Hostessy - Włochy, Grecja jak to wygląda

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 68
poprzednia |
Jak wygląda praca hostessy tak szeroko reklamowana jako super praca? Zapraszam do czytania: http://www.oszukany.prv.pl/hostessa.html
Ale o co chodzi? Przecież jadą panienki które dobrze wiedzą co bedą robić. Zamiast dawać za darmo na wiejskiej dyskotece bedą zarabiać. Z dala od kraju nikt się nie dowie i oto chodzi. A że zawieruszy tam się jakaś cnotliwa od czasu do czasu to trudno, wróci i robi potem alarm. Że myślała że to tylko jedzie pogadać (a gadać nie umie) itp i za to dostanie kupę kasy. Jak ktoś jest tak naiwny to trudno.
No wyglada na to ze to ty nie masz o niczym żadnego pojecia bo ja w takiej pracy byłam i to co piszesz to wielkie bzdury.przede wszystkim praca hostessy to nie praca w burdelu tylko w normalnym barze czy tez klubie nocnym. i nikt tam sie nie kurwi bo nawet gdyby chciał to nie ma gdzie bo nie ma tam zadnych pokoi schadzek. jezeli jednakjuz bardzo chce to moze to robic po godzinach lub przed godzinami pracy.bo to twoja sprawa co robisz w wolnym czasie i mozesz spac nawet z 20 goscmi za kase i nikogo to nie powinno obchodzic.a takie kluby maja taka zalete ze mozna w nich bardzo dobrze zarobic nie przepracowujac sie przy tym.nawet jeli nie znasz dobrze jezyka gadasz bzdury, głupio sie uśmiechasz i ładnie ubierasz i malujesz a dziani faceci sami stawiaja ci drinki.i nie musisz wcale nigdzie sie z nimi umawiać jeżeli nie chcesz bo nikt ci pistoletu do głowy przykładał nie bedzie,a czasem nawet umówic sie warto zawsze można naciagnac frajera na jakies zarcie czy ciuchy a on naiwnie mysli ze cie przeleci wiec da ci wszystko o co go poprosisz.ty zas mozesz go po prostu wykorzystac i zwiac.a jak któras chce sie kurwic to jej sprawa.ja tego nie potepiam.uwazam ze lepiej jest spac z dobrym frajerem za kase niz z polskim frajerem za darmo.
no czyli superpraca dla superdziewczyn. z tonu baski mozna duzo wywnioskowac. widze, ze ona nie klamie mowiac, iz zna ta prace. chyba wszystko jest jasne, ewa?
Basia, współczuje ci. Musisz być bardzo nieszczęsliwą kobietą. Możesz sobie tłumaczyć przedszkolakom jak tam jest a nie dla mnie. Ale dla takich płytkich panienek jak ty to jest to robota odpowiednia. Tylko uważaj żeby ciebie ktoś nie naciągnął. Dla ciekawych podaje linka do dyskusji na gazeta.pl
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=520&w=48068412&v=2&s=1
Masz rację, lepiej się kurwić za kasę. Jesteś załosna i pewnie tania
Wiemy, wiemy jak basia pracuję. Przejachał bym się z nią na piknik. A co?
A JA WAM POWIEM ZE POJECHALA PANI JAKO HOSTESSA DO PRACY W SLONECZNEJ ITALII W ZYCIU BYM NIE PRZYPUSZCZAL ZE PRACUJE JAKO PANI DO TOWARZYSTWA...CZYLI KUR...WISZCZE,WROCILA DO POLSKI JAKO WIELKA DAMA NAWALILA SIE WODA I POWIEDZIALA KIM JEST I CO ROBI , ALE NIE PO TO ZEBY ZROBIC NA NAS WRAZENIE CZY ZEBY WZBUDZIC WSPOLCZUCIE ...BO BYLA PRZKONANA ZE ONA NIGDY TEGO ROBIC NIE BEDZIE A TU PROSZE SPODOBALO SIE I WROCILA DO PRACY NIC TYLKO POGRATULOWAC WIECEJ hhhOSTESSSSS DO ITALIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Łatwa kasa wciąga jak ruchome piaski. A są kobietki którym w głowie tylko kasa. Dziwki są nie od wczoraj. Jedni zarabiają rękoma, inni głową a inni dupą. A ze nie ma co sie w Polsce chwalić czy tam jedna z drugą zarabia to opowiadają bajeczki. Jak puścili ten program w telewizji o hostessach to mąż jenej takiej co tam pracuję chciał załozyc sprawę telewizji, ale baba sama mu sie przyznała i facet zwątpił. Ona pracowała a on nic nie wiedział
sama pracowalam w tym zawodzie przez kilka miesiecy...i szczerze mowiac troche o tym wiem bo mialam okazje zmieniac kluby.miejsca te nie sa typowymi jak to u nas sie mowi "burdelami".sa to kluby do ktorych mezczyzni przychodza pobyc w towarzystwie kobiet ale nie ukrywaja ze chca czegos wiecej.i w tym momencie wszystko zalezy od ciebie tj albo sie zgadzasz na blizsze kontakty albo kategorycznie odmawiasz.tak jak w fabryce praca polega na skladaniu czesci tak w tego rodzaju klubach musisz zgrywac slodka idiotke.nieraz chodzi o calowanie czy dotykanie.radze sie powaznie zastanowic bo taka praca zmienia psychike tj traci sie zaufanie domezczyzn.....
HEHE MANUELO A ILE TY LITROW SLINY UTOCZYLAS NA PENISACH ?
PRZESTAN BO MI SIE RZYGAC CHCE...
manuela napisała:traci sie zaufanie do mezczyzn
Myli się, to sie traci zaufanie do kobiet, czy wszystkie kobiety to tanie automaty do gier nastawione tylko na kase kosztem wszystkiego, nawet dobrego imienia?
hmmmmmm najprosciej jest uogolniac i wrzucac wszystkich do jednego worka. tacy jak wy mowia o nas : wszyscy Polacy to zlodzieje i pijacy. zgadzacie sie z tym? bo ja sie nie zgodze ze wszystkie Polki hostessy we Wloszech sprzedaja swoje cialo. dzieki takim jak wy, jak pojechalam do Wloch na wymiane studencka moj chlopak nasluchal sie ze zapewne tancze na rurze. dzieki!
demona musisz być wyjątkowo naiwną dziewczynom. Zobacz sobie te reportaże:
http://www.itvp.pl/nacelowniku/odcinek/i.tvp/cat/145/lp/2492
http://v1.itvp.pl/nacelowniku/odcinek/i.tvp/cat/145/lp/2588
i poczytaj to:
http://www.wloski.ang.pl/Kilka_Opowiesci_22363.html
http://www.wloski.ang.pl/Uciekla_z_wloskiego_piekla_22972.html
Do Biura Karier UMCS mailem spłynęła następująca wiadomość - za zgodą autorki publikujemy ją na forum i zapraszamy do dyskusji.

"Chciałabym podzielić się z Państwem moimi doświadczeniami z wyjazdu do pracy do Włoch i bardzo proszę, aby Państwo potraktowali tę informację bardzo poważnie i ostrzegali dziewczyny, które chciałyby wyjechać do tej pracy. Jednocześnie proszę o nie ujawnianie mojego imienia i nazwiska, chciałabym pozostać anonimowa.
We Włoszech miałam pracować jako hostessa/animatorka. Od działającej
legalnie firmy Work Agency z Krakowa, która pośredniczyła w zatrudnieniu,
otrzymałam następujące informacje na temat tej pracy:
MIEJSCE PRACY: Włochy (region Toskanii)
RODZAJ PRACY: Animatorka/Hostessa
PRACODAWCA: Agencja Artystyczna Hayda P&P
FORMA PRAWNA: kontrakt na wizę artystyczną
OKRES PRACY: minimalny okres kontraktu to 2 miesiące, maksymalny 6 iesięcy(istnieje możliwość skrócenia kontraktu)
DOJAZD: opłacany przez hostessę - (w przypadku ciężkiej sytuacji
finansowej pracodawca opłaci przejazd ale potrąci kwotę biletu z pierwszej
pensji )
WYŻYWIENIE : na koszt własny
ZAKWATEROWNIE: organizowane przez pracodawcę,
CZAS PRACY: 6 dni w tygodniu. Jeden dzień wolny.
GODZINY PRACY: od 22:00 do 4:30
WARUNKI PRACY: Praca w klubach z restauracjami. Zadaniem
Animatorki/hostessy jest reprezentowanie lokalu wobec gości oraz rozmowa z klientami. Animatorka/Hostessa ma zachęcić gości do zakupu produktów
znajdujących się na terenie lokalu i zachęcić do tego żeby goście wracali
do lokalu.
OBOWIĄZKI:
- Hostessa wita gości
- Hostessa prowadzi rozmowy z gośćmi. Rozmowy z klientami powinny mieć
pochlebny charakter
- Hostessa zachęca do zakupu produktów serwowanych na terenie lokalu
- Hostessa powinna zatańczyć jeśli została poproszona do tańca.
- Wymagana jest odpowiednia, elegancka sukienka. (Dżinsy, Koszulki bawełniane, niechlujne swetry i niechlujna odzież są niedozwolone)
- Należy regularnie opróżniać popielniczki oraz utrzymywać stół w czystości i porządku.
- Zależnie od polityki klubu, regularnie rozprowadzane są ulotki.
- Wszelkie skargi należy kierować telefonicznie, faxem lub drogą pocztową
bezpośrednio do Agencji. Nie składaj skarg kierownictwu, chyba że jest to
sprawa pilna nie cierpiąca zwłoki. Prosimy o zdrowy rozsądek.
- Nie wolno używać przekleństw ani rynsztokowego języka w obecności gości, współpracowników czy też kierownictwa.
- Nie wolno spóźniać się ani opuszczać dni pracy z wyjątkiem nagłych przypadków zdrowotnych.
WYNAGRODZENIE: Za pracę Animatorka/hostessa otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 1040 Euro netto podstawy za miesiąc pracy plus prowizja od efektów sprzedaży:
- 0,5 Euro za każdego drinka
- 5% z zapłaconych rachunków restauracyjnych
Wynagrodzenie wypłacane jest w systemie dwutygodniowym
SZKOLENIE: Przed wyjazdem hostessa przechodzi jednodniowe szkolenie z
zakresu asertywności i stylizacji, które odbywa się w Warszawie.
OPIEKA: podczas pracy masz zapewnioną opiekę polskiego rezydenta
PODPISANIE KONTRAKTU: Kontrakt hostessa podpisuje po szkoleniu.
TERMINY WYJAZDU: każdego 15 i 30 danego miesiąca.

