fajnie byłoby być geniuszem...

Temat przeniesiony do archwium.
31-60 z 70
Wiesz on próbuje stworzyć własną LEGENDĘ za życia, chce się stać człowiekiem ikoną, ale niby taki mądry, a nie wie, iż do takich rzeczy nie dochodzi się opowiadająć wszystkim dyrdymały kim tam się nie jest i wogóle...
Bo tak naprawdę to:
\"LICZĄ SIĘ CZYNY NIE SŁOWA\"
;-)))
Jeśli mu sie udało to co mówi to chylę czoła...
Ale nie jesteśmy w stanie tego nijak sprawdzić, chyba że weźmiemy go na Filipiny i zobaczymy czy Tagalog też się nauczy w 5 dni...;-)))
To byłby ciekawy eksperyment... ;-)))
\"Odpowiedź jest trudna. Myślę, że czynnie znam jakieś 10 języków, a biernie - około 40. \" - i to jest to, czego się uczepię. Jak można mówić o znajomości języków, skoro nawet nie umie się policzyć ich liczby? To mniej więcej na tej samej zasadzie, na jakiej po kilkumiesięcznej nauce byłabym mogłabym pewnie powiedzieć, że znam biernie język czeski (bo już teraz, jak każdy inny Polak, jestem w stanie z grubsza połapać się, o co chodzi w tekstach w tym języku). A jeśli znam czeski - to pewnie też znam biernie słowacki (jak zobaczę, to się przekonam). I co rozumieć pod pojęciem \"dobrze\". Bez urazy dla prof. Majewicza (to on badał języki Syberii? Coś mi się tak kojarzy...), ale żadne geniusz po pięciu dniach pobytu w Italii nie nauczy się języka od zera tak, żeby \"dobrze mówić po włosku\"! Albo prof. Majewicz miał kontakt z językiem wcześniej, albo rozumie \"dobrze mówić po włosku\" przez umiejętność zastosowania w odpowiednich sytuacjach kilkudziesięciu-kilkuset wyuczonych zwrotów. A może posługuje się biegle np. hiszpańskim - języki są bardzo podobne, Hiszpan rozumie bodaj 80% włoskiego... Tak samo może być z pozostałymi kilkudziesięcioma znanymi biernie językami - ja łapię się na tym, że coś tam rozumiem z prostego tekstu francuskiego, mimo że języka nie uczyłam się nigdy, a z włoskim i hiszpańskim mam kontakt dopiero od niespełna roku... więc co może powiedzieć człowiek, który zna czynnie 10 języków? Nie mam wielkiego pojęcia o językach np. Azji, ale przecież niektóre z nich też są do siebie podobne... I jak dobrze nauczył się Majewicz czeskiego przez miesiąc? W jaki sposób koledzy sprawdzili jego znajomość? To wszystko ładnie brzmi... Wierzę w to, że człowiek jest w stanie opanować wiele języków (bo właściwie - dlaczego nie, tak jak uczę się np. angielskiego mogłabym się nauczyć kilkunastu innych, potrzeba tylko na to duuuużo czasu i jeszcze więcej cierpliwości, a poza tym nauka kolejnych języków jest coraz łatwiejsza). Nie wierzę w to, że można się nauczyć przez pięć dni mówić dobrze w jakimkolwiek.
Panie Ikonoklasto:

nieee to byl tylko przyklad, jakbym byla mala i brunetka, to bym opisywala ze chce byc wysoka i blond. Chodzilo mi o to, ze pewne fizycznych spraw (bycie geniuszem od urodzenia) nie da sie zmienic.

A z reszta nie ma co sie wygladem przejmowac bo, jak sie ma 20 lat to ma sie taka mordke jaka nam Matka Natura dala. Po 40tce mamy taka jaka sobie wypracowalismy bo charakter i inteligencja \"wylazi\" w zmarszczkach mimicznych i w spojrzeniu dojrzalego czlowieka. Ja gdzies jestem wiekowo posrodku narazie...
Przez 5 dni nawet czlowiek sie nie zetknie z wiekszoscia slownictwa, nawet jesli by mial pamiec fotograficzna... A co dopiero zetknac sie z idiomami, wyrazeniami frazeologicznymi wszytskimi konstrukcjami gramatycznymi??? A poczytac? he....
Co do liczby, to Stiller również miał problemy, bo np. zastanawiał się jak ma liczyć język, w którym umie pisać i czytać, a nie umie mówić. A jak ma zakwalifikować język w którym bez problemu się porozumiewa, a nie umie nic napisać (bo to jakieś znaczki...:) - no własnie zna je czy nie?

