Helen Doron

Temat przeniesiony do archwium.
61-90 z 119
a ja zachęcam wszystkich rodziców aby zapisali dziecko na kurs do PORZADNEJ SZKOŁY językowej gdzie nauczycielami są filolodzy a nie przypadkowi ludzie po jakimśtam kursie, tam znajdą idealne kursy dla przedszkolaków (DWA razy w tygodniu od 30 min do 60 min) w zależnośći od wieku dziecka, nauczyciele pracują z małymi grupami dzieci w jednakowym wieku na ORYGINALNYCH MATERIAŁACH znanych na rynku wydawnictw np. macmillan czy longman. Polecam szkołe w Nysie-Expert! Rewelacja i efekty u dzieci!Jestem zachwycona.
a czy ktoś zainteresował się wynikami badać z SLA? jeżeli rodzic nie powtarza i nie używa z dzieckiem tego czego nauczyło się w szkole to tak naprawdę dziecko większość słownictwa itp zapomina, zupełnie jak dziecko, które wyjeżdża za granicę i jeżeli nie ma wystarczającego kontaktu pierwszym językiem to go zatraca, generalnie wydawanie pieniędzy na uczenie young children albo very young nawet zdaje się być stratą czasu jeżeli nie jest wspomagane pracą indywidualną rodzica
nie jest potrzebne (choć oczywiście wskazane, ale tylko jeśli rodzic jest filologiem:-) aby rodzice codziennie wspomagali naukę dziecka jeśli zajęcia w DOBREJ szkole odbywają się regularnie i trwają przez cały okres przedszkolny, i nie wiem najakiej podstawie piszesz , że dziecko i tak nie pamieta słownictwa. To bzdura. Właśnie dziecko najlepiej przyswaja nowe słówka i całe zwroty, pamięta je potem bardzo dobrze nie mówiąć już o tym, że jest to jedyny okres w życiu człowieka, kiedy można nauczyć się idealnie naśladować mowę (chodzi mi tu o akcent, intonację, zgłoski jak np. tak trudne do nauki angielskie 'th'-dzieci nie mają z tym problemu czy dyftongi). Wiem, bo sama uczę takie dzieci. 7 lat na rozpoczęcie nauki języka obcego to stanowczo za poźno.
że jest to jedyny okres w życiu
>człowieka, kiedy można nauczyć się idealnie naśladować mowę (chodzi mi
>tu o akcent, intonację, zgłoski jak np. tak trudne do nauki angielskie
>'th'-dzieci nie mają z tym problemu czy dyftongi).

Owszem. Jeśli uczą się od nativa.

No ale nawiedzone mamuśki kupią każdą doron-podobną filozofię.
Nie tylko rodzice maja wplyw na slownictwo i wymowe. Co z kolegami, otoczeniem, przeciez wszystkich przeklensta uczymy sie od innych - rodzice tego nas nie ucza.
Sama znam matki, ktore zapisuja malenkie dzieci (ktore ledwo co po polsku cos tam wypowiedza) na lekcje angielskiego z Polakami. Sens tego jak narazie to nie rozumiem, ale ktos moze mi wyjasni.
Uległy dobremu marketingowi, że małe dzieci uczą się szybciej i łatwiej. Ja wcale tego nie kwestionuję, bo to prawda, ale.... I tych "ale" jest tu co najmniej kilka.

Nie mam aktualnie dostępu do żadnych poważnych publikacji, ale na pewno ktoś gdzieś przeprowadził longitudinal case study na ten temat. I longitudinal to słowo klucz tutaj. Nieistotne jest ile taki maluch nauczy się w czasie uczęszczania na zajęcial, ale ile z tych umiejętności zachowa trzy miesiące, trzy lata, pięć lat później.

Tak jak ktoś wyżej napisał - trzeba się zainteresować badaniami SLA. Nie każdy jednak potrafi lub nie każdemu się chce, a marketingowe badziewie łatwo pojąć, bo skierowane jest do większości populacji czyli osób o średniej i niższej niż średnia inteligencji.

