Dzieki za odpowiedz, chociaz musze przyznac, ze rzeczywiscie niefortunnie uzylam "poswiecic". Mialam na mysli nadszarpniecie studenckich funduszy (BC z pewnoscia ceni swoje uslugi). Nie wydaje mi sie jednak, bym miala niewlasciwe podejscie. Doskonale znam intensywna prace w domu. Przypadek jezykow obcych jest jednak zupelnie inny niz nauka np. do matury z historii, formula szkoly pomaga zmobilizowac, a przydalby sie ktos do konwersacji, poprawy wymowy, sprawdzenia wypracowan i nie tylko. To ze chce trafic na jak najlepszego nauczyciela to chyba nic zlego. Od czasow podstawowki do liceum wlacznie chodzilam na prywatne lekcje i bylam zadowolona. Teraz jednak opuscilam rodzinne miasto, a niestety nie mam najlepszych doswiadczen z kursow jezykowych - jako liceastka jezdzilam na wakacyjne kursy za granice - przyjemnosc, za ktora zdecydowanie rodzice przeplacili. Niestety, poziom niski, nauczyciele woleli zajac nas filmami, grami. Oczywiscie najwiecej dalo mi samo otworzenie sie, zanik strachu przed mowieniem (dopoki nie bylo Polakow w poblizu ;), wiec bylo warto jechac. Nie pisze tego, by marudzic, ale by wyjasnic dlaczego zalezy mi na jak najlepszym kursie. Nigdy nie oczekiwalam, ze cokolwiek przyjdzie do mnie samo, bez pracy.