>I jak dobrze
>nauczył się Majewicz czeskiego przez miesiąc? W jaki sposób koledzy
>sprawdzili jego znajomość? To wszystko ładnie brzmi...

No tego nie wiemy:))
Ale, podałam powyżej przykład z mojej koleżanki, która w ciągu 2 m-cy przeskoczyła z poziomu beginner na upper-interm. Geniuszem nie jest. Ale bardzo chciała się nauczyć. W związku z tym ja naprawdę wierzę, że filolog, językoznawca, osoba mająca duże zdolności, jest w stanie przyswoić w ciągu miesiąca język na tyle, żeby określić to \'dobrze\'. Nie świetnie, ale własnie \'dobrze\'.

ehh... chyba założę jeszcze jeden wątek...
\"na te uprzejme AH! i OH! nabiera sie wielu Polakow\"
Pewnie pan profesor tez sie nabral... ;)
Stąd właśnie pytanie o to, co znaczy \"dobrze\"... Bo na tej zasadzie to ja bym mogła powiedzieć, że znam dobrze... zaraz, ile by to było... 6 języków... (bo w każdym potrafiłabym się dogadać w najprostszych sprawach, przedstawić, zapytać o drogę, zrozumieć, o czym jest tekst (oczami :)) itd.) plus z minimum 3 biernie... plus jeszcze łacinę... chyba jestem genialna ;). No, ale nic dziwnego, że prof. Majewicz wolał nie tłumaczyć włoskiego symultanicznie ;).
No właśnie... ten podział na czynną i bierną znajomość języków mnie trochę śmieszy - bo trudno wytyczyć ramy w których przechodzimy z jednego stanu znajomości w drugi...

Teoretycznie jest to proste:
- czytam jako tako: bierna znajomość
- czytam i gadam jako tako: czynna znajomość

Hmmmmm....
Niech policzę ile to ja znam języków bo się okazuję, iż jednak poliglotą jestem... a ja tak siebie nie doceniałem... hehehe... ;-)))
Jeszcze jakbym profesorem był to już wogóle trzebaby było mi pomnik jakiś postawić...
Ludzie, nie popadajmy w jakąś paranoję...
Koleś ma rozdęte ego bo to profesor i studenciki drżą na sam jego widok, bo pewnie kosi ich tam równo...
I koleś, który się dowartościował pisząc najprawdopodobniej ciekawe prace o niczym teraz opowiada kto to nie on...
;-)))
związku z tym ja naprawdę wierzę, że
>filolog, językoznawca, osoba mająca duże zdolności, jest w stanie
>przyswoić w ciągu miesiąca język na tyle, żeby określić to \'dobrze\'.
>Nie świetnie, ale własnie \'dobrze\'.

Tak, tylko pozwolę sobie wyobrazić, że \"uczepiłam się\" głównie nie czeskiego, a tego nauczonego równie \"dobrze\" włoskiego - w pięć dni... A, swoją drogą, za czasów tego konkursu na nauczenie się języka Majewicz nie był jeszcze filologiem i językoznawcą :).

P.S. Kurcze, muszę się z kimś o coś założyć, będę miała dodatkową motywację ;)).
>P.S. Kurcze, muszę się z kimś o coś założyć, będę miała dodatkową
>motywację ;)).

Niegłupi pomysł, naprawdę niegłupi...
:)))
To o co się zakładamy? ;) Jakiego języka miałaś ostatnio ochotę się nauczyć? ;) (Mały konkurs - kto szybciej i lepiej? ;D) Swoją drogą - ciekawe, ile zakładów wygrał jeszcze Majewicz po tym, jak odkrył tak prostą metodę dorobienia się ;).
Ja promuję Tagalog...hehehe
Moja przyjaciólka w której byłem nie raz zakochany, niestety nieszczęsliwie, kocha marynarza z Filipin...
Może to ten język ją tak uwiódł...
Sam nie wiem...
Więc polecam Tagalog... wtedy niemalże nieziemskie laski będą Wasze...
;-)))
A moze poderwiecie wtedy tego marynarza z Filipin... i będę miał go z głowy i wreszcie święty spokój... ;-)))
No, problem w tym, że żadnego nowego - raczej zamierzam wrócić do tych już częściowo poznanych. A szkoda, bo ciekawe mogłoby to być doświadczenie.

