Jak uczyc licealistów?

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 47
poprzednia |
Słuchajcie, słuchajcie - bardzo ciekawi mnie jak uczycie swoich podopiecznych w LO, oczywiście na podbudowie gimnazjum (powidzmy, że poziomy znajmości języka uczniów różnią się bardzo) jak wyrównać poziom, jak doprowadzić do dobrej znajomości języka? Mój mąż powiedział mi, jesli nie będziesz miała tych chcących się nauczyć, to sama zaangażowaniem niewiele zdziałasz. Zgadzacie się z tym? Inny nauczyciel jest po prostu osobnikiem, którego boją się w szkole wszyscy uczniowie , uczy od dziesiątek lat, nie zmienia metody, dobrze wykłada, wymaga, tępni i ma efekty (nie uczy jednak języka) - obca jest mi ta metoda - chciałabym aby uczniowie sami rozumieli i chcieli się nauczyć.
mnie na studiach uczono, ze nie sztuka uczyc tych ca chca sie uczyc ale takich co nie chca...wiadomo jest trudno kogos zmotywowac ale w przypadku licealistow sprawa nie jest az tak trudna bo sa oni duzo dojrzalsi niz gimnazjalisci, przygotowuja sie do matury, mysla o przyszlosci...uwazam ze miedzy innymi trzeba prowadzic lekcje zahaczając o tematy, ktore moga ich interesowac ( nikt nie lubi gadac o tematach ktore nas nie interesuja:) ) i starac sie ich zrozumiec bo bycie zyleta i 'suka' to nie jest sztuka tylko nie jest chyba fajnie jak Cie nie nawidza....a tak bardziej szczegolowo to ciezko powiedzic bo wszystko zalezy od grupy
wiadomo jest trudno kogos zmotywowac ale w
>przypadku licealistow sprawa nie jest az tak trudna bo sa oni duzo
>dojrzalsi niz gimnazjalisci, przygotowuja sie do matury, mysla o
>przyszlosci...


chyba slabo znasz licealistow. tu nie chodzi tylko o dojrzalosc, nie wszyscy zdaja mature z ang. - mam kolezanke co w 1. kl lo byla gdzies na poziomie przecietnie 1 gimn. - z 5 czasow na krzyz troche slowek i to wszystko. oprocz niej byly 2-3 osoby na niewiele wyzszym poziomie w tej grupie, a takze 3-4 osoby na poziomie powiedzmy pre-cae. 'sprawa nie az taka trudna' ?


>uwazam ze miedzy innymi trzeba prowadzic lekcje
>zahaczając o tematy, ktore moga ich interesowac ( nikt nie lubi gadac
>o tematach ktore nas nie interesuja:)

sorry, ale nauka nie musi byc przyjemnoscia zeby odniosla swoje skutki. jak sobie wyobrazasz, ze nauczyciel ma przygotowywac tematy, ktore moga sie spodobac licealistom - ma przygotowac wlasna ksiazke zrobiona na podstawie ankiety wewnatrzszkolnej? nauczyciel ma naucyzc do matury, a nie czynic nauke jezyka przyjemna. na studiach przeciez nikt nie bedize sie z takimi licealistami 'cackal'. kto bedzie chcial sie nauczyc, to sie nauczy, kto nie - jego strata.
poza tym sa gusta i gusciki - to co jeden lubi, drugiemu juz nie odpowiada.

