koleżanka poszła i nic nie umiała po angielsku, bo się niemieckiego uczyła, (egzaminów nie było wstępnych, bo tam to liczy się tylko czy masz kasę), mieli we wrześniu 1- miesięczny kurs angielskiego z jakąś zakonnicą, 3 razy w tygodniu po 3 godziny, a potem na studiach wrzucili ich do grupy z angielskim średniozaawansowanym i od razu zaczęli pisać wypracowania, listy biznesowe, koleżanka nie mogła się połapać w tym, miała np egzamin z listeningu po angielsku, pooblewała większośc, choć jest ambitna i kuje dzień i noc, no i potem zatrudniła korepetytorkę, która z nią siedziała 2-3 razy w tygodniu po 3 godziny i nadrabiała z nią wszystko, odrabiały prace domowe, no koszmar, a ile kasy na korki jej zeszło.........
a w każde wakacje w tej szkole musisz mieć praktyki,
koleżanka siedziała w jakimś urzędzie przez całe wakacje i znaczki naklejała, no i nie miała czasu na wyjazd na kurs językowy, a po wakacjach cała zabawa z korepetytorem zaczynała się od początku.
bo tam po tym miesięcznym kursie wymagali od ciebie znajomości angielskiego tak mniej więcej na poziomie lcci2, niezłe, nie?
ona była na ekonomii.
acha, a na drugim roku doszedł jej drugi język obcy, co prawda od początku, ale nie miała prawie na niego czasu w związku z tym angielskim.
ale jeśli się wybierasz na filologię, to są tam chyba egzaminy wstępne, ale łatwe ponoć i jest dość niski poziom, bo jest duża rotacja kadry, np innej koleżance zmieniali wykładowców z pnja 3 razy na semestr, a na zajęciach jedna wykladowczyni powiedziala jej, ze ta rotacja to dlatego, ze tam bardzo malo płacą kadrze, jak ktoś tylko załapie się na inna szkołę wyższą, i dostaje więcej niz pensja minimalna, to się zmywa. acha, a angielskiego ich uczył gość po polibudzie, mgr inż, chyba budownictwa, nieźle, co?jak się go pytali, to nie miał nawet uprawnień pedagogicznych, nie mówiąc już o skończeniu choćby licencjatu z filologii.
i co ty na to?
a co ciekawe, to szkoła ma czesne najwyzsze w regionie, 2 razy większe od innych szkół tam.