Chwilow sie organizujemy po pobycie w australii. Tam nas niestety okradli praktyczniw ze wszystkiego (plecaki, telefony, gotowka, aparaty, karty, dokumenty - na szczescie paszporty lezaly niedbale na stole...) 1 dzien przed wyjazdem wlamali sie do pokoju hotelowego... Wiec teraz biegam po Auckland, kupuje telefony, faksuje upowaznienia, rozmawiam z bankami itp itd. Co biorac pod uwage roznice czasu nie jest az takie proste.
Pan na lotnisku troche dziwnie na mnie patrzyl jak powiedzialam, ze mam tylko podreczny :-)
Pierwsze wrazenia to wlasciwie mam troche wrazenie, ze jestem w jakis chinach albo japonii. Serio, facet co sprzedawal telefon mowil glownie po chinsku, wszedzie sushi, a jakas godzine temu przeszla manifestacja chinska przez centrum. Nawet podpisalam sie pod lista zadan.
Psychicznie przygotowuje sie do skoku z Sky tower (oczywiscie z lina) 192 metry.
Jak mowilam, ladnie, cieplo, ludzie tacy zrelaksowani, nie ma pospiechu.
No to ja na sushi lece - drugie juz dzisiaj
Pozdrawiam
P.S. Jeszcze nie slyszalam zadnych polakow