Wiele bylo takich watkow i generalnie mnie nie emocjonuja, bo jak ktos zna swoja wartosc i nie ma kompleksow, bo wciaz rozwija sie jezykowo i intelektualnie to nie ma znaczenia jak nazywa sie jego kierunek.
Ale zdnerwowalam sie;) Grrr!
Studiuje w KKNJO na UG i w tym semstrze mialam nieprzyjemnosc zaczac wyklady z mloda pania dr z anglistyki, ktora czuje dzieli studentow angielskiego na lepszych z filologii i gorszych z kolegium. Opowiada, co to bylo na anglistyce. Sama ma natomiast dosc osobliwy sposob prowadzenia zajec.
Przychodzi, otwiera laptopa i zaczyna z niego czytac. (Zajecia to gramatyka historyczna) zatem czyta nie tylko po angielsku ale i w OLD English i zlosci jak studentki, znudzone po 40 minutach czegos takiego zaczynaja szemrac. Absurd sytuacji przypomina epizody MOnty Pythona, bop nikt oczywiscie nie rozumie co pani czyta bez wzgledu na jezyk, bo nawet jak czyta w modern english idzie jej dosc kiepsko, nie wposmne juz o wyprodukowaniu spontanicznie jakiegos zdania.
W miedzyczasie, pani robi uwagi sugerujace wyzszosc filologii nad kjolegium, gdzy ludzie ewidentnie nie maja sily juz tego sluchac i poucza, ze wyklad to nie dialog, wiec trzeba swoje odsiedziec i wysluchac jak ktos mowi. Gdyby ta pani chociaz mowila, a nie czytala dukajac, to moze nie bylo by tak zle.
Czy tej pani nie wstyd, takie pytanie frapuje nas, studentki i studentow kolegium. Bowiem my, w przeciwiesntwie do anglistyki, mielismy praktyczna metodyke, a nie jedynie jej historie, i wiemy, bo nas nauczono, jesli niektorzy mieli takiej intuicji, ze do zajec nalezy sie przygotowac, a nie tylko odczytac kawalek cudzej ksiazki, a najlepsza metoda na podtrzymywanie uwagi sluchaczy jest utrzymywanie eye contact - co oczywiscie wymaga mowienia, nie czytania, co wymaga orientacji w temacie, chocby w malym stopniu.
Zajecia sa do bani, zaliczenie na obecnosc. Ale moral pocieszajacy plynie z tego taki: Doktorem kazdy byc moze.