>jak Cie nie nawidza....
co to znaczy nawidzic?
moze i slabo znam licealistow ale wydaje mi sie ze sytuacja jaka opisujesz ( duza rozpietosc poziomow ) jest wg mnie niedopuszczalna.. teraz coraz wiecej jest szkol z podzialem na grupy w zaleznosci od poziomu a jesli nie ma to jest to krzywdzace dla wszystkich w klasie wiec jest to sprawa dla dyrektora
a co do przyjemnej nauki...nie mozemy porownywac nauki w szko,e a nauki na studiach czy nauczaniu doroslych...bo dzieci ( a licealisci nadal nimi jeszcze sa) najszybciej ucza sie poprzez zabawe ( chociaz nigdzie nie napisalam o tym ze trzeba sie z nimi bawic:/) nie twierdze tez ze nauczyciel powinien pisac sam podrecznik dla wybranej grupy badz przeprowadzac ankiety bo o zainteresowaniach uczniow mozna sie dowiedziec podczas lekcji. Pozatym nauczyciel ktory korzysta tylko i wylacznie z ksiazki, nie dodaje od siebie swoich materialow i nie uzywa inwencji tworczej, idzie na latwizne i ma gdzies potrzeby uczniow to dupa a nie nauczyciel...nie takiego sie potem wspomina pozytywnie...oczywiscie zadania, gramatyke itp trzeba przerabiac ale nie trzeba tego robic na podstawie glupich, nudnych tekstow...mialam taka babke w liceum ktora wlasnie jechala tylko z podrecznika zadanie po zadaniu bo przeciez do matury nas miala przygotowac...zalosne
a co to znaczy nienawidzic?? sluchaj no tego chyba wyjasniac nie musze
>teraz coraz wiecej jest szkol z podzialem na grupy w zaleznosci od
>poziomu a jesli nie ma to jest to krzywdzace dla wszystkich w klasie
>wiec jest to sprawa dla dyrektora

jaka sprawa do dyrektora? niby jak chcesz zrobic grupy jak jest np. 5 osob na poziomie a1-a2, 20 na b1-b2 i 5 na b2-c1?
jak te osoby szly do liceum wiedzialy, ze beda mialy angielski kontynuacje a niemiecki od podstaw - ale wybraly ja ze wzgledu na przedmioty rozszerzone, a nie jezyki.
to jest szkola publiczna przypominam.


>bo dzieci ( a licealisci
>nadal nimi jeszcze sa) najszybciej ucza sie poprzez zabawe ( chociaz
>nigdzie nie napisalam o tym ze trzeba sie z nimi bawic:/)

pod koniec 2 lo/na poczatku 3 wiekszosc licealistow dostaje dowody osobiste, wiec panstwo traktuje ich jako osoby dorosle, nie dzieci. jakies badania naukowe na potwierdzenie twojej tezy, ze najszybsza nauka dla licealistow to przez zabawe? bo jakos nie zdolalem tego zaobserwowac chocby na swoim przykladzie.


>oczywiscie zadania, gramatyke itp trzeba przerabiac ale
>nie trzeba tego robic na podstawie glupich, nudnych tekstow...

no widzisz, a co powiesz na regulki gramatyczne podawane do zeszytu? moj nauczyciel tak wlasnie robi, na jeden zeszyt zapisany przez 9 miesiecy, 90% zawartosci to wlasnie regulki gramatyczne (i przyklady, zdania). mi akurat to sie podobalo, dosc efektywne rowniez bylo w moim przypadku.


>a co to znaczy nienawidzic?? sluchaj no tego chyba wyjasniac nie musze

ja sie pytam co to znaczy "NAWIDZIĆ" (wysunelas teze, ze takie slowo istnieje).
WLasnie, ze celem jest uczynienie nauki przyjemnej. MOtywacja jest najistotniejszym elementem przy nauce jezyke, wlasnie owa "intrinsic motivation", kotra sprawia, ze uczacy naprawde lubi sie uczcy, bo wtedy uczy sie duzo samodzielnie, a tylko taka nauka prowadzi do osiagania bieglosci.

Przyjemnosc moze oznaczac rozne rzeczy - np. uzytecznosc, pokazywanie, ze to co robia ma sens, ze sie moga porozumiec, zrozumiec wwywiad w TV z ulubionym zespolem itd.

Ale najistotniejsze jest wlasnie buduowanie w uczniach przekonania, ze sa odpowiedzialni za wlasna nauke, bo nap pewno, zbye sie nauczcy jezyka bardzo dobrze, nie wystarcza tylko zajecia w szkole 3 razy w tygodnieu w duzej grupie ludzi, choc oczywiscie mozna sie nauczyc na jakims tam poziiomie.