Przyznają Państwo, że oferta wydaje się być bardzo kusząca. Niestety nie
jest ona prawdziwa. Po szkoleniu w Warszawie i po podpisaniu umowy
wyjechałyśmy zorganizowanym transportem do Włoch, a dokładnie do
Montecatini Terme, leżącej niedaleko od Florencji. Gdy dojechałyśmy do
Montecatini, zastałyśmy coś, czego się żadna z nas nie spodziewała. Na
miejscu odebrała nas barmanka z klubu i od razu nam powiedziała, że nie
mamy być żadnymi hostessami tylko dziewczynami do towarzystwa. Zaraz potem przeprowadziła selekcję. Tym dziewczynom, które się jej nie spodobały kazała jechać na Sardynię do innego night clubu. Mnie i jeszcze jedną dziewczynę zawieźli do mieszkania, w którym już od jakiegoś czasu
mieszkały trzy dziewczyny. Dostałyśmy jedno łóżko bez pościeli, bez
poduszek. W kuchni było tylko to, co kupiły tamte dziewczyny, bo wcześniej
nie było tam nic, nawet czajnika, żeby zagrzać wodę na herbatę, a w
Warszawie zapewniano nas, że jest wszystko i nie musimy się o nic martwić.
Na drugi dzień poszłyśmy do pracy do klubu. W klubie dominującym kolorem jest czerwień (wiadomo z czym ten kolor się kojarzy). Dziewczyny siedzą na czerwonych kanapach i czekają na klientów. Klientami lokalu są mężczyźni, którzy mogliby być ich ojcami albo i dziadkami. Gdy klient wchodzi do lokalu, staje przy barze i patrzy na wszystkie dziewczyny jak na towar. Jeśli mu się któraś spodoba i chce z nią porozmawiać, mówi to właścicielowi. Właściciel woła dziewczynę i prowadzi ich do osobnego stolika w głębi lokalu. Te stoliki oddzielone są od reszty zielonymi kotarami, tak że nie widać, co się za nimi dzieje. Przy stoliku nie siada się naprzeciwko, tylko obok siebie. Najczęściej pierwszym gestem, który wykonuje klient jest objęcie dziewczyny za ramię, niektórzy chcą od razu, żeby dziewczyna usiadła im na kolanach. Co klient robi po wypiciu kilku drinków można sobie wyobrazić. Za każde pół godziny spędzone z dziewczyną klient płaci 22 €. Co pół godziny przychodzi barmanka, pyta co podać i przynosi drinki dla klienta i dziewczyny. Jeśli klient nie zamawia nic więcej, znaczy to tyle, że przestaje płacić za towarzystwo dziewczyny. Ona wtedy wstaje i wraca do innych, które czekają na klientów. Każde pół godziny spędzone z klientem liczone jest jako jedna konsumpcja. Od ilości konsumpcji zależy wysokość wynagrodzenia. Jeśli dziewczyna w ciągu dwóch tygodni nie wyrobi 60 konsumpcji nie dostanie wynagrodzenia zapewnionego w Warszawie. Dziewczyna, którą wybrał jakiś klient, musi się starać, żeby ten klient przy niej został, dlatego jej zadaniem jest podejście do niego i czułe przywitanie się z nim podczas jego następnej wizyty w klubie. Powinna również podać mu swój numer telefonu, dzwonić do niego, wysyłać smsy i zachęcać do wizyty w klubie. Klient również może zabrać dziewczynę z lokalu na kolację, na przejażdżkę po mieście, czy wycieczkę nad morze. Jeśli taki wypad odbywa się w godzinach pracy dziewczyny, to płaci właścicielowi lokalu 250 € za jej "wypożyczenie". Przed 4 nad ranem odwozi dziewczynę do klubu. W czasie takich wypadów dzieją się różne rzeczy, niekoniecznie miłe dla dziewczyn. Są klienci, którzy faktycznie nie mają złych zamiarów, ale zazwyczaj jest tak, że im dłużej dziewczyna spotyka się z klientem, tym więcej on od niej chce. Dochodzi do tego, że klient zaczyna się dobierać do niej wbrew jej woli, chce ją zaciągnąć do łóżka itd. itp. Czasami klienci przychodzą do lokalu tylko po to, by popatrzeć na dziewczyny i wypić drinka z kolegami. Wtedy barmanka daje dziewczynom znak, żeby szły tańczyć. Dla odważniejszych jest rurka i to się bardzo klientom podoba, jeśli któraś przy niej tańczy. Klienci gapią się na dziewczyny jak sępy. Obgadują je z właścicielem, czy z barmanką, uśmiechają się pod nosem, nabijają się z nich. Dziewczyny są traktowane jak rzeczy, którymi się handluje. Jeśli chodzi o stroje to eleganckie sukienki wcale nie nadają się do tej pracy, tak jak to zostało powiedziane w Warszawie. Najlepiej żeby spódniczka była jak najkrótsza a dekolt jak najgłębszy, wtedy się ma wzięcie u klientów, a tym samym więcej konsumpcji i lepsze wynagrodzenie. Zdarza się, że do lokalu wchodzą przypadkowi turyści i są przekonani, że trafili do burdelu.
Nie pozostawię też bez komentarza legalności tej pracy, nie ma żadnej wizy
artystycznej. Dziewczyny dostają od właściciela karty członków klubu.
Muszą mieć je stale przy sobie razem z paszportem. Jeśli do lokalu
przyszliby carabinieri, to dziewczyny mają mówić, że one tu wcale nie
pracują, tylko są turystkami z Polski i przyszły tu wypić drinka.
Spędziłam tam trzy dni. Jeszcze nigdy nie byłam w takim stresie, modliłam
się, żeby żaden z tych dziadków nie zażyczył sobie mojego towarzystwa.
Jedyne o czym marzyłam to szybki powrót do domu. Najgorsze jest to, że
wszyscy w tym mieście wiedzą, po co przyjeżdżają dziewczyny z Polski.
Dziewczyny boją się, nie zawierają tam żadnych znajomości, mało wychodzą z mieszkania, nie mówią nikomu, gdzie mieszkają. Żadna z tych dziewczyn, które tam są nie wiedziała, do jakiej pracy jedzie. Na miejscu przeżywają szok, ale zazwyczaj zostają tam, bo potrzebują pieniędzy albo po prostu wstyd im wracać tak szybko do domu. Ja zdecydowałam się na szybki powrót, bo wiem, że nie mogłabym tak pracować. Właściciel chciał mnie tam zatrzymać, mówił, że się przyzwyczaję, zdobędę klientów i będę zadowolone. Przyznał się też do tego, że nie chce, by w Polsce mówiona całą prawdę o tej pracy, bo wtedy żadna dziewczyna nie chciałaby tam pojechać.
Bardzo proszę, aby Państwo ostrzegali dziewczyny i nie dawali wiary tego
typu ogłoszeniom pracy we Włoszech. Dzięki temu będzie można zaoszczędzić dziewczynom tego, co ja tam przeżyłam i co cały czas przeżywają tam inne dziewczyny."
http://www.kariera.umcs.lublin.pl/TFForum.html?id=9&page=4&opi_id=71
Hostessa we Włoszech? Nie daj się nabrać na łatwy zarobek
Internet pełen jest ofert pracy dla hostess i tancerek we włoskich klubach. Pracodawcy oferują wysokie zarobki i przyjemną, niezbyt męczącą pracę. Jednak dla wielu kobiet wyjazd okazuje się tragiczną pomyłką, a koszmarne wspomnienia zostają z nimi do końca życia.
Jesteś młoda, ładna, umiesz tańczyć? Wydaje ci się, że praca w klubie, w jednym z najbardziej malowniczych krajów w Europie jest idealnym sposobem na wyjazd w sylwestra czy dobrze płatne połączenie wakacji z kursem językowym? Nie daj się zwieść pozorom. Oferty wyjazdów do klubów w różnych częściach Włoch kuszą młode, naiwne dziewczyny atrakcyjnymi wyjazdami jako hostessy. Wydawałoby się, że nie ma nic przyjemniejszego niż praca w modnej dyskotece, w nadmorskiej miejscowości. Rzeczywistość zazwyczaj wygląda dużo mniej obiecująco, a wcale nie wiele trzeba, żeby przekonać się w jakie kłopoty można się wplątać.

