w „dollar store”. Biedniejsi zawsze aspirują do „wyższych sfer” i kupują rzeczy na które ich nie stać (skutecznie napędza to reklama).”Nie stać mnie?” – to nic – „Jutro mnie będzie stać i spłacę długi”- bardzo charakterystyczna jest ta wiara, że mi się uda, że ja jutro też będę bogaty. Mit „od pucybuta do milionera jest bardzo żywy”, ale w rzeczywistości coraz rzadszy.
Jedzenie. Na pierwszy rzut oka USA nie ma nic do zaoferowania w kwestii jedzenia – króluje fast food, tani, byle jaki zapychacz. Lepszym odpowiednikiem fast fooda jest chiński fast food – w tej samej cenie, ale bardziej wartościowy chow main, lo main czy wonton soup.
Jest też wspomniany już China Buffet, „homemade restaurants” i restauracje przy mikrobrowarach. Ale USA, jak przystało na „melting pot”, ma do zaoferowania kuchnię z każdego regionu świata (ale po nie trzeba się udać do większych miast).
Jedzenie ze sklepów jest uzależnione od jakości tych sklepów – można zjeść kanapkę z Wall Mart ze sztucznym serem, sztuczną szynką i genetycznym pomidorem za 4 USD i można zjeść pyszną kanapkę z tych samych składników, ale naturalnych z lepszego sklepu („Wild Oats” czy „Albertsons”).
Ogólnie rzecz biorąc nie opłaca się gotowanie na własną rękę – kupno składników, nawet najtańszych, wyniesie tyle samo, jeśli nie więcej, niż kupno gotowego jedzenia.
USA w podróży nie jest rajem dla smakoszy, chyba że wiesz gdzie jechać i to jest twoim głównym celem. W każdym bądź razie jedzenie jest tanie i na ilość tego jedzenia NIGDY narzekać nie można – w USA największą obrazą, najgorszą opinią, jaką można restauracji wystawić to że szkodują tam jedzenia.
UWAGA – śniadania z fast foodów nawet dla twardzieli nie nadają się do jedzenia więcej niż raz. Po pięciu latach w USA pomyliłem z wyglądu ser z jajecznicą – oba były w płynie. Lepiej iść do „homemade restaurant” (zwane tez są jako „hommie”), zapłacić dwa dolary więcej i najeść się omletem (polecam „Denver Omlet – omlet z papryką, dość pikantny, co zabija smak jajek w płynie) czy pancake’ów (rodzaj naleśnika) i być nasyconym na trzy czwarte dnia.
Religia. Ludzie mają hopla na punkcie religii, ale amerykańska religia jest specyficzna – mało dogmatów, kościół to miejsce rozrywki, nic podczas kazań nie mówi się o grzechu czy potępieniu – Bóg i tak nas kocha, bez względu na to jacy jesteśmy. Nie do pomyślenia jest, aby kościół mógł być nieogrzany czy nie byłoby w nim łazienki. Jeśli kościół mu nie pasuje, wierny wybiera inny. Pastor/kapłan/nauczyciel traci wówczas dochód, a słaby dochód to znak, że bóg go nie popiera…
Króluje protestancki Bóg, bóg co pozwala, ba, każe się bogacić, co każe pracować ponad miarę, dbać o rodzinę i gromadzić ziemskie bogactwa. Bóg ten zapewne jest mężczyzną, pewnie ma brzuszek, ale jest wyprostowany i wygląda zdrowo. Na pewno kosi trawę i pozdrawia wszystkich „How are you today” (i w amerykańskim niebie mówi tak samo). A już na pewno w amerykańskim niebie powiewa flaga w paski i gwiazdy.
”Manifest destiny” o amerykańskiej predestynacji jest dla Amerykanów credo. Ten Bóg jest taki jak jego kapłani (unikać należy słowa „ksiądz”) – mobilny, kreatywny, doglądający swojej trzódki, znający ją z imienia. Jeśli kapłan (lepiej „nauczyciel”) się bogaci, to znak przychylności bożej – do takiego kapłana trzeba iść.
Czasem msza zakrawa na show – publicznie wygania się demony, leczy się opętanie. Wszystko to leci na bieżąco w telewizji, wszak wierny mógł być dziś niedysponowany – ciężko pracował cały tydzień i ma prawo być zmęczony. Ale niech nie cierpi wyrzutów sumienia - wszystko widzi na ekranie, bóg i tak go kocha, a wpłaty na ofiarę może dokonać za pomocą swojej karty lub wysyłając czek na adres widniejący na kopercie, którą dostaje co tydzień lub co miesiąc.
