A niech to szlag! Czemu to się tak paskudnie zapisało (nie odczytuje "enterów"!)? Wygląda na chaotyczny post, a tak się starałam, by było jasno i przejrzyście. Cholera :/
Spróbuję raz jeszcze, jeśli nic nie wyjdzie, wybaczcie i spróbujcie się wczytać... jakoś.
Witam!
Pracowałam przez ostatnie pół roku w w/w Butlinsie (wróciłam do Szczecina 13.10.br).
Skupmy się w pierwszej kolejności na zakwaterowaniu - jak dla mnie było bardzo dobrze (opisuję dla osób, które nigdy tam nie były):
* KUCHNIA - kuchenka 4-palnikowa, lodówka (trochę mały zamrażalnik... ;D), czajniczek bezprzewodowy, tosterek (koło pralni w magazynie wydają na prośbę ;P), talerze, kubeczki (masa kubeczków i szklaneczek w moim przypadku), sztućce, patelnie, garnki, sitko, tarka, tłuczek do jajek :D, łopatki do smażenia, suszarka do naczyń, w sumie porządny zlew - jednym słowem praktycznie wszystko.
* LIVING ROOM - TV, dwie kanapy, szafa (w moim przypadku), dwa stoliki (to już było, nie musiałam donosić... :P)
* SYPIALNIA (są dwie, bo chalety są 2-osobowe) - szafa, 2 szafeczki z dwiema półkami, duże łóżko, dywan ;P - jak dla mnie OK, odpowiednio wszystko poprzestawiałam i miejsca jak dla mnie było wystarczająco.
* ŁAZIENKA - zależy jak się trafi; ja miałam wannę (tam gdzie wanna tam kuchenka; tam gdzie prysznic - majkrołejw ;), ale dokupiłam kocówkę i miałam prysznic (4,99 funta w Boots'ie, o ile dobrze pamiętam), cho ciśnienie gorącej wody było mizerne (a gdy za wysoko podniosło się prysznic, woda ciepła nie leciała wcale, hehe), ale dało się przyzwyczaić. Oprócz tego suszarka (o dużej mocy - dobry sposób na suszenie skarpet w 10 minut ;), lustro, poręcz na ręczniki (lub żeby nie wywinąć orła wychodząc z wanny), półka na jakieś pierdy typu kosmetyki, kibelek :P.
Tak się przedstawia zakwaterowanie (nie wiem, czy czegoś istotnego nie pominęłam).
Za ów mieszkanie odciągają ok. 30 f. za tydzień (w tym 6 funtów za ogrzewanie).
Tuż przed moim wyjazdem do Polski rząd wprowadził wyższą stawkę minimalną z 5,05 brutto do 5,35, ale oczywiście wraz z tym wzrosły ceny za "wynajem" ;). Juz nie 0,70 f. od każdej przepracowanej godziny, a 0,74, więc zwiększenia stawki minimalnej w sumie i tak się nie odczuwało.
Aha, co jest dobre - wiadomo, jest tanio, patrząc na realia angielskie, a poza tym odciągają od PRZEPRACOWANEJ godziny, co oznacza, że jeśli z jakiś przyczyn ktoś wyrabia np. 26h tygodniowo (a nie standardowe 39), odciągną za chalet ("szaleja", tak to zwaliśmy) tylko z tych 26h. To na plus.
A sama praca? No cóż, zależy jak trafić. Ja początkowo trafiłam do Skyline Cafe, ale udało mi się stamtąd wybyć po 2 tygodniach pracy. Menedżerowie nie robili problemów. Plus dla nich. W sumie zanim w końcu trafiłam na Ocean Drive (restauracja, tfu, stołówka dla gości, ta największa, na 2.600 osób), byłam parę dni bezrobotna, bo zrezygnowałam w pracy w innym departamencie, w którym miałam być po odejściu ze Skyline, ale starali się znaleźć mi nadgodziny jakieś. Też plus dla nich, bo w sumie sama się w to bezrobocie wtranoliłam.
No tak, OCEAN DRIVE - w sumie sama praca nie jest taka zła - wydaje się strawę (:D) z baz, a potem przygotowuje wszystko do nastepnego wydawania po paru godzinach (dwuzmianowa praca). To, co wkurzało, to fakt zmuszania nas do podgrzewania talerzy na 8-10, których nie dało się złapać w dłoń:
- "No ale goście muszą mieć gorące jedzenie na gorącym talerzu" - tłumaczył naczelny ;).