Tańcz głupia tańcz

Na forach związanych z pracą za granicą sławę zdobyła pani Ania, która na wszelkie możliwe sposoby poszukuje dziewczyn chętnych do pracy we Włoszech. Ogłoszenia jej agencji pojawiają się na niezliczonych portalach z ofertami, forach dyskusyjnych, lokalnych stronach z informacjami turystycznymi. Oferuje w nich zarobki rzędu 60 euro dziennie (praca od 22 do 4 rano), oczywiście powiększanych o napiwki i prezenty od klientów. Wymogiem jest ładny wygląd, smukła sylwetka, towarzyski charakter i młody wiek. Co ciekawe, do pracy, która w końcu polega na zabawianiu panów można jechać również nie znając włoskiego, ale jak tłumaczy pani Anna, systematyczna praca nad słownictwem czyni cuda. Samo ogłoszenie powinno już budzić niepokój, ponieważ oprócz włoskiego numeru telefonu (na który, zważając na koszt, raczej zbyt wiele kandydatek nie zadzwoni) jest podany jedynie kontakt na Skype oraz numer Gadu Gadu. Nie ma wymienionego żadnego nazwiska osoby kontaktowej, adresu firmy, a jej przedstawicielka proponuje spotkanie - ale już na terenie Włoch. Natomiast chętnie roztacza perspektywy związane z pracą w czasie rozmowy na GG, na którym dostępna jest praktycznie przez całą dobę. W czasie rozmowy podkreśla, że praca jest całkiem legalna, a kobiety jadące do pracy chronione są na miejscu przez barmana lub innego "opiekuna" i oczywiście nie są zmuszane do kontaktu z klientami budzącymi ich podejrzliwość. W teorii brzmi to rozsądnie, ale zdecydowanie stwierdzenie, że istnieje możliwość wychodzenia z klientem na kolację poza klub (oczywiście po uprzednim "sprawdzeniu" u barmana - opiekuna, czy to sprawdzona osoba) pokazuje, że poczucie bezpieczeństwa jest sprawą względną. Jednak pani Anna podkreśla, że każdorazowo jest to indywidualna decyzja dziewczyny. Można z tego wysnuć jeden wniosek- jeżeli stanie się coś złego, to może być sama sobie winna..

Druga strona medalu

Równie łatwo jak kuszące oferty, w sieci można znaleźć dramatyczne historie kobiet, które zdecydowały się na taki wyjazd - nie tylko do Włoch, ale też do Grecji, Hiszpanii czy Japonii. Na stronie Biura Karier UMCS można znaleźć ostrzeżenie jednej z dziewczyn, którą skusiła praca oferowana przez legalną agencję zatrudnienia. Oto jej fragmenty: - Gdy dojechałyśmy do Montecatini, zastałyśmy coś, czego się żadna z nas nie spodziewała. Na miejscu odebrała nas barmanka z klubu i od razu nam powiedziała, że nie mamy być żadnymi hostessami tylko dziewczynami do towarzystwa. Zaraz potem przeprowadziła selekcję. Tym dziewczynom, które się jej nie spodobały kazała jechać na Sardynię do innego night clubu (...). Na drugi dzień poszłyśmy do pracy do klubu. W klubie dziewczyny siedzą na czerwonych kanapach i czekają na klientów. Klientami lokalu są mężczyźni, którzy mogliby być ich ojcami albo i dziadkami. Gdy klient wchodzi do lokalu, staje przy barze i patrzy na wszystkie dziewczyny jak na towar. Jeśli mu się któraś spodoba i chce z nią porozmawiać, mówi to właścicielowi. Właściciel woła dziewczynę i prowadzi ich do osobnego stolika w głębi lokalu. Te stoliki oddzielone są od reszty zielonymi kotarami, tak że nie widać, co się za nimi dzieje. Przy stoliku nie siada się naprzeciwko, tylko obok siebie. Najczęściej pierwszym gestem, który wykonuje klient jest objęcie dziewczyny za ramię, niektórzy chcą od razu, żeby dziewczyna usiadła im na kolanach. Co klient robi po wypiciu kilku drinków można sobie wyobrazić. Za każde pół godziny spędzone z dziewczyną klient płaci 22 euro (...). Klient również może zabrać dziewczynę z lokalu na kolację, na przejażdżkę po mieście, czy wycieczkę nad morze. Jeśli taki wypad odbywa się w godzinach pracy dziewczyny, to płaci właścicielowi lokalu 250 euro za jej "wypożyczenie". Przed 4 rano odwozi dziewczynę do klubu. W czasie takich wypadów dzieją się różne rzeczy, niekoniecznie miłe dla dziewczyn...

Kobieta opisuje przedmiotowe traktowanie hostess przez klientów i nachalne zaloty podstarzałych Włochów - dziewczyny są traktowane jak rzeczy, którymi się handluje. Jeśli chodzi o stroje to eleganckie sukienki wcale nie nadają się do tej pracy, tak jak to zostało powiedziane w Warszawie. Najlepiej żeby spódniczka była jak najkrótsza a dekolt jak najgłębszy, wtedy się ma wzięcie u klientów, a tym samym więcej konsumpcji i lepsze wynagrodzenie. Zdarza się, że do lokalu wchodzą przypadkowi turyści i są przekonani, że trafili do burdelu. Nie pozostawię też bez komentarza legalności tej pracy, nie ma żadnej wizy artystycznej. Dziewczyny dostają od właściciela karty członków klubu. Muszą mieć je stale przy sobie razem z paszportem. Jeśli do lokalu przyszliby policjanci, to dziewczyny mają mówić, że one tu wcale nie pracują, tylko są turystkami z Polski i przyszły tu wypić drinka.

Mafijny interes

Niestety bardzo wiele kobiet nie może sobie pozwolić na rezygnację z niechcianego zajęcia, gdyż muszą "odrobić" pieniądze, które firma "zainwestowała", chociażby koszt przejazdu i wynajęcia pokoju. Oprócz tego, wiele z nich pożyczało pieniądze u znajomych i po prostu wstydzi się wrócić z pustymi rękami. Właściciele klubów przekonują je, że do zajęcia można się przyzwyczaić, że warunki się poprawią, że klienci je polubią a one będą zarabiać coraz więcej. Wiele z nich, w desperacji ulega tym namowom. Rodzinom mówią, że pracowały w restauracjach, albo przy zbiorze owoców, a smutną prawdę zachowują tylko dla siebie.

Paulina Górska w swoim artykule "Polskie gejsze" cytuje opinię pracownika organizacji La Strada walczącej z handlem kobietami: La Strada, która zajmuje się również przypadkami hostess wyjeżdżających za granicę, w ogóle odradza tego typu wyjazdy. Często to praca na czarno, więc nie uda się wyegzekwować niewypłaconych pieniędzy. Organizacja pośrednicząca nie bierze odpowiedzialności za hostessę. - Właściciele klubów we Włoszech zwykle nie informują o tym, że szukają tak naprawdę nie hostess, ale prostytutek - mówi Joanna Garnier. - Jeśli pośrednik jest w rejestrze agencji zatrudnienia, ma licencję, podpisaną umowę z właścicielem klubu, do którego wysyła dziewczyny, to są to dobre sygnały. Problem jest tylko taki, że pośrednicy rzadko sprawdzają miejsca, do w które wysyłają hostessy. Czasem więc okazuje się, że klub to tak naprawdę burdel albo, że miejsce jest nie zadbane, brudne, a dziewczyny, które tam pracują, przyjeżdżają do domu chore na egzemę.

Oprócz tego, trzeba wziąć pod uwagę, że wyjazd na południe Włoch jest jeszcze bardziej niebezpieczny niż praca w największych ośrodkach turystycznych. Dziewczyna wyjeżdżająca tam bez znajomości języka jest z góry skazana na porażkę, gdyż nawet nie będzie w stanie opowiedzieć o swoim problemie odpowiednim służbom. Niestety znajomość angielskiego nie jest najmocniejszą stroną mieszkańców półwyspu. Nawet ktoś władający w miarę włoskim może nie być w stanie dogadać z mówiącymi lokalnym dialektem południowcami.

