Letni dzień nad brzegiem morza
Już zaszło słońce, w ostatnich jego promieniach
Obłok złoty i jak popiół szary,
Powoli wstępuje na bursztynowe nieba,
Co płaszczem proroków okryte ujrzały
Odległe lądy, niewyraźne światła,
Morskich latarni, lamp ulic ocenu.
Patrz, jak dzień zstępuje do snów świata.
Okryty chorągwiami nocy.
Dniu letni nad morzem radosnym!
Dniu letni tak cudowny i tak biały,
Tak pełny radości i tak pełny cierpienia!
Już na wieki wieków będziesz
Dla jednych nagrobkiem martwego zachwytu,
Dla innych znakiem innego świata.
Na początku trochę mnie poniosło i zacząłem się bawić w rymowanie, chyba niepotrzebnie.
"obłok złoty i jak popiół szary" tu chodzi o księżyc, "mantle of the prophets" czyli "plaszcz proroków" to określenie nocy, czasu kiedy najłatwiej o refleksje (nawet prorockie). Morskie latarnie, lampy ulic ocenu, czyli ocean jako przestrzeń podróży, gdzie są drogowskazy. W końcowych sześciu wersach chodzi o (tak mi się przynajmniej wydaje) różnicę w postrzeganiu tej jednej szczególnej chwili, kontemplacji letniego dnia nad brzegiem morza. Otóż jedni poprzestają na zachwycaniu się nim, z czego nic nie wynika (stąd martwy zachwyt) a inni odnajdują w nim inspirację, chęć dalszego działania i poszukiwania odpowiedzi.
Mam nadzieję, że pomogłem. Powodzenia przy recytacji :)