Krótko opiszę moją sytuację:
Swoją przygodę z angielskim zaczęłam w gimnazjum. Byłam w grupie podstawowej (w podstawówce miałam tylko j. niemiecki). Miałam okropną nauczycielkę, która nie potrafiła w ogóle uczyć. Nawet nie jestem pewna, czy po gimnazjum mogłam określić swoją znajomość ang na A1.
Teraz znajduję się w liceum. Po wakacjach idę do drugiej klasy. Jestem w klasie z rozszerzonym angielskim. (Udało mi się dostać na rozszerzenie, dzięki nauce w wakacje i korkach)
Według szkoły, poziomy angielskiego na rozszerzeniu wyglądają tak:
Pierwsza klasa - B1 (4 godz.)
Druga klasa - B1/B2 (5 godz.)
Trzecia klasa - B2 (5 godz.)
Swój obecny poziom określam na B1. A nie ukrywam, że zawód w którym chciałabym pracować, wymaga
co najmniej poziomu C1.
Moja nauka wygląda tak:
- szkoła
- 1-2 godz. prywatnej lekcji w szkole językowej. Zajęcia odbiegają od tych w szkole. Uczę się tam głównie gramatyki i wypowiedzi ustnej (odpowiadam na pytania, argumentuję dlaczego się z czymś zgadzam, bądź nie zgadzam itd). Od czasu do czasu coś czytam i tłumaczę (jakieś teksty, bądź fragmenty prostszych książek)
- nauka w domu (około 1-2 godz.): materiału ze szkoły i prywatnych lekcji. Dodatkowo: uczę się słówek z jakiejś konkretnej dziedziny (np. teraz ubrań, wliczając i te podstawowe słówka (np. dress), jak i te rzadziej spotykane (np. girdle), czasami bawię się w "tłumacza" (tłumaczę angielskojęzyczną piosenkę, książkę. A nieznanych mi słów i zwrotów uczę się)
I tu pytanie, czy uda mi się z poziomu B1, w ciągu 4-5 lat, przejść na C1?
Ile Wam zajęła nauka angielskiego?
Polecicie mi jakiś przyjemny sposób nauki? (obecnie stosuję metodę fiszek)
PS Moje zdolności językowe nie są wysokie (w szkole jestem raczej 4 uczniem, jeżeli chodzi o języki).
PS2 Prywatne lekcje, ponieważ nie ma ludzi, którzy są na takim samym poziomie (zazwyczaj spotykam osoby A1/A2, bądź C1/C2).