Jestem na końcówce studiów doktoranckich i okazało się że czeka mnie albo masakrycznie trudny egzamin na uczelni (słownictwo specjalistyczne, dyskusja na temat rozprawy doktorskiej itd.) a jedyną drogą zwalniającą z tegoż egzaminu, jest zdobycie certyfikatu FCE- jeszcze w zeszłym roku oczekiwali CAE, ale od tego obniżyli poprzeczkę. Wiem, że to moja wina i że to ja zawaliłam, ale nie spodziewałam się że ten uczelniany egzamin będzie aż tak trudny. Wiem ze jest bardzo ciężko go zdać od osób, które miały przyjemność już w nim uczestniczyć. Domyślam się że zdobycie FCE do rzeczy najprostszych też nie należy ale myślę że będzie dla mnie mniej stresujące niż opowiadanie prawniczym językiem o mojej rozprawie doktorskiej. Teraz do sedna, od czego Waszym zdaniem zacząć naukę aby w przeciągu 10 miesięcy zdać FCE ? mój angielski oceniłabym na mocne A2, słabe B1. Uczyłam się w podstawówce, liceum i na studiach, ale na pewno poziomu B2 nie osiągnęłam, aby móc już teraz zmagać się z FCE. Chodziłam kiedyś do Callana, ale skończyłam na 4 stage-u. Wpadłam teraz na pomysł aby przerabiać Callana od samego początku. Najpierw wszystkie słówka z danego działu, potem słuchanie nagrań, kolejno następny dział, słuchanie nagrań itd. Czytałam że 12 stage, to poziom FCE. Myślicie że uda mi się to ogarnąc w ten sposób w 10 miesięcy ? dziennie mam na naukę jakieś 3 godziny. Macie jakieś lepsze pomysły na zdanie FCE w tym czasie ? Błagam pomóżcie :)