Dobry zwyczaj - nie wyjeżdżaj

Na stronach małopolskiej policji już we wrześniu tego roku pojawił się komunikat o rozbiciu grupy przestępczej trudniącej się werbowaniem kobiet do pracy we włoskich lokalach nocnych pod pozorem legalnej pracy w charakterze hostess. Kobiety trafiały do lokali nocnych przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn gdzie zatrudniane były jako "panie do towarzystwa", a ich swoboda ograniczana była przez włoskich "impresariów". Na dodatek nie mogły łatwo zrezygnować z takiej pracy gdyż groziły im kary finansowe za odstąpienie od umów zawartych w Polsce (umowy były tak konstruowane że zabezpieczenie za odstąpienie od nich stanowiły podpisane weksle in blanco). Kobiety nie mając pieniędzy na powrót do Polski i spłacenie kar za odstąpienie od umowy musiały "odpracowywać" zobowiązania. Ich wynagrodzenie zależało przy tym od wielkości zamówień ich "klientów". Członkowie grupy czerpali zyski z tego typu pośrednictwa w wysokości 10 euro od każdego przepracowanego przez każdą z kobiet dnia. W sprawie zatrzymano już kilka osób.

Wszystkie poszkodowane kobiety mogą zgłaszać się bezpośrednio do polskiej policji, ale też skorzystać z pomocy organizacji La Strada (www.strada.org.pl), szczególnie z ich telefonu zaufania: +48 22 628 99 99.
Agnieszka Andrzejczak
http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,67738,4773564.html
Nie mylmy sie - hostessa we Wloszech, jak i w tych innych wymienionych krajach to nic innego 'jak dziewczyna za pieniadze' (sa tez inne slowa na ta prace, chyba kazdy je zna).
Oczywiscie, jak wachlasz uslug jest wytlumaczony zanim sie wyjedzie z Polski i dziewczyny/kobiety sa na to przygotowane - to jest ich wybor.
Ale chyba nikt wprost w oczy nie powie: "Wiesz co kochana, bedziesz musiala 'to' robic za pieniadze - bo inaczej nawet nie zarobisz na powrotny bilet". Wtedy bym rozumiala, ze kazdy moze podjac decyzje czy 'tak' czy 'nie'.
Nie patrze na to z zadnej moralnej strony, tylko po prostu ze strony tego, ze agencje oszukuja kobiety.
terri zgadzam się. Natknołem się nie dawno na ciekawy komentarz:
to co przeczytalam to szok niedawno dostalam taka propozycje ale
odrazu mi sie nie podobala ani numeru gg imie Aga i kontakt do Polki
we Wloszech numer wloski ktora to kobieta ma sie zajmowac takimi
dziewczynami!jednoznacznie to wyglada i pytam tej kobiety czy to
jest praca damy do towarzystwa a ona prosze pani tu nie ma mowy
swiadczenia zadnych uslug seksualnych ma pani umilacc goscia czas i
starac sie o to aby powrocili do clubu.....pozostawie to bez
komentarza kazdy kto jest troche inteligentny kapnie sie o co
chodzi! ale nie ukrywam propozycja byla kuszaca szczegolnie ze
sylwestra mozna spedzis w goracym klimacie ale odrazu to smierdzi
nie ma adresow zarobki jak na hosstesse ktora ja rozumiem inaczej za
wysokie wiec... dobrze ze sa takie fora pozdrawiam
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=23&w=73501639&a=73535137
wyjechałam, byłam obmacywana i nie miałam jak wyjechac stamtad, jak dzwoniłam wyłaczył telefon
mial wszystko w dupie
nie zarobilam tyle ile obiecał
przesłał mi swój dowód osobisty-skan dlatego mu uwierzyłam
facet sprowadza dziewczyny na zła droge
powoluje sie na swoja popularnosc z pewnego serialu
spotyka sie i jak sie spotykasz oglada cie jak zwierze
podrywal mnie i mówil ze dam sobie rade
>oglada cie jak zwierze
...Jak uwaza cie za 'towar' do sprzedania, to jak inaczej ma cie ogladac?
>podrywal mnie i mówil ze dam sobie rade
...ale przeciez to taka praca (czy tego recznie Ci nie wytlumaczyl?)
sorry, ale co ty myślałaś przed wyjazdem?? że będziesz promować zupki w proszku w supermarkecie?? nie spytałaś PRZED WYJAZDEM na czym będzie polegać twoja praca??

wydawało mi się, że to jest dosyć jasne na czym polega taka praca, ale chyba jednak nie dla wszystkich...
Przeczytalam uwaznie ten artykut powyzej. Tam bardzo wyraznie pisze
...>>Dziewczyny są traktowane jak rzeczy, którymi się handluje.
Czy trzeba wiecej cos dodawac?
dałam sie oszukac
ktoss1 poza tym miałaś szczęście że Cię nie spotkało to:
http://www.wloski.ang.pl/Zlodzieje_organow_albo_makabryczne_saksy_27241.html
Jest dużo naiwnych dziewczyn.
Niektóre myślą, że wystarczy tylko że jest nieoszpecona i ma nogi aż do ziemi, i że to zupełnie wystarczy aby zarobić kasę. Na miejscu okazuje się, że praca polega na rozkładaniu nóg, bo jeśli nie, to na siłę będzie rozłożona, a do tego zamiast kasy zarobi siniaki, guzy albo jakieś wstydliwe choróbsko. Będzie miała wielkie szczęście jeśli ujdzie z życiem.
Moja uwaga nie dotyczy dziewczyn lubiących ten sport :D
Głupich nie sieją. Same sie rodzą.
Warto z uwagą poczytać wartościowe artykuły:
http://www.wloski.ang.pl/Uwiezione_przez_Filippo_27474.html
Moulin Rouge po studencku
Dzisiaj trzeba umieć się sprzedać. A one wiedzą doskonale, jak to się robi – co, komu, za ile? W ich ofercie figuruje młodość, intelekt, ciało. Cena może być różna. „Jeden raz” kosztuje od 100 do 500 złotych.– Chodzi głównie o kasę – przyznaje Ola, dawna prostytutka. – Za godzinę pracy w pubie dostanę pięć złotych. Tutaj zarabia się o wiele więcej.

Studia to dla wielu odcięcie się od pępowiny rodziny, pierwsza próba bycia dorosłym i niezależnym. Także finansowo. A studentek, dla których pomysł na tę niezależność to handel własnym ciałem, jest coraz więcej. Niektóre robią to regularnie, inne „tylko” od czasu do czasu. W Internecie lub rubrykach towarzyskich bez trudu można znaleźć ogłoszenia typu: „młoda, piękna i niezwykle seksowna chętnie umili Ci wieczór”. Oferują niezliczoną paletę doznań seksualnych. Wszystko oczywiście dyskretnie, intymnie i niedrogo.

– Praca prostytutki jest wykańczająca. Wbrew pierwszym wyobrażeniom, nie są to łatwe pieniądze – wyznaje Ola.
Wystarczy policzyć, ilu klientów taka dziewczyna musi „zaliczyć”, aby zarobić 8 tys. złotych. Przeciętna osoba nie jest w stanie tego psychicznie wytrzymać. Właśnie dlatego prawie wszystkie są alkoholiczkami lub biorą narkotyki. Jak przyznaje, „na fazie” nie pamięta się widoku facetów, ich smrodu, wstydu.

Dlaczego zatem nie rzucą tej roboty?
– Ze strachu – odpowiada Ola. – Dziewczyny są szantażowane, zastraszane, boją się, że informacja o ich sposobie zarabiania dotrze do rodziny. Ponadto smak dużej kasy niezwykle uzależnia.

Damy do towarzystwa

Pytana o klientów, odpowiada, że są bardzo różni. Od kulturalnych, wręcz szarmanckich, po przestępców, którzy po wyjściu zza krat muszą się wyżyć. Z tego powodu część dziewczyn wybiera pracę „call girl”. W ten sposób same mogą wybrać partnerów i ustalić warunki. Rynek pracy proponuje jeszcze jedno rozwiązanie. Studentki, które nie chcą sprzedawać swojego ciała, wybierają pracę hostessy.

– Najkrócej mówiąc, to dama do towarzystwa – wyjaśnia Asia. – Kluby zatrudniają dziewczyny w celu uatrakcyjnienia swojej oferty.
Do ich obowiązków należy umilanie czasu gościom poprzez rozmowę, taniec oraz zachęcanie do kupna drinków. Muszą sprawić, aby klient czuł się wyjątkowo i ponownie przekroczył drzwi klubu.

Praca ta posiada jeden bardzo ważny dla studentek atut: możliwość połączenia wakacji z perspektywą zarobienia dużej ilości pieniędzy. Agencje zajmujące się tego typu zatrudnieniem proponują wyjazdy do Włoch, Grecji, Hiszpanii, a nawet Japonii. Stawka dzienna waha się od 40 do 55 euro plus dodatki od sprzedanych drinków.