Na mnie takie sytuacje działają strasznie motywująco. W ogóle stres (którego oczywiście nie znoszę- brrrr...) sprawia, że pracuję lepiej i szybciej.
Byłam kiedyś w takiej sytuacji - czasu było mało, a rzecz wydawała się trudna do zrealizowania. Najgorsze było to, że nie było to coś co można zrobić przez tydzień, ale trwało to pół roku. Udało się, ale... od tamtego czasu bardziej dbam o swoje zdrowie psychiczne i staram się żyć spokojniej, wyzwania bez przesady, bez zakładów, udowadniania czego kolwiek - i, żyje mi się chyba lepiej:))
Wedlug mnie ( i tylko mnie) osoba znajaca BARDZO DOBRZE jezyk( nawet wlasny ojczysty), to taka ktora moze swobodnie studiowac na studiach humanstycznych w danym jezyku, pisac eseje i referaty i nie robic prawie wcale bledow; byc w stanie spontanicznie wypowiadac sie publicznie ze slwonictwem na na poziomie uniwersyteckim bez bledow . (a nie kazdy natives to potrafi nawet...). Poziom daleko po CPE.
Dla mnie to jest wlasnie poziom, kltory pokazuje ze naprawde zna sie jezyk.

Osoba potafiaca sie porozumiewac w jezyku obcym i prowadzic codzienne rozmowy na kazdy temat, nawet dosc zawiklany bez zajakniecia sie, zna jezyk DOBRZE. CAE- CPE

A\"TYLKO TROCHE\" zna jezyk osoba ktora jakos sie tam dogada w postawowych sprawach i porozumie ... FCE

Tlumaczenie symultaniczne o niczym nie swiadczy bo to tez technika wyuczona sluchania i mowienia naraz. Czesto rozmowy tlumaczone nie zawieraja jakiegos zawilego slownictwa....
Zgadzam sie z amused,

Lepiej nauczyc sie mniej a za to bardzo dobrze. 3 obce jezyki sa trudne do utrzymania na poziomie bieglosci. Poza siec`iami angielskimi ogladam Tv po polsku( bo sie uwsteczni) wloski RAI( bo sie ucze w pocie czola), francuski Tv5( bo nie udaje mi sie doszlifowac, bo to trudno w innym kraju niz frac jez.).
A niemiecki, ktory mailam pzrez cale licelum i na studiach naturalnym sposobem zaczyna byc moim BIERNYM jezykiem... Czytac= czytam, rozumiem proste wypowiedzi ,ale coraz bardziej dukam jak mam mowic...
Nie liczba liznietych jezykow sie liczy , ale poziom ich DOSZLIFOWANIA, jak nazwa tej strony wskazuje :)
Latwiej jest pociagnac i 3 jezyki do sredniozaawansowangeo poziomu niz 1 do poziomu uniwerstyteckiego!
>Wedlug mnie ( i tylko mnie) osoba znajaca BARDZO DOBRZE jezyk( nawet
>wlasny ojczysty), to taka ktora moze swobodnie studiowac na studiach
>humanstycznych w danym jezyku, pisac eseje i referaty i nie robic
>prawie wcale bledow; byc w stanie spontanicznie wypowiadac sie
>publicznie ze slwonictwem na na poziomie uniwersyteckim bez bledow .
>(a nie kazdy natives to potrafi nawet...). Poziom daleko po CPE.
>Dla mnie to jest wlasnie poziom, kltory pokazuje ze naprawde zna sie
>jezyk.
>
>Osoba potafiaca sie porozumiewac w jezyku obcym i prowadzic codzienne
>rozmowy na kazdy temat, nawet dosc zawiklany bez zajakniecia sie, zna
>jezyk DOBRZE. CAE- CPE
>
>A\"TYLKO TROCHE\" zna jezyk osoba ktora jakos sie tam dogada w
>postawowych sprawach i porozumie ... FCE

Zgadzam się. Z tym, że ja rozkładam progi trochę inaczej - dobrze - FCE, bardzo dobrze - CAE-CPE, biegle - pełna swoboda etc. Myślę jednak, że ta drobna różnica to kwestia nazewnictwa, a nie poglądów :).

