speaking był bardzo stresujący.
po drodze do Gdańska przypomniałam sobie, że zapomniałam wziąć paszportu albo czegokolwiek w ten deseń.
hm... w poczekalni już było dziwnie. taka grobowa cisza. nikt się nie odzywał, aż normalnie... ciarki^^
egzaminatorka była miła. trochę za głośno mówiła, prawie krzyczała. i zdecydowanie za szeroko się uśmiechała (optymistka urodzona xP).
partner trafił mi się w porządku. także... no świetnie nie było. tyle ćwiczyłam i w ogóle ale serio to bezsensu, bo wchodzisz tam i zapominasz praktycznie wszystkich takich świetnych zwrotów powalających itp.
także... trzeba iść na żywioł. ja mówiłam co mi ślina na język pryzniesie
chyba źle nie było ;)
teraz 8.06 listening x.x
lol. ale tego akurat się nie boje ;)