Mimo, iż uzyskałaś odpowiedzi na swoje pytania, dodam parę słów.
Poziom studentów zaczynających anglistykę w nkjo w bstoku jest bardzo zróżnicowany. W grupie mam osoby które mieszkały kilka lat w Anglii, więc siłą rzeczy radzą sobie bardzo dobrze. Ale są też takie, dla których sklecenie prostego zdania po ang. sprawia bardzo wiele trudności i one też sobie radzą. Bo prawda jest taka, że trzeba się bardzo postarać i być - przepraszam, jeśli kogoś urażę - kompletnym beztalenciem językowym lub osobą, która wcześniej miała tylko podstawową styczność z tym językiem, aby wylecieć. To uczelnia prywatna, przychodzi do niej coraz mniej studentów, więc każdy dodatkowy student oznacza pieniążki... Moim osobistym zdaniem poziom tej uczelni nie jest zachwycający. Jest nawet taki sobie. Może zależy to od kadry (bo natrafić można i na cudownych nauczycieli, którzy na prawdę umieją przekazywać wiedzę, i na wykładowców, którym się albo nic nie chce, albo studentów uczelni prywatnej traktują po macoszemu), może od atmosfery studiów zaocznych (bo na takich jestem), może od administracji uczelni (niesympatyczne panie w sekretariacie ;p które gubią dokumenty, dyrektor z którym trudno się dogadać, problemy z planem zajęć, okienka lub wpychanie czegoś na szybko, żeby zapchać dziurę).
Wracając do kwestii poziomu jezykowego, uważam, że coś koło FCE w zupełności wystarczy.
Na zaocznych nie trzeba lepiej znać języka. Godzin jest tylko trochę mniej, po każdym semestrze jest tak zwana sesja stacjonarna, czyli tydzień zajęć od poniedziałku do piątku, w czasie których nadganiamy program. Może to po prostu inaczej się na zaocznych ogólnie rozkłada, że często są tam osoby, które już np studiują dziennie, albo pokończyły inne studia, na których miały lektoraty - dlatego może się wydawać, że ang jest na lepszym poziomie. Ale to różnie bywa.
Szczerze mówiąc, to nie jestem zachwycona tą uczelnią i gdybym teraz miała możliwość wyboru, poszłabym na uniwerek w białymstoku. skusiło mnie 'nauczycielskie' w nazwie ;)
pozdr!