>Tlumaczenie symultaniczne o niczym nie swiadczy bo to tez technika
>wyuczona sluchania i mowienia naraz. Czesto rozmowy tlumaczone nie
>zawieraja jakiegos zawilego slownictwa....

Mam ostatnio tendencje do nieprecyzyjnego wyrażania się ;). Nie miałam na myśli stricte tłumaczenia symultanicznego - skądinąd, podziwiam ludzi, którzy to potrafią, sama chyba nigdy się tego nie nauczę ;) - a to, co Majewicz nazwał tłumaczeniem \"na żywo\". Osobiście przypuszczam, że na podstawie znanych mu języków był w stanie z grubsza domyślić się, co Włosi mówią, a przez brak umiejętności tłumaczenia prawdopodobnie rozumiał to, że nie był w stanie zrozumieć języka włoskiego _dokładnie_. No, ale to tylko moja hipoteza ;).

Swoją drogą, to mail, co prawda nie do Majewicza, ale do Stillera: [email] Można mu się zapytać osobiście, jak to zrobił i czy to możliwe ;).
Zgadzam się z tymi sytuacjami stresowymi - nie znoszę ich, ale prawda jest taka, że najlepiej pracuję wtedy, gdy nie mam już wiele czasu. Jeśli dostaję jakieś zadanie z wyprzedzeniem, zazwyczaj i tak jakoś tak się dzieje, że odkładam je na ostatnią chwilę - wiem, że to niedobrze, ale wcześniej nie znajduję motywacji :(. Ostatnio pisałam pracę roczną w niecałe dwa tygodnie :). I lubię wyzwania ;).
Wlasciciel papierka zwanego CPE, nadal bedzie mial problemy z wypowiadaniem sie publicznym na poziomie uniwersyteckim etc.
CPE wykazuje jezyk raczej na poziomie maturalnym, i nadal jest po tym egzaminie sporo roboty:)
>Latwiej jest pociagnac i 3 jezyki do sredniozaawansowangeo poziomu niz
>1 do poziomu uniwerstyteckiego!

Oj, to fakt, zwłaszcza, że wydaje mi się, że przepaść pomiędzy dobrą znajomością języka a biegłą jest ogromna i bardzo trudna do pokonania. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie... Mnie trochę przeraża, kiedy obcokrajowcy zaczynają wczytywać się w mój angielski (wtedy, gdy zaczynam pisać na jakiś trudniejszy temat, szukać słów itd.) i zaczynają wyszukiwać różne subtelności - niby jest dobrze, ale jakoś to tak nie brzmi... Języka chyba nie da się nauczyć, trzeba go zacząć \"czuć\". Sama robiłam ostatnio korektę pracy napisanej po polsku przez obcokrajowca - niby nie było źle, ale jakoś... to nie to, od razu odczuwało się obcość pewnych konstrukcji - a gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego coś poprawiłam, prawdopodobnie nie znalazłabym jakiegoś konkretnego, racjonalnego argumentu. Trochę przeraża mnie to, że moje teksty są - i pewnie będą przez długie lata - w podobny sposób postrzegane przez native speakerów.

