Czy poradzę sobie na filologii angielskiej?

Temat przeniesiony do archwium.
Witam,
jestem tegorocznym maturzystą i rozważam studiowanie filologii angielskiej.
Swój poziom angielskiego oceniam na B1, kilka słów jak to widzę u siebie starając się być obiektywnym:

Moje słuchanie: rozumiem wiele wypowiedzi, aczkolwiek nie wszystkie, na pewno wolę słuchać wypowiedzi, ponieważ są w wolniejszym tempie. Nigdy natomiast nie lubiłem słuchać piosenek, są za szybkie jak dla mnie, często źle je tłumacze przez homofony, tutaj odpadam. W ogóle nie potrafię przetłumaczyć piosenek. Takie wyreżyserowane słuchanie jak na maturze jest okey, ale nigdy piosenki.

Pisanie: chyba najlepiej mi idzie pisanie właśnie, gramatyka wykuta wystarczająco, aczkolwiek mam problemy kiedy wstawić przedimki nieokreślone (bo jest wiele wyjątków, sytuacji gdzie teoria mówi, że muszą być, ale ich nie ma), ale to chyba każdy ma i tutaj musiałbym nabrać językowej intuicji, której wciąż nabieram.

Czytanie i mówienie: I tutaj leży moja najgorsza obawa. Umiem wymawiać th(w) i th(s) oraz angielskie drgające r, ale resztę dźwięków w wymowie zastępuję sobie polskimi dźwiękami. Dodatkowo nie słyszę różnicy np. w wyrazach but i bat. Mimo tego zawsze uczyłem się tak jak od początku mnie uczono (moja pierwsza nauczycielka z podstawówki była najlepsza!): uczyliśmy się schematem: wyraz_napisany+znaczenie+wymowa_trankrypcją_polskimi_literami. No i wiadomo, nauczyciele w SP, gimnazjum i liceum nie gnębią uczniów alfabetem fonetycznym, w ogóle z resztą nigdy nikt mnie go nie uczył, prócz tych najważniejszych 3 dźwięków, które przedstawiła nam pani Monika w podstawówce.
Przykładowo wyrażenie thank you mam zapisane w notatkach tak: thank you - dziękuję - /th(s)enk ju/. Wiadomo takie czytanie wystarczało na normy polskiego liceum (było nawet jednym z lepszych, nie oszukujmy się w mojej klasie niektórzy czytali fenk ju i nauczycielka traktowała to jako poprawnie, ponieważ uznaje jak większość nauczycieli ze szkoły, że Polacy nie muszą dostosowywać swojego aparatu mowy ??)

Główne pytania:
Wiadomo, takie coś przechodziło w szkole, ale czy takie coś przejdzie na studiach filologii angielskiej? Czy wykładowcy nie wyrzucą mnie za drzwi, czy inni studenci nie będą się ze mnie śmiali? Jak wykładowca każe mi przeczytać homofony bat i but np. i oba przeczytam /bat/ to czy mnie nie wyśmieje?
Tak, wiem, że wykładowca mnie nie wyśmieje, bo to profesjonalista-nauczyciel, ale czy Wy idąc na filologię angielską rozróżnialiście wszystkie dźwięki angielskie - czy umieliście je już mówić, czy takie rzeczy się dopiero tam naprawdę uczyliście? Czy da się ukończyć filologię z polskimi dźwiękami? ??
jest roczny kurs praktycznej fonetyki. Na kjoniec I roku (zwykle) jest egzamin i wtedy bedziesz musial miec ogolnie poprawna wymowe.
Czyli rozumiem pana @mg, że wszyscy studenci przychodzący na tę filologię w większości mówią tak jak ja, i dopiero na studiach nas uczą jak mówić resztę tych dźwięków etc.?
Jak ocenia pan również sytuację, czy poziom aktualnej znajomości jest wystarczający na te studia?
B1 to za malo, ale może nie doceniasz się
Dziękuję @mg,
byłbym wdzięczny, gdyby ktoś się jeszcze wypowiedział (jeśli chce oczywiście ;P), ewentualne porady i inne mile widziane,
a propos - (mam jeszcze trochę miesięcy do ciągłego szlifowania języka), jaki poziom należałoby mieć by utrzymać się na filologii na starcie?
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Pomoc językowa