Ponadto posyłanie takiego malucha na zajęcia do non-native speaker (nawet jeśli to filolog) trochę mija się z celem. Chyba że ten filolog to near native speaker. Większości filologom do takiego poziomu daleku wbrew temu co o sobie myślą. Jak miałam 25 lata też mi się wydawało, że jestem wyjątkowa i w ogóle naj :)
Chyba nie rozumiem twierdzenia, że 7 lat to za późno dla dziecka na naukę języka. Języka nauczyć się można w każdym wieku przecież, jeżeli mówimy o very young learners to ja rozumiem posyłanie dzieci poniżej wieku szkolnego to dla mnie cel jest taki, że rodzice chcą aby dziecko było "bilingual" (?). Jeżeli jakąkolwiek dzieci mają przewagę to tylko taką, że mogą rzeczywiście osiągnać wymowę native-like jeżeli mają wzorzec oczywiście. W trakcie SLA dzieci wg badań przechodzą takie fazy jak w trakcje L1A, ale zaznaczam że mi chodzi o acquisition, nie learning, więc zapamiętują utarte zwroty najpierw, content nouns, nie ma mowy tutaj o żadnej gramatyce przecież, więc tak jak z L1A jeżeli przestaje się utrwalać język zostanie on zapomniany, proces nabywania pierwszego języka kończy się ok 9 roku życia, więc jak wyjedziemy z 5-latkiem za granicę i nie będzie miał kontaktu z językiem polskim go naturalnie "zapomni". To samo dzieję się z SLA, oczywiście jeżeli mamy tu na myśli -acquisition, a nie learning. Już w latach 70tych były takie case study, gdzie obserwowano dzieci z amerykańskich rodzin na rok przebywające w Genewie, można wszystko znaleźć w internecie. A co do tego, że dzieci szybko łapią, oczywiście, ale jak mówię utarte zwroty i jeżeli się powtarza, sama z siebie nie wymyślą coś czego nie słyszały. O tym ile tak naprawdę bardzo małe dzieci rzeczywiście zapamiętują słownictwa mozna poczytać w wielu pracach doktorskich polskich anglistów, którzy zajmują się często vocab acquisition with very young learners.
"""to ja rozumiem posyłanie dzieci poniżej
>wieku szkolnego to dla mnie cel jest taki, że rodzice chcą aby dziecko
>było "bilingual" (?). Jeżeli jakąkolwiek dzieci mają przewagę to tylko
>taką, że mogą rzeczywiście osiągnać wymowę native-like jeżeli mają
>wzorzec oczywiście."""
nikt nie mówi tu o bilingual child tylko o jaknajczęstszym kontakcie z językiem innym niż ojczysty, dziecko wtedy nie ma żadnych uprzedzeń , nabywanie takiego języka jest dla niego naturalne w późniejszych okresach życia, jego mózg przyswaja nowe informacje szybciej i w większej ilości. wzorzec native'a
jest oczywiście idealny ale wystarczy bardzo dobrze mówiący i przygotowany metodycznie filolog pracujący na materiałach które są tak skonstruowane, żeby lektor używał swojego języka do komunikacji, wszystkie oryginalne nagrania potrzebne do zajęć są na pŁytach cd czy dvd i wzupełności wystarczają aby dziecko miało idealny wrzozec poprawnej wymowy
"""zapamiętują utarte zwroty najpierw, content nouns, nie
>ma mowy tutaj o żadnej gramatyce przecież, więc tak jak z L1A jeżeli
>przestaje się utrwalać język zostanie on zapomniany"""""
no i właśnie o to chodzi że zwrotów jest mnóstwo i że dzieci je pamiętają i potrafią SAMODZIELNIE JE ZASTOSOWAĆ o odpowiednich prawdziwych czy wymyślonych na potrzeby zajęć sytuacjach. a zdanie What's this? to przepraszam jeżeli nie gramatyka to co w takim razie? mamy uczyć dzieci osobno słówek i osobno gramatyki? czyli powrót do grammar translation method? już od kilku lat baardzo zmieniły się metody nauczania języka, nawet dorośli nauczani są gotowych zwrotów w lexical approach ale to już inny temat. A jeżeli dziecko chce coś powiedzieć od siebie czego wcześniej nie słyszało na zajęciach to nauczyciel mu to powie a on zapamięta to jeszcze lepiej.
Slyszalam o dzieciach ktore byly tr-lingual, ale w kazdym jezyku robily bledy i jeden jezyk mial wplyw na drugi. Moze nie tyle z sama wymowa, ale z konstrukcja odpowiednich zdan.
Niema najlepszej metody, ani Doron ani innej, ktora bedzie gwarantowala, ze dziecko sie nauczy wssystkiego.
A to bzdura jest powiedziec, ze acquisition of L1 konczy sie majac 9 lat. Na jakiej podstawie to nawet moze byc uznane, czlowiek nawet dorosly uczy sie nowych slow, - no ale wtedy moze to nie nazywa sie 'acquisition' tylko 'learning'.
Nie nazwałabym się "nawiedzoną mamuśką". Jeśli mojemu dziecku zajęcia Helen Doron sprawiają przyjemność - to czemu miałabym na nie Natki nie zapisać. Gdyby nie chciała chodzić, to bym ją wypisała. Jeśli wspólne piosenki, gry i zabawy to dla niej frajda, to tym lepiej, że przez zabawę osłuchuje się z angielskim. Z drugiej strony co to za stwierdzenie, że wiek 7 lat to zdecydowanie za późno na naukę. Jak Natka nie chciałaby się uczyć, to równie dobrze zapisałabym ją w wieku 10 lat. Sama rozpoczęłam naukę dużo później, a w wieku 19 lat zdałam CAE. Angielski znam na tyle dobrze, że sprawnie mogę posługiwać się nim w pracy. Fajnie jak dziecko chce się uczyć wcześniej, ale z tym "wiekiem zbyt późnym" to bym nie przesadzała.
Metoda Helen Doron jest wg mnie wyjątkową, prostą i naturalną metodą nauczania