Inna sprawa, że jakoś trudno mi zmotywować się do szlifowania mojego angielskiego (pre-CAE), przecież bardzo daleeekiego od pożądanego poziomu. Uczę się teraz m.in. hiszpańskiego (od roku) i przynosi mi to ogromną frajdę - każde słowo, nowy zwrot, tekst z hiszpańskiej gazety przeczytany z pełnym zrozumieniem prawie bez pomocy słownika... trochę tak, jakby otworzył się nowy świat - rozumiem coś, czego jeszcze rok temu w ogóle bym nie była w stanie przeczytać... Nie wiem, na czym to polega, ale na tym poziomie jest mi się dużo łatwiej zmotywować niż do nauki kolejnych idiomów, phrasali etc. Może to dlatego, że postępy są niemal namacalne, a język na wyższym poziomie właśnie \"szlifuje się\", a nie dopiero lepi, formuje? (Taka rzemieślnicza analogia ;)) Może trzeba po prostu trochę poczekać i dać szanse szlifowanemu diamentowi rozbłysnąć? ;)
Zgadzam się. Dlatego też wyróżniam 3 poziomy znajomości języka, tyle że nazywam je trochę inaczej ;). A tak swoją drogą, czy wszystko da się zmierzyć? I ilu Polaków mogłoby mieć problem z rozwiązaniem takiego polskiego CPE...?
Tawananna: Bardzo dobrze opisalas istote tych subtelnosci etc. Wysoki poziom jezyka jest najtrudniejszy do osiagnieca, ale ja zawsze podziwiam wlasnie wielojezycznych znajacych obce jezyki na poziomie \"uniwersyteckich subtelnosci\" i \"przedziwnie\" ich nie zapominajacy. Wielojezyczni \"co lizneli\" (5 dni aahahahahah!) nie imponuja mi w ogole!


Dla mnie poczatki to koszmar i nuda, a cala frajda zaczyna sie jak czytam juz ksiazki i szlifuje ladne wyrazanie sie na wyzszym juz poziomie. Dlatego mam cala szafe slownikow i gramatyk i dalejze wnikac w szczegoliki. Ahhhh to lubie! Dlatego strone Lukara ang.pl tez lubie i tutaj staram sie bywac! :))
Też czytałem wywiad ze Stillerem, który był wydrukowany przed kiulku laty w noworocznym wydaniu Trybuny.

Robi wrażenie, człowiek zna ok. 40 języków. Pisze około ponieważ nie wie czy angielski 16 i 17 wieczny to jeden czy dwa języki, podobne problemy ma z niemieckim.

Ciekawa jest tez jego metoda nauki

- przez tydzień, dwa uczy sie gramatyki nowego języka;
- na podstawie czytanego tekstu robi fiszki ze słówkami z czytanych tekstów;
- w każdej wolnej chwili testuje te słówka do 1000 dziennie (niesamowite);
- nigdy nie waha się zadzwoić do któregoś z przyjaciół, by podyskutowac z nim o niuansach nowego języka, czyni to nawet o 4.00 i 5.00 (RANO).

Jednak moim idolem jest EMIL KREBS Niemiec ze Świdnicy (może więc Polak). Zdając maturę znał 12 języków, na studiach uczył się 24, w pracy zażądał i dostał dodatki za znajomość 60 (sześćdziesięciu) a zmarł znając 90.

Za rekordzistę nalezy jednak uznać Polaka Andrzeja Gawrońskiego. Profesora hinduistyki na Nniwersytecie Lwowskim. Naciskany przez kolegów i przyjaciół odpowiedział kiedyś \"mówię i piszę w 40, rozumiem zaś i czytam w około 100. Różnie można to interpretować, ale współcześni mu twierdzili, że w sumie znał 140.
Rita, z wypowiadaniem się publicznym na poziomie uniwersyteckim to pewnie ma problemy jakieś 95% Polaków... jeśli nie więcej...
W sumie ja bym chciała znać kilkanaście języków na poziomie takim sobie - takim, który umożliwiałby normalną komunikację.
Dlaczego? Bo lubię podróżować i uważam, że znając chociaż trochę język łatwiej jest poznać jego kraj i kulturę.
Ten poziom uniwersytecki przydaje się do czytania literatury, etc. a używany w codziennej komunikacji język jest znacznie prostszy.
A poza tym inteligentny człowiek nawet prostym językiem jest w stanie wiele przekazać. A głupi... głupiemu to nawet perfekcyjna znajomość nie pomoże - i tak szkoda czasu, żeby z nim rozmawiać.
o tak, angielski nie wystarcza.
Mieszkałam kilka lat temu trochę w Barcelonie i nie spotkałam nikogo, kto by znał angielski dobrze, co się np pytalam na ulicy, jak gdzieś tam dojechać, to nie potrafili po angielsku, albo nawet studenci, też nie znali angielskiego.