Niestety, rzeczywistość, z jaką muszą zmierzyć się dziewczyny tuż po przyjeździe, nie zawsze wygląda tak różowo. Większość zainteresowanych otrzymuje niepełną informację o zarobkach, charakterze wykonywanej pracy oraz klubie. Na szczęście zdarzają się chlubne wyjątki, jak w przypadku Asi, która została dokładnie poinformowana przez swoich pośredników oraz otrzymała numery telefonów dawnych hostess.

Od towarzyszenia do seksu

Hostessa to nie prostytutka. Jak zgodnie przyznają nasze rozmówczynie, jeżeli dziewczyna nie chce się „puszczać”, to nie musi. Jednak w powszechnej opinii hostessa jawi się jako ekskluzywna prostytutka. A perspektywa zarobku działa jak narkotyk.
– Dziewczyny pragnąc zarobić więcej pieniędzy, umawiają się po pracy z klientami – mówi Iza. – Niektóre „umilają” im czas pod stołem lub robią „to” w toalecie.

Zdarzają się oczywiście i takie, które do końca pobytu trzymają się swoich zasad. Niestety jest to bardzo trudne. Atmosfera w klubach niezwykle sprzyja relatywizacji postaw i łamaniu kręgosłupa moralnego. Ciągły widok „łatwych dziewczyn", seksu bez miłości, upadku znaczenia słowa „związek” powoduje, że nawet najtwardsze dziewczyny ulegają presji i szybko zmieniają swoje zasady.

– Najtrudniej jest w klubach ze striptizem – przyznaje Iza. – Kiedy byłam tam po raz pierwszy, przeżyłam szok, widząc studentki tańczące na rurach lub nagie na kolanach klientów.

Dla każdej dziewczyny praca ta oznacza coś zupełnie innego. Marta zapamiętała swój pobyt jako koszmar.
– Czułam się tam strasznie, jak niewolnica – opowiada o swoich przeżyciach. – Klient wchodzi do klubu, wybiera dziewczynę i płaci za nią. Ona nie może odmówić. Musi z nim tańczyć, rozmawiać, śmiać się.

Zupełnie inne są wrażenia Asi, również hostessy:
– Wspominam swoją pracę bardzo pozytywnie – wspomina. – Utkwiła mi w pamięci jako ciągła zabawa. Stałam się bardziej odpowiedzialna, pewna siebie. Nie mogę doczekać się kolejnego wyjazdu.

Skąd taka różnica? Kluby, w których pracują hostessy, bywają bardzo różne. Każda dziewczyna posiada inne wyobrażenia o wykonywanej pracy. Ponadto, niektóre boją się potępienia i zatajają prawdę przed rodziną, chłopakiem, przyjaciółmi. W ten sposób zmagają się same ze swoim cierpieniem.


Piętno na duszy

Perspektywa szybkich pieniędzy jest bardzo kusząca. Jednak psycholog, Beata Libner, oprócz spraw finansowych wskazuje także inne przyczyny podejmowania przez dziewczyny pracy prostytutek:
– Duży wpływ mogą mieć traumy z okresu dzieciństwa lub niesprzyjająca atmosfera domu rodzinnego. Młode dziewczęta mogły paść ofiarą wykorzystywania seksualnego lub być pozbawione rodzinnego ciepła czy bliskości – tłumaczy psycholog. – Obecnie duże znaczenie przypisuje się kryzysowi wartości oraz upadkowi tradycyjnego postrzegania rodziny i roli kobiety. Ponadto, praca ta dla dziewczyn o niskiej samoocenie jest źródłem poczucia atrakcyjności, własnej wartości, przywiązania, bliskości czy bezpieczeństwa.

Jednak praca prostytutki czy hostessy oprócz pełnego portfela pozostawia również trwały ślad w psychice młodej dziewczyny.
– Szybki zarobek wciąga jak narkotyk – przyznaje Ola. – Niektóre studentki parają się tym zajęciem nawet po otrzymaniu dyplomu magistra.

– Powodzenie zerwania z tą formą zarobkowania zależy od indywidualnych cech charakteru a także wsparcia otoczenia – podkreśla Beata Libner.
Doświadczenia, często bardzo przykre, nie pozostają również bez wpływu na dalsze życie prostytutki czy hostessy. Na trwałe zmienia się ich podejście do płci przeciwnej.

– Dziewczyny traktują mężczyznę przedmiotowo, jak osobę, dla której liczy się wyłącznie zaspokojenie własnych hedonistycznych potrzeb i której nie można ufać – mówi Beata Libner. – Takie nastawienie prowadzi do pogorszenia relacji damsko-męskich i wpływa negatywnie na ewentualne znajomości czy małżeństwo.

Dawne prostytutki czy nawet hostessy ukrywając prawdę o swojej przeszłości, budują zawiązki na kruchych podstawach, na fałszu. Ciągły strach, niepewność mogą powodować choroby psychiczne, nerwicę, depresję, migreny w specyficznych sytuacjach, zupełną niechęć do seksu czy inne zaburzenia. Chcąc zapomnieć, złagodzić ból, zminimalizować nienawiść do samej siebie, dziewczyny często uciekają w alkohol, narkotyki, uzależniają się od środków nasennych czy uspokajających.

Czy zarobione w ten sposób pieniądze rekompensują ewentualne straty? Czy interes ten jest opłacalny? Na te i wiele innych pytań warto odpowiedzieć sobie przed podjęciem pracy, aby uchronić się od popełnienia fatalnego błędu.

Magda Łęgosz , Ala Turek
Wyrwane sutenerom
Przez 10 lat kilka kobiet z La Strady pomogło tysiącom dziewczyn zmuszonych do prostytucji

Edyta Gietka
Oksana miała 23 lata. Dziewczyny mówią, że była śliczna. Pracowała na wylotówce z Warszawy. Żeby wyrobić normę, musiała obsłużyć ok. 20 klientów dziennie. Rano dostawała prezerwatywy, chusteczki i butelkę wody. Sutener co jakiś czas robił rundkę, żeby nie uciekła. Jeśli nie wyrabiała normy, „opiekun” brał ją na kolację do przydrożnego baru (liczył jak za najlepszą restaurację) i wiózł z powrotem na trasę. Gdy zachorowała na raka, wyrzucił ją na ulicę. Trochę żebrała na dworcu. Ludzie zainteresowali się nią, gdy zemdlała. Jeszcze kilka dni żyła w hospicjum. Stana, Lena, Irena, Joanna... Były jedynymi osobami na jej pogrzebie. Gdyby nie udało się im ustalić jej tożsamości, zostałaby pochowana jako nikt. – Jeśli jesteś cudzoziemką pracującą w Polsce jako prostytutka, jesteś gorsza niż pies. Psu w Polsce nie daliby zasłabnąć na dworcu – mówi Stana.
Media często dzwonią do niej, prosząc o spektakularne akcje. Wtedy ucina: – Nie jesteśmy Bondami w spódnicy i nie wyręczamy policji, straży granicznej ani prokuratury. My ustalamy, gdzie potrzebna jest interwencja. I czy dziewczyna jej chce. Bo nie jesteśmy Armią Czerwoną, żeby wyzwalać kogoś na siłę. Dobrowolna prostytucja to nie nasza sprawa.
Nikt z ulicy nie trafi pod ten adres. Ostrożność to najważniejsza zasada. Wchodzą przecież w drogę bezwzględnym, zorganizowanym przestępcom. W biurze na poddaszu pewnej warszawskiej kamienicy ciągle dzwoni telefon. – Mamy nową dziewczynę. Zaginiona Agata Z., rocznik ‘88. Raz dzwoniła do domu. Ojciec mówi, że była inna, dziwna – dziewczyna z działki operacyjnej przekazuje informacje. Nie mogę znać szczegółów. To dla bezpieczeństwa.
Na ulotkach La Strady, Fundacji przeciwko Handlowi Kobietami, jest logo – pokręcona droga. Ostrzega, że nigdy nie wiesz, dokąd dojedziesz. Właśnie mija 10 lat, odkąd kilka kobiet w różnych miejscach Polski przeczytało ogłoszenie w gazecie, że Holenderki chcą założyć tu jeden z oddziałów. To historia o kobietach La Strady. Jest ich 12. Sześć na pierwszej linii frontu. Rocznie pomagają ok. 250 sprzedanym kobietom, dwie trzecie to Polki. Kim są i jak odkręcają drogi tych, które nie dojechały do „rewelacyjnej pracy na Zachodzie”?
Znów dzwoni telefon. Potrzebny jest szybko któryś z wolontariuszy w Zielonej Górze. Dziewczyna uwolniona po kilku miesiącach z domu bez okien ma kryzys. Koszmary często wracają. Wolontariusze są w każdym dużym mieście, nazywa się ich Żonami Zaufania.

