Ja bym tak bardzo ubezpieczen nie lekcewazyla. Tez to sobie tak tlumaczylam, eee tam, ubezpieczenie. W Polsce owszem, mialam noge w gipsie w sumie chyba z 7 razy i inne dziwne rzeczy, ale to dlatego, ze prowadze dosc aktywny tryb zycia. Koszty leczenia jednak w Polsce, a zagranica sa zupelnie nieporownywalne. I tak oto na przyklad juz w pierwszym tygodniu po przyjezdzie do USA zlamal mi sie zab, ponizej dziasla, bylo duze prawdopodobienstwo zakazenia. I co, nie pojdziesz do lekarza? Podczas usuwania odkryli, ze wszystkie wypelnienia musza mi wymienic, bo te co mam to wiecej szkody niz pozytku robia (jakby ktos mial watpliwosci, to regularnie odwiedzalam dentyste w Polsce, tuz przed wyjazdem takze i zapewniano mnie, ze wszystko jest w porzadku). Cale leczenie oczywiscie na moj koszt, bo dentyste malo ktore ubezpieczenie pokrywa (szlo w tysiacach, jak ktos nie wierzy to prosze sobie sprawdzic ceny). Pozniej pojawialy sie jeszcze inne wieksze i mniejsze problemy, gdzie wolalam z wizyta u lekarza nie zwlekac. Wsrod znajomych do dzisiaj robie jako informacja z czym do jakiego lekarza sie udac, gdzie, co, jak i za ile lecza. I nie wiem, czy to tylko ja jestem jakas pechowa czy inni tez tak maja. Doswiadczenia te nauczyly mnie jednak, ze bez ubezpieczenia w Stanach ani rusz.