Francuski się przydawał, chociaż mi odpowiadali po hiszpańsku. Tak np dyskutowałam zawzięcie o architekturze Gaudiego po francusku z panią mówiącą do mnie po hiszpańsku, gdzie rozumiałam tylko nazwy budowli,
ale nie przeszkadzało to kwitnąć konwersacji w autobusie zjeżdżającym ze wzgórza parku Guell do centrum.

Ale naprawdę zapomina się dużo z nieużywanego języka, ja do matury gadałam normalnie z niemcami po niemiecku, nie było problemu, nawet zdawałam maturę z niemca, a potem się nie używało tego języka na studiach, no i teraz to cienko, cienko z niemcem. Musze znaleźć kogoś, kto by się chciał wymienić, ja go/ją uczę angielskiego, on/ona mnie niemieckiego.

Spotkałam raz dziewczynę, która chciała tak z francuskim, ale ja ją uczyłam angielskiego, rzetelnie, przygotowywałam jej fajne materiały, wszystko tłumaczyłam, a ta mnie miała uczyć francuskiego i mówiła potem, że się jej nie chce po angielskim, wogóle prac domowych nie chciała odrabiać, bo niby nie ma czasu, nie chce jej się, a jak się chciałam umówić w takim razie na inny dzień, to mówiła, że nie ma czasu, a ani się nigdzie nie uczyła, ani nie pracowała, także dziwne to nieco było, to jej podziękowałam za taka współpracę, a potem jeszcze dzwoniła, że co nie przychodze ją uczyć angielskiego, bo się przeciez deklarowałam a nie przychodzę i co to jest i że na mnie doniesie do kuratorium, że ją nie chcę uczyć.

No ale miała być wymiana, a nie korki charytatywne. A ta dziewczyna mieszkała kilka lat we Francji, w kuchni pracowała tam nielegalnie i miała się za kogoś lepszego od Polaków, ciągle mówiła, a Polaczki to chamy, debile, plebs, a we Fracji jest lepiej ze wszystkim, a ona to hrabianka, bo francuski to język arystokracji itp. A sama była Polką, no po prostu szok.

A ja co ciekawe, to się ucze jezyka ze słuchu najlepiej. Angielskiego się nauczyłam od podstaw na wakacjach od Anglików nad morzem, pokazywali mi np drzewo i mówili co to jest i jak przyjechałam z wakacji i poszłam do liceum, gdzie zaczynałam od pierwszej klasy naukę angielskiego, to mogłam pogadać, ale nie wiedziałam, jak to zapisać, no i był nieco szok, jak zaczęliśmy pisać. A po liceum poszłam na studia na anglistykę i tez dobrze sobie tam radziłam. Chodziłam na prawie wszystkie wykłady, bo jak coś usłyszę, to mi od razu wchodzi do głowy. No i dużo czytam po angielsku, bardzo to lubię.

Także nie ma dobrej jednej metody na skuteczną naukę dla każdego.

A tak zastanawiając się nad bieglą znajomością, to czy po polsku znamy wszystkie usłyszane wyrazy? wiemy, co znaczą?umiemy podać definicje?znamy idiomy, powiedzonka?synonimy?oto jest pytanie.
moze i tak , amused, moze i maja.
Rzecz w tym ,ze wypowiadanie sie publiczne czesto ma zwiazek z trema, a nie konecznie z tym ze ktos po polsku nei umie sklecic zdania.
Ale, Twoj angielski z tego co widzialam tutaj z cala pewnoscia jest na poziomie uniwersyteckim, przynajmniej napewno jesli chodzi o forme pisana. :)
Problem polega na tym, ze obcokrajowcy sa czesto wyizolowani w obcym kraju, bo nieby jezyk nawet na poziomie CAE znaja, ale jakos trudno im zawrzec glebokie przyjaznie z tubylcami. A to najczesciej ze wzgledu na poziom jezyka, pewne subtelnosci, ktore dopiero na bardzo wysokim poziomie jezykowym przestaj abyc problemem.
hihhihihi, arystokratyczna pomoc na zmywak.
> Bardzo dobrze opisalas istote tych subtelnosci etc
Dziękuję, starałam się ;). Tak swoją drogą zastanawiałam się, czym jest naprawdę \"biegła znajomość języka\". Moja propozycja \"definicji\" - możesz się nie zgodzić, czekam na polemikę :) - to umiejętność kreatywnego posługiwania się językiem, panowania nad nim. Nie wiem, czy mówię jasno (heh, wychodzi na to, że nie panuję nawet nad moim ojczystym ;)), ale mam na myśli moment, w którym stajesz się jakby współtworcą języka, masz swój styl mówienia, potrafisz ad hoc utworzyć potrzebny Ci neologizm, dla żartu możesz świadomie przekręcić słowo i Twój dowcip zostanie zrozumiany przez innych, potrafisz posłużyć się archaizmem i w ogóle - napisać tekst stylizowany na coś, rozumiesz dowcipy słowne, posługujesz się różnymi odmianami języka w zależności od sytuacji...