Jestem gdzieś w Niemczech

Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień. Na te miesiące przypada 80% telefonów. I przed świętami, gdy bliscy czekają na córkę, matkę, narzeczoną, a ona nie przyjeżdża. Odkąd Polska weszła do Unii, telefonów do La Strady jest więcej. W 2003 r. było blisko 4,5 tys., od 2004 do czerwca 2005 r. już 10,5 tys. Opiekunki, kelnerki, sprzątaczki, hostessy. Choć z badań CBOS wynika, że powszechna jest u nas wiedza, że oferta „Sekretarka w Danii, język niekonieczny” może być podejrzana, co czwarta kobieta jest gotowa z niej skorzystać.
Nie ma schematycznych rozmów, bo każda historia jest inna. Na przykład taka: „Jestem gdzieś w Niemczech, w apartamencie. Pilnują mnie. W tej chwili nikogo nie ma, ale ktoś może wrócić”. Trzeba reagować szybko. Najważniejsze pytanie: „Czego potrzebujesz?”. Żadnego moralizowania. Czasem dziewczyna nie chce tak po prostu rzucić wszystkiego i wracać. Jeszcze czeka na pieniądze. Właściciel interesu mówi, że odda, ale na razie zainwestował w reklamę. Suma jest tak duża, że nie chce rezygnować. Zwykle właściciel nie oddaje.
Dominika Ambroziewicz, absolwentka resocjalizacji i keys managerka z telefonu zaufania, ustala szybko listę potrzeb. Pytań: „Czy jest pani w prostytucji, czy się pani na to zgodziła, czy została zgwałcona, czuje więź emocjonalną ze sprawcą?” nie zadaje wprost. Mogą spłoszyć. Mówi, na co może mieć wpływ, na co nie. Kolejne pytania: kiedy będą mogły porozmawiać następnym razem, czy tylko ona będzie dzwonić. Jeśli można do niej, o których godzinach i jak się zwracać? Bo często odbiera się im nawet imię. – Jeśli może wyjść – opowiada Dominika – zastanawiamy się, dokąd może pójść, czy ma pieniądze, dokumenty, zna język. Jeśli boi się interwencji policji, nie musi zgłaszać, że przetrzymują ją siłą. Wtedy proponuję różne wersje, rozmawiamy, czy może powiedzieć klientowi, jeśli któremuś ufa. To ona podejmuje decyzję, na ile jakaś wersja jest realna.
Jedno złe słowo i osoba po tamtej stronie może odłożyć słuchawkę. – Kiedyś – wspomina Irena Dawid-Olczyk – zadzwoniła szantażowana w agencji dziewczyna. „A czy pani zgodziła się do tej agencji?”, zapytała któraś z nas. Wybuchła płaczem i odłożyła słuchawkę. Nigdy więcej się nie odezwała. Fakt, że zrobiła to dobrowolnie, był dla niej zbyt trudny. Dwa tygodnie chodziłyśmy chore. Bo to my, nie ona, jesteśmy odpowiedzialne za to, żeby mogła opowiedzieć o swojej sytuacji.
Dlatego dzisiaj stażystka może odebrać telefon dopiero po dwóch latach. Na początku rozmowom zawsze przysłuchuje się szefowa działki pomocowej, odpowiedzialna za wspieranie ofiar.
Na pierwszym miejscu jest życie kobiety. Trzeba być ostrożnym w podejmowaniu decyzji. Dlatego jest zasada: jedna prowadzi konkretny przypadek, ale decyzję podejmują w kilka. Nie ze względu na odpowiedzialność, ale im więcej głów, tym więcej pomysłów. Jeżeli problemy są zbyt trudne, decyzje podejmuje Irena: – Jestem najstarsza i pewnie mam więcej siły, żeby część ciężaru wziąć na siebie.
Znów telefon. Matka ma podejrzenia. Sylwia poznała przez Internet Włocha. Wyjechała na dwa miesiące, już powinna wrócić, przecież zaczęły się studia. Dzwoni, ale niewiele mówi. Ostatnio rozpłakała się w trakcie rozmowy. Matka ma wrażenie, że ktoś wtedy jest obok. Przecież przyjechałaby...
Często dzwonią ojcowie, mężowie, teściowe, poszukujący bliskich. – Trzeba odróżnić, czy dziewczyna nie ma innych planów niż rodzina – opowiada Dominika. – Zdarza się, że zakochała się we Francuzie arabskiego pochodzenia, którego bliscy postrzegają jako przestępcę uwodzącego ich dziecko. Ona się boi rozmów kończących się nieodmiennie „wracaj natychmiast”, więc ogranicza kontakty albo kłamie. Czasem trudno być nieomylnym. Jeśli ulegniemy sugestiom i ściągniemy ją do kraju wbrew woli, będzie to ingerencja w jej życie. Dlatego wspólnie z rodziną zastanawiamy się, gdzie jest problem. Próbujemy zmienić schemat tych rozmów. Czasem zamiast wyrzucać: „Życie sobie marnujesz” wystarczy zapytać: „Co u ciebie?”. Żeby mogła liczyć na ich pomoc, gdy coś wydarzy się naprawdę.
(...)
Bezpośredni kontakt z ofiarami to najsilniejsza strona La Strady. Tragiczne historie dzwoniących tu kobiet nie pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Dlatego gdy szefowa La Strady Stana Buchowska prosi, że coś trzeba zmienić, wie, o czym mówi: – Urzędnicy i służby mają swoje procedury i algorytmy postępowania. Staramy się pokazać im drugą stronę zjawiska. Najbardziej konserwatywną grupą wymiaru sprawiedliwości są sędziowie. Argumentują, że są niezawiśli. Wydaje mi się, że niezawiśli nawet od wiedzy, którą chcemy się z nimi podzielić.
Małe kroczki, ale są. Przez 10 lat kilka kobiet La Strady przeszkoliło 2 tys. funkcjonariuszy straży granicznej, policjantów, urzędników i prokuratorów. Jeden z największych sukcesów lobbingowych to powstanie w ubiegłym roku Krajowego Programu na rzecz Zwalczania i Zapobiegania Handlu Ludźmi w Polsce. Ale Stana ciągle widzi schizofrenię na górze: – Oficjalnie obowiązuje w Polsce polityczna poprawność. Dyplomaci na światowych forach przed międzynarodowymi organizacjami przytakują, że „to palący problem”, a w kuluarach słyszę: „Dziwki są sobie winne”. Boją się, żeby organizacje nie pyskowały i nie mówiły o nich głośno. Polska chce ładnie wyglądać w świecie, w praktyce lekceważy zjawisko. Gdy na przykład stójkowy złapie dziewczynę, woli ją deportować, bo nie chce mu się w tym paprać. Nikt od niego nie egzekwuje procedur, które proponujemy.
W biurze, na uboczu jest mały pokoik. Dźwiękoszczelne drzwi, w szafce rzeczy pierwszej potrzeby: bielizna, apap, podkoszulek. Obok prysznic, jeśli dziewczyna chce się umyć. Jeśli potrzebuje, tu spotyka się z psychologiem, tłumaczem albo policjantem, gdy nie ma dość siły zeznawać na komisariacie. Pokój interwencji kryzysowej urządziły za pieniądze Norwegów. – Do 2005 r. finansowało nas głównie holenderskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, teraz załatwiamy unijne fundusze strukturalne. Polska daje 3%, czasem nic. Niech pani to napisze, że pomagamy Polkom za cudze pieniądze – mówi Stana.