- "Z tym, że tych talerzy nie da się złapać gołą ręką" - odpowiadaliśmy
- "Chwytajcie przez szmatkę" - zaprotestował, prezentując czynność, która miałaby rozwiązać wszelkie problemy ;)
- "No super, nie dość, że to spowalnia pracę to jest niewygodne, a poza tym talerze często mają zablokowaną sprężynę i trzeba je wydłubać z komory, parząc się przy tym. I jeszcze poza tym - Pan wyjął ten talerz raz, a my robimy to 2 lub prawie 3 godziny"
- ".......Talerze muszą być gorące!"
Koniec konwersacji.
Poza tym w intake'i (dni wyjazdu i przyjazdu gości) pracowaliśmy godzinę dłużej przez 2 dni i nikt nam za to nie płacił. Rok temu ludzie całą grupą szli do Naczelnego... ;), ale nic z tego nie wyszło. "Bo wychodzicie wcześniej". Owszem, wychodziLIŚMY (kiedy było wystarczająco staffu, w sezonie), ale zliczając te nasze parę minut wcześniej i tak wyjdzie dużo na nasze.
To tyle o Ocean Drive. Jak coś mi sie przypomni, napiszę.
Aha, Byłam też w International Team, co znaczyło, że 4 dni pracowałam w głównym departamencie (Guest Catering) a 2 dni (intake'i) pracowałam na sprzątaniu - nie polecam, ale z powodów zdrowotnych w końcu (po 4 miesiącach) stwierdziłam, że się wypiszę" (bez porządnej argumentacji nie puszczą stamtąd). Ale, że kiedyś wyskoczył mi dysk, i targając "happy Henrego" ;) na 2 piętro zaczął mnie boleć na powrót kręgosłup stwierdziłam, że dłużej się w to bawić nie będę.
Inne sprawy: jest Team Diner - stołówka, gdzie można wykupić sobie karnet za 14 funta na tydzień (śniadanie i obiado-kolacja). Jeśli ktoś chce jeść te ich świństwa angielskiego, często stare, odgrzewane z Ocean Drive ;) Aczkolwiek to nie reguła - bywały i dobre rzeczy [Chicken Tikka czy Sweet and Sour Chicken, Turkey Drummers (czy jak to się tam pisze), kotlet z indyka/albo kurczaka z czosnkiem i ziołami :).
A poza tym jest niedaleko Butlinsa TESCO, więc tam się ludzie zaopatrywali ;).
Nie wiem, co mogłabym osobom, które nigdy tam nie były, jeszcze napisać.
Czy warto? WARTO. Na początek, na start za granicą, jak najbardziej. Załatwiają konto bankowe, Home Office (rejestracja jako legalnego pracownika; 70 f., ale to niezależne od nich), umówią na rozmowę po National Insurance Number (bardzo istotna rzecz, by łatwiej pracę znaleźć na Wyspach), nie trzeba martwić się o czynsz, bo oni automatycznie z pensji odciągają. Prąd i woda w ryczałcie, więc używać można ile się chce i nie oszczędzać.
Dają mozliwość wielu kursów, za darmo, np. wysokościowy czy Basic Food Hygiene. Możliwość rozpoczęcia NVQ, bardzo dobrego szkolenia, trwającego parę, albo paręnaście miesięcy (można zacząć w Butlinsie, a skończyć gdzie indziej, o ile się orientuję).
Co by tu jeszcze - aha, jak ktoś lubi zwiedzać, kocha naturę, skały, klify i tym podobne klimaty: niedaleko (ok. 1:20 drogi od Minehead) jest Lynton and Lynmouth - przepiękne miejscowości, z Castle Rock, dzikimi klifami, głazami, paproćmi (paprociami? ;P) i tak dalej. Osobiście zakochałam się w LYNTON i byłam tam 3 razy. Po prostu coś boskiego, moje własne Śródziemie (jeśli ktoś czytał Władcę Pierścieni...). Poza tym Porlock, Ilfracombe, Glastonbury Abbey (piękne ruiny!) i masę innych miejscowości, do których jeszcze nie dotarłam. WARTO! Dla tych widoków warto pojechać, bo wyjazdy w te miejsca są naprawdę niedrogie.
Aha, jeszcze jedno - czasami organizowane są w danych departamentach wycieczki dla pracowników. Ja trafiłam na Londyn - za darmo. No, musieliśmy opłacić za 7 funta Metro, mieli nam potem oddać, ale nie oddali, sprawa ucichła ;P Cóż.
No, ja w każdym razie wracam tam na Święta Bożonarodzeniowe i potem na kolejny sezon, by następnie ruszać gdzieś dalej.
Mam nadzieję, że pomogłam osobom, które myślą nad wybraniem się do Minehead.
Jakby ktoś z Was chciał obejrzeć zdjęcia z wypraw (np. ze wspomnianego Lynton czy Glastonbury, mogę podesłać kilka fotografii :) lub też dowiedzieć się czegoś więcej, czekam na wiadomości: [email]
Pozdrawiam.