Pzdr,
Kociamama,
Licealisci sa dorosli wg prawa, jak optrzymuja dowod, ale nie oznacza to, ze metodycznie opatruje sie ich terminem adults. ( z reszta np. doroslosc to pojecie wzgledne zalezne od przepisow w danym pnawtiwe, np, w USA to 21 lat, w kanadzie 19, a austrii mozna juz nabywac piwo jak sie ma 16 lat;>)

Licealisci jeszcze podchodza pod termin "teenagers". Bo psychicznie i intelektualnie sa mieszkna dojrzalosci z niedojrzalosica psychoczno-intelektualna.

Dorosli to ludzie kotrzy jak ucza sie jezyka, zawzcyzja sa swiadomi tego, co musza zrobic, albo ze jesli czegos nie zrobia to ich wina, chocny z tej porzaicznej przyczyny, ze sami sbie za to placa. Podczas, gdy licealtsa bedac na utrzymaniu rodzicow, nie przejmuje sie jeszcze wieloma kwestiami. To ze niektorzy sa dojrzali i zalezy im chocby na kwestiach formalnych, typu zdanie matury i dostanie sie na dobra uczelnie, co ich motywuje do nauki, nie zonacza ze wszyscy licealisci maja takie podejscie. Wlelu z nich jednak nie mysli i zaczyna traktowac nauke na powaznie kilka lat pozniej, potem jak np. nie doatsja sie na dzienne studia, zaczynaja pracowac i nagle zaoczne studia okazuja sie czyms bardzo istostnym i ktraktowanym na serio.

POnadto, ludzie w wieku lat 18 mimo ze juz sa dorosli, sa jeszcze w wieku dojrzewania, hormonalnych burz, rozchwian emocjonalnych, zmian nastroju i samooceny, podczas gdy dorosli sa juz bardziej ustabilizowani psychocznie.

Wychodzac z takich wlasnie zalozen metodyka kalsyfikuje 18-latkow jakos teenagers, a nie doroslych, co ma konsekwenscje w nauczaniu. (Dla opparcia teoria - Harmer, chociazby, polecam tez udzial w konferencjach metodycznych, gdzie czesto sa seminaria o nauczaniu doroslych i nastolatkow, dowiesz sie roznic i dostaniesz darmowa ksiazke;)

PZdr,
Kciamama.
kociamama napisz jak Ty to robisz, jak motywujesz uczniów
jak sądzisz co może motywować?
nigdy nie miałam do czynienia z licealistami, ale nasunęła mi się porada, może i oczywista ale też trudna do wykonania. Uwazam że bardzo motywujace dla młodego człowieka moze być samo zachowanie nauczyciela. Musisz być autorytetem (ani przyjacielem, który umówi sie z nimi na piwo po zajęciach - bo i takie przypadki znałam - ani też wredą wiedźmą która podniesionym głosem probuje coś osiągnąc) Probuj być baaardzo sprawiedliwa i nikogo nie faworyzuj, nawet jeśli uważasz daną osobę za niesamowicie inteligentą, czy najlepszą w klasie bo dla reszty moze to być mocno frustrujace.

Jesli chodzi o te ciekawe tematy, to w wielu przypadkach nie ma wyboru i trzeba przeprowadzić to co jest w podręczniku. Wtedy proponuję dla "osłodzenia" poszukać jakichś ciekawszych ćwiczeń do danego tematu w internecie albo innych podręcznikach. Tak zeby lekcje czasem zaskakiwały, a nie były za każdym razem takie same. Uważam jednak że zabawy nie bardzo podobają sie licealistom bo oni sami mają siebie już bardziej za dorosłych (mimo ze moim zdaniem nimi nie są, a przynajmniej nie zawsze) i bawić im sie nie wypada.

Jeszcze jedno, pilnuj sie żeby nie wymagać od nich na sprawdzianach czegoś co nie pojawiało się na lekcjach (pamiętam ze to mnie najbardziej denerwowało jako licealistkę) No i wolałam jednak nauczycieli którzy robili kartkówki i pytali bo to mobilizuje do systematycznej nauki. Natomiast nieznosiłam tych którzy nie stawiali ocen przez dwa miesiace a potem robili test z olbrzymiej ilości materiału. A wiadomo że szczególnie sprawy językowe musza być systematycznie powtarzane żeby były zapamietane. A nie przyswojone w ogromnej ilosci podczas jednego wieczoru i zapomniane tuż po sprawdzianie-olbrzymie

mam nadzieje że cokolwiek z moich porad Ci się przyda
pozdrawiam :) i powodzenia!
To motywowanie to ciezki temat, bo do kazdego trzeba by podejsc indywidulane, a nie jest tak latwo rozgryzc co dana osobe motywuje.

