fragment jednego z artykułów z pow. strony:
Jak powszechnie wiadomo, tłumaczenie tekstów technicznych jest zadziwiająco proste. Przyjęto następujące zasady:
a) Jeśli nie wiesz, co dane słowo oznacza, to odmień je po polsku i umieść w tekście w określonym przypadku albo dorób odpowiednią końcówkę do czasownika (np. “zabutuj”).
b) Jeśli niejasne jest całe duże zdanie, zastosuj metodę włókienniczą; zamotaj jego znaczenie tak, żeby absolutnie nikt nie wiedział, o co chodzi.
c) Udowodnij Czytelnikowi, że komputery to niesłychanie skomplikowana sprawa, a przeniknięcie poza barierę zrozumienia jest w ogóle niemożliwe i nie ma się co starać. Jak wiadomo bowiem, wiedza z umysłów WYŻSZYCH (tłumacz) nie może przejść do umysłów NIŻSZYCH (czytelnik) i winny jest temu przede wszystkim ogólnie denny poziom umysłowy czytelnika drapiącego pazurami do drzwi sanktuarium wiedzy. Ci nieliczni WYŻSI wyssali natomiast wiedzę razem z mlekiem matki i już w drugim miesiącu stymulowali ruch palców do walenia w klawiaturę. W ten sposób Czytelnik natychmiast nabiera szacunku do bezwartościowego opracowania i nie protestuje, gdy ktoś wciska mu jawną ciemnotę