ja zawsze
>podziwiam wlasnie wielojezycznych znajacych obce jezyki na poziomie
>\"uniwersyteckich subtelnosci\" i \"przedziwnie\" ich nie zapominajacy.
Zgadzam się... Swoją drogą, u mnie na uniwersytecie jest profesor, który zna podobno jakieś 17 języków - może będę miała z nim zajęcia i przekonam się, jak jest w rzeczywistości :).

>Wielojezyczni \"co lizneli\" (5 dni aahahahahah!) nie imponuja mi w
>ogole!
Taaaaa :). Rok ma 365 dni, podzielone przez 5 => 73, odejmijmy 52 niedziele => 62,6, zaokrąglijmy w dół... 60 języków rocznie :). Już zaczynam się uczyc ;).

Hmm, subtelności gramatyczne itd. lubię. To, co mnie niestety gubi to idiomy - mam do nich wrodzoną niechęć, a bez tego o biegłości mogę sobie tylko pomarzyć :/.
>Zgadzam się... Swoją drogą, u mnie na uniwersytecie jest profesor,
>który zna podobno jakieś 17 języków - może będę miała z nim zajęcia i
>przekonam się, jak jest w rzeczywistości :).

A któż to? że tak z ciekawości zapytam... jako że skończyłam właśnie ten Twój uniwersytet... i jestem ciekawa kogo masz na myśli:)
Tawannano: To prawda, ze ta bieglosc jezykowa nie jedno ma imie.

Jak zdawalam FCE to chyba bylam najbardziej przekonana i dumna ze swojej bieglosci:)))))hahahha! Ale po CAE juz zwatpilam. Po CPE na B i prawie max score na TOEFL uznalam, ze chyba juz umiem! Ahhhh co to za powod do dumy byl!!! No ale jak poszlam na kolejne studia magsiterskie, tym razem w USA, to mi troche skrzydelka opadly :(, bo eseje i raporty wracaly od wykladowcow z dopiskami skrotow STYL.! STYL.! STYL.!. Jako ze problemow ze stylistyka nigdy w j. polskim nie mialam, to tez ten czerwony dopisek STYL! strasznie mnie bolal. A na poziom CPE czy nawet GMATa moja stylistyka w wypracowankach po ang wydawawala sie wystarczajca... Na szczescie na unwersytetach w USA jest cos takiego jak Writing Center i w okreslonych godzinach mozna sie umowic z siedzacym tam profesorem anglistyki, ktory z Toba tekst przeczyta i wspolnie popracuje nad stylem. Pol roku czasu, dziesiatki wypracowan i potu wylanego w Writing Center i jakos wykrzykniki STYL! zniknely z wypracowan. Ale dostalam nie raz po lapach w tym Writing Center, najczesciej za chaotycznosc i polykanie calych slow, oraz lapu capu myslenie, na ktore do dzis choruje.
Juz 2 lata po studiach jestem a nadal sama sie po lapach bije za glupote i chaos myslowy jak pisze... A poniewaz nadal poznaje nowe slowa( slang, idiomy, przyslowia), to czastem mysle, ze ta bieglosc jezykowa to ideal a my biedactwa to tylko zagubione nieco wedrowniczki na niekonczacej sie sciezce nauki...
Temat przeniesiony do archwium.
31-60 z 70

Zostaw uwagę