IWem, ze na pewno motywuje, tak pisala przedmowczyni, konsekwencja w dzialaniu, szczegolnie ucznow "ambitbych". I szczegolnie bym to odinosla do praktycznych umiejejtnosci. Czyli kazac uczniom mowic. To niezwykle motywuej, bvo czuja, ze po cos to robia, ze nie sa to jedynie abstarkcyjne cwiczenia gramatyczne, kotre moga sie wydawac totlanie oderwane od rzeczywsitosci.

Nie kazdy uczen umi mowic i lubi, takim trzeba dac czas na przygoptowanie, np. zapowiedziec, ze przepyta sie go z danego tematu w kjakims tam terminie, po czym go nieodzwonie przepytac i wynagrodizc dobra ocena, nie tylko za efekt, jaki powinien reprezentowac, ale za wysilek jaki wlozyl i postepy. Dzieki temu wielu uczniow sie zacheca bardzo, bo niestety ta ocena dziala motywujaco.

Inna sprawa to dobor tematow. Jesli sa jakies tematy z podrecznika, ktore uczniow nie ciekawia az tak abrdzo dobrze jest je modyfikwac czy przerobic pobieznie, zmienic, pominac. NIkt nie powiedzial, ze podrecznik trzeba odklepac od deski do deski, tylko trzeba nauczyc ucnziow konkrentych rzczy, prawda? Jak widze, ze uczniowie sa zainteresowani tematem to rozciagam to na dluzej, by podtrzymac zanieteresowanie, a jak ich cos absolutnie nie interesuje staram sie to srkrocic do minimum. Mysle, ze taka elastycznosc jest konieczna.

PZdr,
Kociamama.
zapowiedziec, ze przepyta sie go z danego tematu w
>kjakims tam terminie, po czym go nieodzwonie przepytac i wynagrodizc
>dobra ocena

popieram baaaardzo, wydaje mi sie że stawianie poprzeczek które uczniowie są w stanie pokonać jest bardzo ważne. A pochwalenie kogoś, ze tym razem poszło mu jeszcze lepiej niz ostanio, że poprawił taki lub inny aspekt wypowiedzi, lepiej sobie z czymś radzi również bardzo motywuje. Wydaje mi sie że czesto uczniowie odnosza wrażenie ze wcale się nie rozwijają co często mija sie z prawdą. Jesli usłyszą o postępie to będą się uczyc chętniej. Tak sądzę przynajmniej :)
ja ucze w liceum od 8 lat, wiec cos wiem na temat uczenia tej grupy wiekowej (nieważne czy nazwiemy ich nastolatkami, czy dorosłymi... wsrod nich sa osoby bardziej dojrzałe, niż niejeden 30-latek i tak dziecinne, jak dziecko w podstawowce) :)

nie ma potrzeby odgrywania roli 'wrednego' nauczyciela, zeby w ten sposob osiagnac szacunek (ale to i tak byłby tylko strach), spokoj na lekcji, itp ... przynajmniej nie w szkole, w ktorej uczę.

Co do uczenia licealistow, maturzystow poprzez zabawę to osobiscie na popieram tej metody. Matura to poważna sprawa, wiec tak samo trzeba podejsc do przygotowan.

Przerabiam jakis tam podrecznik, bo jednak nie mozna iść własna scieżka, czyli np kserowki, fajne materialy, zeby bylo super i ciekawie. Trzeba realizowac zatwierdzony przez MEN materiał.

Nawet super ksiazke (temat) mozna w nudny sposob przedstawic na lekcji, tak samo jak nudny - w ciekawy sposób. Wszystko zalezy od nauczyciela, nie tylko w jakis sposob cos wykłada, ale tez jaki jest.

Odpada tez bycie kuplem, jak juz ktos napisał. Widze, ze nawet uczniom, ktorzy sa absolwentami sprzed kilku lat, skonczyli studia, przychodza na praktyki, mowienie do mnie na -ty- , co proponuje, przychodzi strasznie opornie., Relacja uczen - nauczyciel nie jest kumplowska i raczej nie bedzie, po prostu.

