Dziwna jest ta cała dyskusja. Zastanawiamy się nad tym, kto może, a kto nie powinien udzielać korepetycji, natomiast nie zdefiniowaliśmy pojecia korepetycji.
Dla mnie są to lekcje uzupełniające, które mogą mieć dwa cele:
- uzupełnienie materiału, którego uczeń nie przerobił z powodu absencji lub lenistwa;
- podciągnięcie oceny ucznia, który jest zagrożony jedynką na koniec semestru lub roku.
Tak rozumianych korepetycji może udzielać licealista, a nawet gimnazjalista z tej samej klasy. Udzielane przez niego lekcje często będą skuteczniejsze od korepetycji "zawodowego" korepetytora, gdyż uczeń-korepetytor zna program, podręcznik i wymagania nauczyciela, a uczeń-uczeń mniej krępuje się swojego korepetytora i wspólne lekcje dają dobre rezultaty.
Większość z osób biorących udział w dyskusji uważa korepetycje za indywidualny kurs prowadzony wg własnego programu. Tak rozumiane korepetycje powinny być prowadzone przez zawodowego nauczyciela lub studenta starszych lat filologii. Skuteczne będą pod warunkiem jednakowego zaangażowania korepetytora i ucznia.
Takie korepetycje musiałem brać w początkach swojej pracy zawodowej, gdy okazało się, że znajomośc angielskiego wyniesiona z zaliczonego na 4 lektoratu jest niewystarczająca. Lekcje, których udzielał mi student anglistyki, niezbyt mi odpowiadały, ułożony przez niego program nie pasował do moich potrzeb i wkrótce obydwaj zrezygnowaliśmy ze współpracy. Drugi nauczyciel, który z miał zupełnie inny zawód, zgodny z moim. i zdany egzamin resortowy z angielskiego. Uczył przede wszystkim tego co mi było potrzebne, razem tłumaczyliśmy podręcznik. Ja "odwalałem" całą żmudną robotę, on cyzelował moje wypociny w rezultacie powstał skrypt, z którego korzystało wielu kolegów.
A jeśli chodzi o "śląską" wymowę , to mam kolegę, który mósiąc po polsku "śpiewa z wileńska", zna biegle 4 języki i tej "wileńszczyzny" nie słuchać, gdy w nich rozmawia, przynajmniej gdy rozmawia po angielsku.