Dziewczyny z małych miasteczek

W 1998 r. o La Stradzie wiedział co 14. Polak. W 2001 r. – już co czwarty, w 2004 – ponad jedna trzecia (badania CBOS). Połowa z wyższym wykształceniem, co piąty z wykształceniem zawodowym, co dziewiąty z podstawowym. Najmniej wiedzieli ci, którzy za granicę wyjeżdżają najchętniej.
Joanna Garnier, menedżerka kampanii prewencyjnej, na początku zaznacza na mapie małe miasteczka. Popegeerowskie, osowiałe, bezrobotne. Bierze wykaz szkół i wysyła listy, że może przyjechać na pogadankę. 10 lat temu na kilkadziesiąt odpowiadała jedna. Ruszyło dopiero, gdy zorientowały się, że trzeba mocno podkreślać, że pogadanki są bezpłatne. Licea, szkoły zawodowe, internaty, bursy, domy dziecka – w Wołowie, Kluczborku, Bartoszycach, Brzesku, Ostródzie, Skoczowie. Joanna najwięcej jeździ tam, gdzie biedniej. Bo im biedniej, tym ufniej. Wysiada w małych miasteczkach i widzi ten sam rytm. W kioskach „Fakt”, „Naj”, „Pani Domu”, „Tina”. Do małych miasteczek nie docierają lakierowane pisma, bo nikt by ich nie kupił: – Telewizja i pisma za złotówkę, przedstawiające jednowątkowe historie całkowitego sukcesu albo totalnej klęski, są tam oknem na świat. Pełno w nich opowieści o biednych dziewczynach, które ktoś dostrzegł na przystanku. Zdarzają się historie o aktorkach pracujących nocami, żeby wykupić sobie lekcje śpiewu, ale świadomość działa wybiórczo. Dziewczyna zapamięta tę pierwszą. Potem widzi, że ojciec przysypia przed telewizorem, a matka ze zmęczenia ma zmarszczki i spuchnięte nogi, i myśli: a w gazecie przeczytałam o takiej dziewczynie. Do tego w domu jest presja, bo ona właśnie skończyła szkołę, jest najstarsza i powinna już zarabiać, bo są jeszcze młodsze dzieci. To najszybsze ofiary oszustów, zdeterminowane, chętnie wierzą w „rewelacyjną pracę w Danii bez większego wysiłku” czy magiczne: „Wyciągnę cię z tej dziury”.
W tych szkołach Joanna czasem rozdaje naklejki ostrzegające przed „lover boyami”. Bo rekrutacja na pracę jest starym bajerem. Dziś chwytem handlarzy ludźmi jest rekrutacja na miłość. Niewiele trzeba im powiedzieć, wystarczy: „Ty się tu marnujesz”. Najlepsze są dziewczyny, które mają konflikty z rodzinami. Żeby potem nie miały do kogo się zwrócić. – Z uzależnionymi emocjonalnie najtrudniej negocjować – mówi Dominika. – Dużo dziewczyn ucieka z domu i załapuje się do agencji, która załatwia podstawowe potrzeby – są tam wybierane, ważne, skupiają uwagę. Eksponują ciało w ultrafiolecie i starają się, żeby klient wybrał właśnie je. Mają w domu taki deficyt podstawowych rzeczy, że agencja daje wiele plusów. Pamiętam dziewczynę, która zadzwoniła do nas po powrocie z Belgii. Gdy miała 12 lat, matka odkryła, że wykorzystywał ją seksualnie ktoś bliski, i wyrzuciła z domu. Szwendając się po Polsce, spotkała Belga. Mówił, że jest piękna, pójdzie do szkoły i będzie jego dziewczyną. Skorzystała z opieki. Na miejscu okazało się, że nie jest jedyną, którą się opiekuje. Czasem ją zbił, kiedy nie chciała pracować, ale gdy była chora, przynosił lekarstwa albo misia, dawał ubranie na zimę, obchodził imieniny. Uciekła, jak miała 18 lat. Do dziś jakoś próbuje dać sobie z tym radę.
To Joanna Garnier jest od wychwytywania w ogłoszeniach ściem typu „Kelnerki do Belgii, bez znajomości języka”, „Beata szuka koleżanek do wspólnej pracy w Hamburgu”. Dzwoni, udając zainteresowaną, żeby się zorientować, na ile oferta jest wiarygodna, kontaktuje się z urzędami pracy, sprawdza aktualne przepisy o zatrudnieniu cudzoziemców, bo nie wiadomo, co kiedy się przyda, i strony internetowe. Na przykład te rekrutujące hostessy na Zachód. – Wszędzie to samo – otwiera pierwszą z brzegu. – Wszystko śmierdzi. Cała wiosna upłynęła nam na ogłoszeniu „Hostessy do Włoch, bez języka”. Firma oferowała szkolenia z podstaw włoskiego i asertywności. Polegały na tym, że żona właściciela agencji pośrednictwa nauczyła dziewczyn kilku przekleństw na wszelki wypadek. Tego lata dzwoniły też dziewczyny z klubów w Japonii. W regulaminie wewnętrznym lokali miały określone, ile muszą wypić każdego dnia. Bo tam trzeba pić. Ale Japończycy w przeciwieństwie do Włochów nie biją. Stosują łagodne metody, tłumaczą: „Jak nie skorzystasz z zaproszenia tego pana, nie będziemy mogli ci zapłacić”.
Na maile odpisuje konkretnie, ale nigdy nie zniechęca. Przy takim bezrobociu nie ma sensu zatrzymywać dziewczyn w Polsce za wszelką cenę, strasząc burdelami w Amsterdamie. Odpowiada: „Niech facet nie mówi, że Włosi są komunikatywni, a włoski prosty, bo nie jest. Prosta jest tylko artykulacja” albo „Nie ma pracy w klubie wśród mężczyzn, która jest aseksualna, każdemu łapy się przylepią do dziewczyny w mini”, „Fajnie, że szukają sekretarki w Danii, a mówi pani po duńsku?”.
(...)

Nocny dyżur

Irena Dawid-Olczyk nigdy nie zamawia taksówki na swoje nazwisko. Nawet w innym mieście. Gdy jest na ulicy z klientką, idzie zawsze tylko w przeciwną stronę do tej, z której jadą samochody. Żeby ktoś się nie zatrzymał i nie wciągnął za włosy.
Czasem jest strach. Gdy trzeba stanąć ze sprawcami twarzą w twarz. Zwykle w sądzie, gdzie idą z kobietą na zeznania. Sama nie ma tyle odwagi. Zdarza się, że osiłek pokazuje adwokatowi palcem dwie dziewczyny z La Strady. Zawsze chodzą po dwie. Gdy są obawy, że zeznania kobiety mogą zaprowadzić sprawcę do więzienia, proszą o ochronę policję. Zanim wyjdą z sądu, zawsze sprawdzą, czy ktoś nie czeka w samochodzie. Jedna historia do dzisiaj Irenie przyspiesza puls: – Szłam z klientką po schodach, nagle naprzeciwko nas wyrósł sprawca, w trzyczęściowym garniturze, obok adwokat ze skórzaną teczką i piękna żona po solarium. Naprzeciwko moja klientka w byle jakiej sukienczynie. Dla odwagi wypiła poprzedniego dnia i nie wyglądała kwitnąco. Wyrywała się, ale mocno przycisnęłam ją do boku i mówię: „Idziemy”. Poszłyśmy prosto na nich. Rozstąpili się. Bałam się potem wyjechać z tego miasta.
Gdy w La Stradzie gaśnie światło, telefon zaufania przełącza się na informację: „W sprawach pilnych dzwoń na komórkę...”. Dostępna 24 godziny, siedem dni w tygodniu. Zawsze któraś ma ją przy sobie. Może ktoś uciekł i jest na dworcu, zadzwoni ktoś z budki w Sycylii albo policja: „Mamy dziewczynę, czy możecie coś z nią zrobić?”. Czasem któraś chce popełnić samobójstwo. Kobiety z La Strady nie czekają wtedy do rana.



Z ulotek La Strady
• Zastanów się, czy ładna dziewczyna jest potrzebna do pracy na fermie.
• Przed wyjazdem ustal częstotliwość kontaktów z bliskimi i hasło, które wypowiesz w razie kłopotów, na przykład pozdrowienia dla cioci, która nie istnieje.
• Zabierz numer telefonu Poland direct z kraju, do którego jedziesz. Będziesz mogła zatelefonować do Polski na koszt osoby, do której dzwonisz. Telefonistka mówi po polsku.
• Nie zgadzaj się, by ktoś płacił za twoją podróż. Kup od razu bilet w dwie strony.
• Jeśli odebrano ci paszport i dotarłaś do granicy, zostaniesz wpuszczona do Polski.


Gdzie znaleźć pomoc:
Telefon (22) 628 99 99
W środy od godz. 14 do 20
można rozmawiać po rosyjsku
Adres: La Strada, skr. poczt. 5, [tel]Warszawa 10
e-mail: [email]


Cały tekst w drukowanym wydaniu "Przeglądu"
Polskie kobiety z odzysku
Dzięki mojej pracy mam dość intensywny kontakt z polskimi emigrantkami we Włoszech. Długie rozmowy budzą we mnie pewną smutną refleksję. – Któregoś dnia, kiedy powrócimy do Polski będziemy "kobietami z odzysku" – zdają się sądzić moje rozmówczynie.



Alina, jak tysiące innych polskich kobiet, naście lat temu spakowała się i wyjechała do Włoch do pracy w poszukiwaniu "lepszego jutra". Dzisiaj ma piękne mieszkanie w Szczecinie, pracę i niedługo założy rodzinę. Cieszy się tym co ma. Jednak nikt nie wie, że są to radości "okazowe". Nikt nie wie, jaką cenę zapłaciła, by osiągnąć swoje upragnione cele. Prawda jest inna. Oto historia Aliny.

Rok 1994. Alina jest młodą 25-letnią kobietą. Ukończyła studia i szuka pracy. Dorabia sporadycznie pracując w weekendy jako kelnerka w lokalach. Żyje jeszcze z rodzicami, ale marzy o swojej małej, przytulnej kawalerce. Odkłada każdy grosz, by któregoś dnia móc postawić pierwszy mebel w swoich wymarzonych czterech kątach.

Nie żyje w stałym związku, jej historie miłosne są jedynie przelotne. Nie śpieszy się jej do założenia rodziny. Koncentruje się na karierze. Ma szeroki krąg przyjaciół i cieszy się życiem.

Jesteśmy na początku lat dziewięćdziesiątych. Polska od niedawna stała się krajem kapitalistycznym. Panuje ogólne zamieszanie, ale widać, że zachodzą zmiany. Wielu Polaków wyjeżdża za granicę do pracy. Ona również dostaje taką propozycję. Praca we Włoszech jako opiekunka do dzieci jest kusząca. Długo się nie zastanawia. Wszystkie swoje oszczędności wydaje na zakup biletu. Dwa dni przed wyjazdem dostaje ofertę pracy w szkole. Odrzuca ją.