Moja przedmowczyni, nie pamietam nicku, mądrze mowi w wielu mjescach. Wymagac na sprawdzianach tego, co sie faktycznie przerobiło (osobiści, nie polegac na tym, co powinno byc wyniesione z ginmazjum. Być SPRAWIEDLIWYM, SZANOWAĆ ucznia, to i on bedzie nasz szanowal.

tyle ode mnie
W tym roku idę do 3 klasy LO i nie znoszę lekcji angielskiego w szkole. Mam angielski teoretycznie rozszerzony i zajęcia 'pod maturę' wyglądają tak: pani nam daje 500 słowek + 30 idiomów i mamy tydzień na nauke - potem sprawdzian. Po dwóch tygodniach wiekszość nie pamięta nawet z jakiej dziedziny były te słowka. Natomiast plusem jest to, że całkiem dobrze omawiamy cześć pisemna na rozszerzonym, czyli eseje, rozprawki (rózne). Tzn. mi się to podoba, reszcie klasy pewnie nie bardzo, ale ja lubię konkrety, a babka właśnie mówi całkiem rzeczowo na temat tych prac (sama jest egzaminatorem, wiec mówi nam tez o najcześciej popełnianych błedach). Oczywiście daje nam potem wkuć 200 słowek do recenzji i po tygodniu piszemy próbną maturę :) Na lekcjach brakuje mi przede wszystkim ciekawych dyskusji (jest nadmiar speakingu w stylu 'co widzisz na obrazku', 'dlaczego Jane oszukała Jacka?') i ciekawych listeningów, takich jak np. na FCE czy CAE. Bardzo mi się nie podoba podręcznik jaki przerabiamy ( Cutting Edge Advanced) - jest nudny i chyba przestarzały. Generalnie nie mam nic przeciwko uczeniu się słowek, idiomów, phrasali - uważam, że trzeba, ale kucie ich 'na sucho' niczego nie wnosi. Na lekcjach zależy mi, żeby kobieta nam pokazała struturę matury rozszerzonej, bo wiedzę podstawową (gramatyka, słownictwo) mam - w czerwcu zdawałam (i mam nadzieję na pozytywny rezultat;))) CAE.
>No i wolałam jednak
>nauczycieli którzy robili kartkówki i pytali bo to mobilizuje do
>systematycznej nauk
zalezy jak to pytanie i kartkowki wygladaja. jesli kartkowki niezapowiedziane, pytanie tak jak zawsze, to poza tym nauczyciel moze byc mily, ale nie bedzie lubiany, co najwyzej sredni.
>Generalnie nie mam nic przeciwko uczeniu
>się słowek, idiomów, phrasali - uważam, że trzeba, ale kucie ich 'na
>sucho' niczego nie wnosi. Na lekcjach zależy mi, żeby kobieta nam
>pokazała struturę matury rozszerzonej, bo wiedzę podstawową
>(gramatyka, słownictwo) mam - w czerwcu zdawałam (i mam nadzieję na
>pozytywny rezultat;)))

wnosi, wnosi - poczytaj w innym temacie ;-)
(co nie oznacza ze ona dobrze robi - zapamietywanie jest procesem zlozonym, nie jednorazowym, aby zapamietac trzeba sobie powtorzyc material)
pani nam daje 500 słowek + 30 idiomów i mamy tydzień na
>nauke - potem sprawdzian. Po dwóch tygodniach wiekszość nie pamięta

