Cytat: nogitsune
1.Czy moglibyście mi polecić jakieś książki, które są na takim poziomie, że nie będę musiała co drugiego słowa sprawdzać w słowniku [...]?
Jeśli martwisz się, że przerastające Cię słownictwo może Cię zniechęcić, są dostępne książki celowo przystosowane do czytania na różnych poziomach zaawansowania (tzw. readers) Często są to odpowiednio „zaadaptowane” klasyki literatury pięknej. Tu masz przykłady:
https://www.bookcity.pl/penguin-readers-poziom-6-zaawansowany-c1
Teoretycznie powinny być dosyć dobrze dostosowane do poziomu, zawierać wyjaśnienia trudniejszych słów. Jeśli masz taką możliwość, proponuję sprawdzić czy gdzieś w okolicy masz bibliotekę z działem książek obcojęzycznych i czy takie „czytanki” tam są, zanim wydasz na nie pieniądze. Sama nie jestem fanką „readersów” (Bi po prostu nie lubię czytać tekstów celowo „uproszczonych”) ale różnym osobom je polecałam jako etap wstępny, zwłaszcza jeśli nie jest im do szczęścia potrzebna szczegółowa znajomość książki i nie martwi ich, że stracą trochę smaczków, specyfiki stylu autora itd.
Jeśli chcesz zacząć od normalnej, nie-adaptowanej literatury, nie zaczynałabym od klasyki, bo będziesz musiała się przegryźć przez różnicę między językiem dawnym a współczesnym. Łatwiej będzie zacząć od literatury współczesnej, a jak już się z tym dobrze poczujesz, cofnąć się do klasyki, jeśli zechcesz (chyba, że samo „przegryzanie się” sprawiałoby Ci radość).
Nie ma dużej różnicy, jeśli chodzi o język (i jego przydatność) między beletrystyką a niektórymi książkami „na faktach” – reportaże, książki historyczne (popularno-naukowe) czy biografie pisane są bardzo podobnie do powieści literackich. Zamiast konkretnych tytułów sugeruję odwiedzenie wyszukiwarki Google Books – możesz poszukać sobie jakiegoś tematu albo pisarza, który Cię wstępnie interesuje i sprawdzić, jakie książki są dostępne na dany temat oraz jak są napisane (często dostępny jest podgląd kawałków książki).
Popularne (nie naukowe) książki o polityce czy ekonomii będą trochę bardziej skomplikowane, bo będą zawierać branżowe słownictwo, ale osoby w okolicach certyfikatu CAE mogą się już spokojnie przyzwyczaić do ich czytania. Gdyby Cię to interesowało, zaczęłabym nie od książek a od artykułów z gazet i czasopism. Są dostępne za darmo, wyznaczają naturalnie pewien czas czytania i w razie potrzeby taki artykuł jest sobie łatwej „opracować” niż całą książkę. Proponowałabym popatrzenie np. na artykuły na stronach The Spectator, The Economist albo np. Foreign Affairs. Kiedy dojdziesz do takiego momentu, że przeczytanie takiego artykułu nie będzie stanowiło trudności, to popularne książki o podobnej tematyce będą już się w zasadzie różnić tylko tym, że będą dłuższe (i płatne).
Gdybyś była moją uczennicą, pewnie też zasugerowałabym żebyś w razie czego nie martwiła się tym, czy czytasz odpowiednio „ambitne” rzeczy. Uważam, że jeśli ludzie uczą się dla przyjemności (a nie dla konkretnego celu), to najważniejsze jest, czy treść im sprawia przyjemność, bo tak łatwiej utrzymać motywację. Lepiej żeby ktoś zainteresowany np. windsurfingiem czytał o windsurfingu niż żeby koniecznie miał kiedyś przeczytać Hamleta w oryginale (bo to „ambitne”). Sugerowałabym więc kierowanie się głównie tym, czy tekst Cię ciekawi, bo ciekawość ułatwia przejście przez trudniejsze fragmenty.
W kwestii A Song of Fire and Ice – tu masz wyniki z Google Books i możesz sama sprawdzić, czy poziom tego cyklu Ci pasuje po angielsku:
http://www.google.pl/search?hl=pl&tbo=p&tbm=bks&q=inauthor:%22George+R.+R.+Martin%22
Cytat: nogitsune
2.Czy powinnam robić notatki z tego co czytam i zapisywać nowe słowa czy raczej starać się uchwycić ogólną myśl albo wyłapać znaczenie z kontekstu? Jak często zaglądać do słownika?
Nie polecam robienia obszernych notatek, chyba że ktoś bardzo chce. Sugerowałabym ograniczenie się do kilku słów / konstrukcji na jedno „posiedzenie” – wybierz słowa istotne dla zrozumienia tekstu albo takie, które Cię zainteresowały. Poza tym wystarczy, jeśli rozumiesz ogólną treść. Jeśli zależy Ci na tym, żeby jakiegoś słowa albo jakiejś konstrukcji nauczyć się tak, żeby jej również używać w mowie i piśmie (a nie tylko rozpoznawać), spróbuj jej np. w tym samym tygodniu użyć w rozmowie albo napisać coś z tym słowem / tą konstrukcją poza notatkami. Może być nawet nie do końca poprawnie. :-)
Dłuższe wyjaśnienie:
Ludzka pamięć dzieli się (z tego, co mnie uczono) na „roboczą” i „długotrwałą”. Zapamiętywanie polega na tym, że informacja trafia najpierw do pamięci roboczej, a dopiero stamtąd może trafić do pamięci długotrwałej. Nasza pamięć długotrwała jest bardzo pojemna, ale pamięć robocza nie. Łatwo ją „przeładować”, a informacja, która nie „zmieści się” w pamięci roboczej, nie zostanie skutecznie zapamiętana. Kiedy uczono mnie metodyki podawano, że przeciętnie od ucznia możemy oczekiwać zapamiętania do siedmiu nowych słów lub konstrukcji na lekcję / dzień. Od niektórych trochę więcej, od niektórych trochę mniej, ale jeśli ktoś np. próbuje zapamiętać trzydzieści nowych słów na raz i nie ma nadzwyczajnie dobrej pamięci, to się pewnie nie uda – po tygodniu czy dwóch będzie pamiętał tylko kilka (i być może będzie sfrustrowany, że reszty nie pamięta, bo „przecież się uczył”).
W nauce języka rozróżnia się jeszcze tzw. zapamiętanie bierne i czynne. Bierne oznacza, że rozpoznajesz to, co słyszysz lub widzisz. Czynne - że samej Ci przyjdzie do głowy, że możesz takiego słowa/konstrukcji użyć. Znajomość bierną i czynną trzeba ćwiczyć oddzielnie. Robienie notatek ze słówek i ich „wkuwanie” uczy głównie rozpoznawania, a nie używania.
W sumie robienie bardzo skrzętnych notatek do długich tekstów (np. książek) często wymaga dużo wysiłku, a mało z tego wynika, bo nasz mózg nie umie tak przyswajać dużych ilości informacji naraz.