Wyjazd

Pakuje się pełna entuzjazmu. Snuje tysiące planów. Już czuje się inną osobą – z innym, nowym i lepszym życiem. Żegna się z bliskimi będąc myślami już "tam". Nowy świat czeka na nią! Euforia związana z wyjazdem, przyćmiewa nawet wizję czekających poświęceń i wyrzeczeń. Nie przeraża ją też myśl, że będzie traktowana z niewidoczną pogardą, wykorzystywana zawodowo, że minie mnóstwo czasu zanim odnajdzie się w nowej rzeczywistości. Ona ma swój cel...

Nowy świat

Wysiada z autokaru. Oszałamia ją widok palm na ulicach, imponujących jachtów w porcie, tłum ludzi przewijający się pośpiesznie, niekończące się korki i ogłuszający hałas. Tętniące życiem włoskie miasto fascynuje ją. Trafia do czteroosobowej rodziny. Praca opiekunki do dzieci przeradza się w pracę służącej i sprzątaczki. Alina jak tysiące innych Polek, odkłada na bok dumę i ambicje zawodowe. Pracuje nawet po 12 godzin dziennie. Znosi najróżniejsze kaprysy rozpuszczonych dzieci, krzyki rozhisteryzowanych Włoszek i różnego rodzaju upokorzenia. Włoska matrona pokazywała jej nawet jak należy myć podłogę, ścielić łóżko i jak prasować!

"Jak to?" - myślała Alina. - "To polska kobieta znana jest z samodzielności i zaradności, od zawsze zajmowała się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci sama, a tutaj okazuje się, że musi przejść kurs sprzątania. A przecież to właśnie Polki są wzorowymi paniami domu. W Polsce, mimo że dochody rodziny były zastraszająco niskie, dom lśnił czystością jak hotel pięciogwiazdkowy, a wyczarowane z niczego potrawy nie ustępowały smakiem wykwintnym daniom serwowanym przez wybitnych szefów kuchni. Ale tutaj, w słonecznej Italii nagle nie miało to znaczenia".

Podczas pierwszych tygodni pobytu Alinie towarzyszy ogromna tęsknota, smutek i marzenie o powrocie do kraju. Na szczęście ten pierwszy okres nostalgii nie trwa długo, gdyż spotykając się z innymi rodakami dodaje sobie otuchy, odkrywa, że nie tylko ona znosi codzienne piekło, bo bywa, że inni mają gorzej. I w tym momencie rodzi się w niej instynkt "przetrwania". Powtarza sobie w kółko, dlaczego tu jest, jakie ma cele i jak będzie wyglądało jej "lepsze jutro".

Tak mijają pierwsze lata. Alina stara się uzyskać akceptację, wyrzekając się swojej polskości. Rzadko kiedy przyznaje się, że jest Polką. Pragnie ponad wszystko dorównać włoskiej społeczności. Adoruje włoskie czasopisma, filmy i obyczaje. Zachwyca się, kiedy na wigilijnym stole zobaczy spaghetti z owocami morza, kraby, krewetki i ośmiornice. Po pięciu latach nadchodzą momenty, że czuje się akceptowana. Niestety są to tylko iluzje. Zaślepiona nie zdaje sobie z tego sprawy i żyje dla takich momentów. Nagle zaproszenie na kolację do włoskiej rodziny stało się szczytem osiągnięć. Już czuje, że słoneczna Italia jest dla niej ojczyzną. Znalazła swój dom i miejsce. Ma dobrze płatna pracę.

Tak mijają następne lata. Mimo bajecznego klimatu Alina popada w depresję, zaczyna czuć sie samotna, załamuje się i to co najgorsze, traci poczucie własnej wartości. – Bywały chwile, gdy po 8 latach pobytu, po tych wszystkich upokarzających chwilach zaczynałam naprawdę myśleć, że nadajemy się tylko do czyszczenia ich domów i w dodatku nie zawsze potrafimy zrobić to dobrze – wspomina Alina.

Przełomowym momentem był dla niej wrześniowy poranek, kiedy to stojąc na przystanku autobusowym, zmęczona już po pierwszej nocnej pracy jako sprzątaczka w restauracji, zobaczyła beztrosko spacerujących ludzi. W tym momencie na widok córki z matką, które robią razem zakupy zakręciła się jej łezka w oku. Zaczęła zdawać sobie sprawę, co straciła przyjeżdżając tutaj do pracy. Od tego momentu coraz częściej wspominała swój kraj. Zaczynała go doceniać. Negatywne strony Polski, które nakłoniły ją do wyjazdu teraz stały się banalne, wręcz przeciwnie, zamieniły się w zalety.

Wymarzone lepsze jutro

Postanowiła wracać. Zarobiła wystarczająco i w końcu, po dziesięciu latach, może pozwolić sobie na wymarzoną kawalerkę. Urządzenie mieszkania zajmuje jej parę tygodni, przez następne cieszy się osiągniętym celem. Po miesiącu zaczyna się gubić. Zaczyna dostrzegać różnice w polskiej codzienności, gdzie nie ma czasu na wykwintne przyjęcia i uroczyste obiady. Zaczyna brakować jej tego "innego życia". Tej wolności, gdzie ludzie na ulicy nie są skrępowani, gdzie sąsiedzi są życzliwi. Gdzie zawiść znana jest tylko z filmów. Tęskni za ogłuszającym hałasem. Pakuje się i jedzie do Włoch. Wytrzymuje tylko miesiąc, wraca ponownie do Polski. We Włoszech brakuje jej polskiej konkretności, spotkań z przyjaciółkami przy kawie, spacerów po lesie, a przede wszystkim brakuje jej rodzinnego wsparcia i rodzinnej miłości.

I tak przemieszcza się między jednym światem a drugim w poszukiwaniu swojego miejsca. Będąc w Polsce żyje wspomnieniami z romantycznej Italii i odwrotnie.

W Polsce żyje godnie i jest szanowana, ale ma to swoją cenę – brak pieniędzy, inny styl życia, codzienna szarość. We Włoszech ma pieniądze i luźny styl życia, ale nie jest traktowana z należytą godnością i szacunkiem.
Dzisiaj leży na kozetce u psychoanalityka i na pytanie "kim pani jest?", odpowiada :
- Nie wiem, nie mam swojego miejsca...
- Dlaczego pani tu dzisiaj u mnie jest?”
- Bo staram się zrozumieć dlaczego tak się stało, szukam odpowiedzi, ale jedno wiem - gdybym nie próbowała zapomnieć, że na święta podaje się barszczyk z uszkami a nie owoce morza, że w sobotni poranek przed Wielkanocą chodzi się do kościoła z koszyczkiem, by poświęcić pokarmy, że w Andrzejki leje się wosk i, że 6 grudnia przychodzi Mikołaj, a nie 6 stycznia Befana, może by mnie tutaj nie było...

Kobieta z odzysku

Historia Aliny dała mi do zrozumienia, że polska współczesna kobieta, to moja 70-letnia nauczycielka, która tak jak tysiące innych matek młodych emigrujących Polek, nigdy nie opuściła Polski. Jest jedną z niewielu "polskich Polek", które nie uległy pokusie tak zwanego lepszego jutra.

Ale najgorsze z czego zdałam sobie sprawę, że Alina wraz z milionem polskich emigrantek, jest polską kobietą, ale jest kobietą z włoskiego odzysku. Ciekawa jestem, jaka będzie za dziesięć lat Polka z angielskiego, czy irlandzkiego odzysku. Ponoć historia lubi się powtarzać...

Z pewnością jest to kobieta z większym doświadczeniem, z rozszerzonym horyzontem, ale również doświadczona w bólu, depresji, załamaniach i rozterkach. Kobieta, która ukształtowała się dzięki "słodkiej goryczy i która nie umiała odróżnić miejsca pracy od tego rodzinnego.

Jest takie włoskie przysłowie, które mówi „chi nasce tondo non muore quadro” – kto urodził się okrągły nie umrze kwadratowy. Dzisiaj, Alina - współczesna polska kobieta mówi: - "Skutki słodkiej goryczy są nieodwracalne i zastanawiam się... czy było warto... ?"
Anna Smolińska

Neapol
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/polskie_kobiety_z_odzysku_55823.html
Dlaczego to nie zlosilas tego na policje? a ta agencja "work agency" czy oni o tym wiedza co dzieje sie z tymi dziewczynami? Zlo szerzy sie bo dobrzy ludzie nic z tym nie robia.
Ja mam propozycje wyjazdu do Hiszpanii jako animatorka dzieci ale po przeczytaniu tego artykuly obawiam sie ze raczej nie pojade chociaz opis pracy jest inny. Jest to wyjazd przez Prostaff z Zgorzelca w glownym biurze w Slowacji. Moze ktos byl na takim wyjezdzie i chcialby mi o tym powiedziec?
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 68
poprzednia |

« 

Szkoły językowe