no własnie :) bardzo możliwe że kiedyś bede nauczycielką, w tym roku we wrzesniu mam praktyki w szkole podstawowej (termin się zbliża i zaczynam panikować bo zaleca się mówić cały czas po angielsku, a kiedy udzielałam korepetycji 9cio latkowi i starałam sie jak najwiecej robic własnie w L2 no to niestety mały nie miał pojecia co się dzieje...) W kazdym razie chciałam przedstawic moj mały plan na robienie sprawdzianów podwójnie tzn. nie wszystkich ale np. pamietam z czasów liceum uczenie sie tabelki z czasownikami nieregularnymi. Mogłam to wykuć na sprawdzian na te 5 ale po miesiacu 3/5 nie pamiętałam z tego względu ze nie były powtarzane w żaden sposob. Sama sie do tego nie zebrałam a w szkole nikt tego już nie wymagał. Dlatego uważam ze jednorazowy sprawdzian z czegos nauczonego "by heart" jest mało efektywne i planuję np. podczas ustnego odpytywania zapytać o nieregularne formy trudniejszych czasowników, tak zeby uczniowie wiedzieli ze mają to czasem powtórzyć i zapamiętać na zawsze :D ciekawe co mi z tego planu wyjdzie :D
Opiszę metodę naszego pana od niemieckiego, może się przyda :). Zastrzegam tylko, że jest to przewidziane na 6 lat (gimnazjum + liceum, klasa z bardzo rozszerzonym niemieckim: 7-10 h/tydzień). Otóż dostajemy 'test': ok. 40-60 zdań, każde zawiera jakieś przydatne wyrażenie, idiom etc. + parę słówek. W każdym ze zdań jest też luka - uzupełniamy je w ramach lekcji. Jeden test zajmuje nam różnie tak od 2-3 tygodni do miesiąca (często zajęć nie ma - z różnych przyczyn. Uczą nas też inni nauczyciele). Potem oczywiście jest duży sprawdzian - TYLKO z danego testu, tj. jeżeli w danym okresie pracowaliśmy nad 7 to z 7, a nie z 6, 5 czy 2. Poziom trudności takiego 'testu' naturalnie wzrasta wraz z jego numerkiem. I tak powolutku idziemy przez cały rok. A potem jest powiedzmy klasa 2, czy 3. Zaczynam znowu uzupełniać n-ty test, ALE w tym samym czasie systematycznie pojawiają się sprawdziany z testów z lat poprzednich. I tak co roku, przez 6 lat. Jeśli natomiast ktoś nie zaliczy danego materiału, to naturalnie próbuje, aż do skutku, tj. oceny pozytywnej (pisemnie albo ustnie) Pozwala to naprawdę świetnie utrwalić materiał. A skutki są widoczne - niedługo DSDII :)

Pozdrawiam
Michał
>podczas ustnego odpytywania zapytać o
>nieregularne formy trudniejszych czasowników, tak zeby uczniowie
>wiedzieli ze mają to czasem powtórzyć i zapamiętać na zawsze :D
>ciekawe co mi z tego planu wyjdzie :D

pewnie uczniowie cie znienawidza :-)
no tak, ciekawy sposób ale niestety nie do przeprowadzenia w zwykłej szkole gdzie mamy po max 4h/na tydzień chyba że w wersji oszczędnej, mniej testów i każdy z mniejsza iloscią przykładów. W sumie to pamiętam z liceum podobne "testy" ale niestety ich znajomosć nie była tak dobrze wyegzekwowana, a co dopiero mówić tu o powtarzaniu. Dlatego dla "normalnego" liceum proponuję chociaż szczątkowe formy powtarzania. Z własnego doświadczenia pamiętam tylko jednorazowe sprawdziany/przepytki.
hehe... no własnie się zastanawiam czy byłoby to znośne czy moim przeznaczeniem jest transformacja w wiedźmę nr 1 :) Nie mówie o maglowaniu przez połowę lekcji tylko zapytaniu o jakieś 5 form i tyle.
Podałem jako ciekawostkę przyrodniczą ;). A co do znienawidzenia, pamiętam kiedyś była grupa większość tak preFCE - FCE, część trochę wyżej, a mieliśmy podręcznik chyba coś tak ok. poziomu A2 (2 gimnazjum). A więc nasza kochana nauczycielka wyskakiwała na spr ze słówkami z kosmosu, tj. takimi, które gdzieś kiedyś na pewno były wspominane, tylko, że nikt ich nie pamiętał :D. Efekt same 1-2-3 (miałem ledwo czwórkę :D). Za jakiś czas nie wytrzymała z nami - zaszła w ciążę :) i odeszła. A potem była zmiana - mądra, rozsądna kobieta, która nas naprawdę WIELE nauczyła, a przy tym sprawiedliwie oceniała. A była jeszcze młoda i sympatyczna. Niesamowite, prawda?
No są przypadki i przypadeczki :) Musze zaznaczyć ze zupełnie się nie zgadzam z powtarzaniem/pytaniem o słówka czy cokolwiek innego z KOSMOSU. Zawsze mnie to irytowało, szczególnie jeśli nauczyciel mówił "eeee na pewno kiedyś to mieliście" Tak wiec mam na mysli ściśle okreslony zakres materiału nie przekraczający możliwości ucznia. I powtarzanie tych najważniejszych spraw a nie słówek typu zatyczka do ucha :)

