. A propos
>ratowania, na fasadzie budynku ILS-u (który w zasadzie mogłby
>uchodzić za nieoficjalne muzeum socjalizmu) powinien widniec napis:
>\"Ratuj się kto może\" -prztłumaczony na kilka języków
>oczywiście . Takie sytuacje powtarzają się na ILS-ie zatrważająco
>często. Udziałem studentów jest wszechobecna paranoja. Słowa klucze do
>ILS-u to bezproduktywność i nuda. Aha, jeszcze socjalizm, począwszy od
>wyglądu budynku, poprzez kilometrowe kolejki po wszystko
>
Tak, zgadza sie, ja skonczylam ten wydzial 5 lat temu. To samo myslalam. Pracy bylo mnostwo. Ja, zupelnie nieprzyzwyczajona do zakuwania (w liceum mi sie nudzilo) z przerazeniem zarywalam noce. Doszlo do tego, ze nawet w Swieta Bozego Narodzenia pilnie sie uczylam, zeby zdazyc ze zrobieniem prac domowych przez wakacje. Po wolnych dniach ludzie pytali, ile kto sie zdazyl nauczyc. Nikt nie chodzil do kina, teatru, tylko zakuwal. Tak bylo pierwsze dwa lata. Na egzaminy nie zdazalam przeczytac calego materialu, nie mowiac o dobrym jego przygotowaniu. Po drugim roku nabralam dystansu. Nie przerazalo mnie nic. Skonczylam studia z wynikiem bardzo dobrym. Studiowalam rosyjski i niemiecki. Od dwoch lat mieszkam w Niemczech. Te studia bardzo mi sie przydaly. Nabralam odpornosci psychicznej. Pracuje w zawodzie. Mimo wszystko (komunistyczny budynek, beznadziejne pomieszczenia) studiowalabym to jeszcze raz, gdyby czas sie wrocil. Potem skonczylam drugie studia, bo bylam przemeczona jezykami i chcialam zobaczyc, jak jest na innych wydzialach. Tez fajnie ale bez tej specyfiki, ktora przez 5 lat wydawala mi sie taka straszna, a potem okazalo sie, ze jest dla mnie niezbedna. Nadal ucze sie jezykow. Jest mi latwiej, bo sama znam zasady metodyki.
Rzeczywiscie, pani Bartoszewicz od glottodydaktyki fatalnie mowi po rosyjsku. Kraza sluchy, ze to maz (niezyjacy juz) napisal jej prace doktorska i wykreowal na naukowca. Pani Kozlowska nie zdalaby egzaminu z fonetyki u pani Chomicz-Jung. Mialam rowniez okazje miec zajecia z pania Zwierzchon - jej niemiecki byl na zlym poziomie -
wylapywalismy podstawowe bledy. Takie rzeczy nie powinny miec miejsca, ale coz zrobic. Z drugiej strony sa tez tam fachowcy - pan Nidecki, Haiduk, Sikorski, Krzeszowski, z ktorych tylko mozna czerpac wzor w przyszlosci. Co do jezykow specjalistycznych - widzialam program studiow - na pewno warto, tym bardziej ze wyklada tam moj promotor, wspanialy wykladowca, fachowiec, a przy tym bardzo mily czlowiek - profesor Lukszyn. Jest to przyklad osoby, ktora robi to, w czym jest najlepsza i najbardziej lubi. Nawet, jesli nic nie rozumie sie z wykladu (np. matematyczne przedstawienie semantyki) warto popatrzec, z jakim blyskiem w oczach profesor przedstawia temat, jak widac, ze jest to jego pasja. Chocby tylko z tego powodu warto bylo studiowac ten kierunek.