Amerykańską relikwia oprócz flagi jest konstytucja – to nie jak w Europie urzędniczy dokument, ale ŚWIĘTOŚĆ.
USA - Na co uważać
Mieszkańcy. Indianie – kantują ostro, olewają ludzi okropnie (kiedyś w „indiańskiej” restauracji czekałem 20 minut aż ktoś mi poda menu, następne pół godziny aż podejdzie kelner, a co było dalej nie wiem, bo wyszedłem), czasem może się to wręcz skończyć tragicznie (trzy lata temu zamordowano japońskich turystów w Havasu koło Grand Canyon). Jeżdżą pijani i łatwo u nich o wypadek. Na parkingach w rezerwatach nie należy nic wartościowego zostawiać w aucie. Ostrożnie zjeżdżać na pobocze – pełno szkła (np. święta skała Ship Rock – wizytujący są proszeni o respekt, a dookoła setki puszek po piwie, pobitych butli, śmieci z fast foodów...).
Nie warto:
Jeździć bez ubezpieczenia wypożyczonym samochodem – nie dość, że to nielegalne, to za np. skradzione/zgubione kołpaki od kół zapłacicie co najmniej 10 razy tyle co wynosi ich wartość w sklepie.
Żartować na temat terroryzmu w rozmowach z funkcjonariuszami publicznymi.
Stawiać się policjantom czy nawet sięgać do skrytki po dokumenty bez uprzedniego powiadomienia gliniarza, że to robisz.
Uśmiechać się za bardzo do małych dzieci (choćbyście mieli jak najszczersze intencje), nawet nie próbować ich zagadywać czy dotykać - w USA bardzo łatwo zostać oskarżonym o pedofilię.
Również zastanowiłbym się z udzielaniem pierwszej pomocy – kiedy poszkodowany nic nie wyciągnie od szpitala czy lekarza, jego prawnicy mogą zwalić winę na tego co udzielił pomocy!!!
Kanty i oszustwa. Nie bardziej niż gdzie indziej – sprawdzać rachunki płacone kartą, pilnować dokumentów. W Las Vegas nie zostawiać nic wartościowego w wozie.
Woda. Nie ma w USA problemu z dostępem do wody zdatnej do picia. Woda w górskich strumieniach i ze śniegu może zawierać bakterie pochodzenia zwierzęcego, ale ja w dalszym ciągu żyję... Dobrze jest się zaopatrzyć w filtry do wody, jeżeli ktoś chce wyruszyć na dłuższy szlak, poza tym wszędzie można uzupełnić lub kupić wodę butelkowaną.
Ciemne miejsca. Według tego co słyszałem w Lower 48 w przeszłości zdarzało się, że sporo zbiegłych przestępców wyłapywano w Sawtooth Mountains w Idaho. Dzikie miejsca Alaski, które nie są turystycznie popularne, a da się na nich wyżyć z polowań, również bywały miejscami ukrywania się zbiegów z więzień lub też ukrywających się przed prawem.
A w miastach, wiadomo – sporo jest parszywych miejsc. W Cleveland, Ohio nie zapuściłbym się (po tym co tam widziałem) w nocy piechotą na dalszą część East Side (powiedzmy od E30 do E300).
Jedzenie. Unikać śniadań z fast foodów. Grożą nie tyle sraczką, co obstrukcją. Pić wówczas dużo kawy (lurka w restauracjach jest niegroźna nawet dla osób z wysokim ciśnieniem).
Ruch drogowy. Uwaga na Indian w rezerwatach. Generalna zasada jest taka, że zawsze jest winny ten który uderzył w czyjś tył. Kiedy nie ma świateł a jest znak stopu - pierwszy rusza ten, KTO PIERWSZY PODJECHAŁ. Nie ma w USA ulic podporządkowanych – są albo światła albo znaki stopu, tylko na wjazdach na autostradę pierwszeństwo ma pojazd będący na niej.
Uwaga też na osoby starsze – w Stanach nawet paralitycy stojący nad grobem jeżdżą autami i czasem np. bez powodu jadą do tyłu – należy trzymać dystans chociażby 1,5 metra!
Wypożyczając auto trzeba mieć ubezpieczenie – jazda bez ubezpieczenia jest NIELEGALNA i gliniarz zazwyczaj pyta o prawo jazdy i ubezpieczenie. Można grać głupa, ale wypożyczalnia samochodów ZAWSZE najpierw ewentualnymi kosztami obciąża wypożyczającego, a ty potem dochodź swoich praw w sądzie (dlatego warto jest wykupić ubezpieczenie proponowane przez firmę wypożyczającą).