cheers!
Inna cecha która mnie niesamowicie denerwuje u niektórych nauczycieli (zdarzało się to najczęściej z przedmiotów, z których byłem bardzo dobry), to obniżanie (często KOŃCOWEJ) oceny za rzeczy niezwiązane bezpośrednio z danym przedmiotem - np. jest dyktando, zdanie typu 'Siedzi dżdżownica w rowie i pałaszuje kanapkę z żółtkiem', ja nie wytrzymuj i pytam się głośno o co dokładnie chodzi: czy o żółtka tj. Chińczyka, czy też o jajko..... :D. Bęc, jedynka z języka angielskiego! Bardzo proszę, przecież jest coś takiego jak 'ocena z zachowania', po to jest, żeby ją ew. obniżać. Ale cóż, jak nauczyciel chce to i tak załatwi ucznia. :(
Musze zaznaczyć ze zupełnie się nie
>zgadzam z powtarzaniem/pytaniem o słówka czy cokolwiek innego z
>KOSMOSU.

Coz, niektorzy "nauczyciele" musza sie nieustannie dowartosciowywac kosztem uczniow i za wszelka cene udowodniaja im, ze sa glupsi niz ustawa przewiduje.
Na przyklad te 500 slowek na tydzien. Wystarczyloby ze 30.
A mnie dla odmiany denerwuje, ze mozna sobie ocene koncowa podwyzszyc piszac jakies wypracowanie czy przygotowujac referat itp.

Niby z jakiej racji? Smierdzacy len nie uczy sie przez caly rok a na koniec wystarczy, ze napisze (w wiekszosci wypadkow ktos mu napisze) strone czy dwie wypracowania i juz ma lepsza ocene - czesto taka, na jaka ktos inny pracuje caly rok.
Mnie to nie boli - co mnie obchodzi jakie inni mają oceny. Nie jest to takie ważne w przeciwieństwie do np. matury :), która wiele wyjaśnia...
Nauczyciel, ktory pozwala poprawiac ocene na koniec roku po prostu promuje lenistwo w ciagu calego roku. O to chodzi.
Trochę uogólniasz - nie można powiedzieć, że wszyscy poprawiający się na koniec roku unikali nauki. Często są po prosty na granicy i nauczyciel daje im szansę, żeby pokazali swój poziom (zazwyczaj chce ich sprawiedliwie ocenić). Tyle, że nie robi się tego poprzez referaty i wypracowania, tylko pyta przy tablicy :D
wg mnie podawanie regolek do zeszytu to strata czasu bo kucie ich na pamiec dlugodystansowego efektu nie daja...chociaz wszystko zalezy od ucznia bo sa rozne typy...
a co do nauki w troche niekonwencjonalny sposob to na potwierdzenie moich tez zostalo napisanych juz wiele ksiazek chocby jak juz ktos napisal Harmer oraz moje wlasne doswiadczenie...widze kiedy uczniowie najwiecej zapamietuja...
a to NAWIDZENIE...hmmm przez przypadek wcisnelam spacje miedzy NIE a NAWIDZIC...bo mialo byc nienawidzic...czepiasz sie slowek
to wszystko prawda, zalezy na kogo się trafi. Sa nauczyciele niepewni, nie wiedzą co zrobić aby zyskac szacunek ucznia i dokręcają śrubę, pokazują kto tu naprawdę rządzi.Ale i uczniowie bywają bezczelni. Np okreslnie żółtek jest zdecydowanie negatywne i jako nauczyciel też bym zaprotestowała, ale prawdę mówic masz rację, za to można jedynie dostac neg ocenę z zachowania.
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 47
poprzednia |

Zostaw uwagę