języka angielskiego, odpowiednią dla każdego dziecka, bez względu na to, jaki jest

jego język ojczysty. Moja córeczka uczęszcza na zajęcia od poł roku i jestem

zaskoczona tym, jak szybko chłonie wiedzę i pięknie kojarzy wyrazy i czysto je

powtarza. Zdecydowanie polecam.
Dokładnie! Czym moja córka dłużej tam chodzi, tym bardziej jestem zadowolona (a przede wszystkim ona jest).
ja dodam, ze metoda jak metoda zadna nie jest niezawodna, ale dla dzieciakow doskonala, moze i piramida finansowa ale watro zainwestowac nawet i 2,5tys, chociazby dlatego, ze mozna uczyc w kilku placowkach na raz, a jesli ma się stala prace a w HD jako dodatek to wszystko niedlugo sie zwroci
poza tym na lekcjach pokazowych bylam, dzieciaki uchachane, zabawa przednia, a jako filolog musze stwierdzic ze niektore 4latki maja wyowe lepsza od niektorych MAGISTROW, nie widze powodow zeby malucha na takie zajecia nie poslac, a sluchanie plyt? ludzie! dziecko nie musi siedziec przywiazane do odtwarzacza i sluchac ich calymi dniami! wystarczy, ze plyta bedzie w tle, dziecko moze robic co innego, bawic sie czy jesc. A jak chcecie z dzieciaka zrobic NATIVE'a to wyslijcie go za granice! jak dla mnie glupota.
Co do chetnych nauczycieli HD - jak lubisz dzieci i nie boisz sie wyglupow ta robota bedzie zabawa, o to tu chodzi, jezeli chcesz tylko zarobic a bedziesz sie wstydzic skakac i udawac nie wiem osla, bez sensu, ani dzieci ani ty nie bedziecie sie bawic.
na koniec jeszcze o tym, ze dziecko nauczyciela HD chodzi na kurs bezplatnie!
suma sumarum, jestem anglistka, mam 2roczna corke, poza tym uwielbiam dzieciaki. czekam na kurs, od wrzesnia mam nadzieje ze bede w centrum HD pracowac, i bawic sie razem z cora, bo male dzieci na zajecia chodza z rodzicami.
Polecam tym ktorzy chca dzielic przyjemne z pozytecznym :)
Szukam nauczyciela HELEN DORON do pracy w szkole na południu Hiszpanii od września 2010. Proszę o kontakt: [email]
Przeczytałem cały ten długi wątek i stwierdziłem że napisze parę zdań od siebie.
Nie jestem filologiem, socjologiem ani marketingowcem ale ojcem dwujęzycznego 4-latka (dwujęzyczność osiągniętą w Polsce).
Swego czasu poszukiwaliśmy zajęć dla niego aby przebywał choć trochę w środowisku angielsko-języcznym i trafiliśmy na zajęcia HD. Dla nas to była porażka gdyż powszechnie gloryfikowana naturalność metody okazała się fikcją. Bo nie ma nic naturalnego gdy lektor po 10 razy powtarza "this is a sheep". I jest to zdanie mojego syna który pytał się dlaczego ta pani mówi ciągle to samo. Ja osobiście maiłem zastrzeżenia co do profesjonalizmu lektorki (ucząc takie maluchy trzeba mieć nienagnany akcent i naturalną swobodę mówienia po angielsku) bo te wszystkie potknięcia będą mimowolnie kopiowane przez dzieci.
I najważniejsza sprawa - skuteczność tej metody. Nie będę tu cytował żadnych badan gdyż ich nie przeprowadzałem ale starałem się porozmawiać z dzieciakami chodzącymi na te zajęcia - i okazało się to niemożliwe.
Owszem recytowały przepięknie wierszyki (niestety chyba nie bardzo rozumiejąc ich treść), śpiewały piosenki (ale nie bardzo czuły o czym), znały części ciała i kolory, potrafiły odpowiedzieć na pytanie jak mają na imię, ale już nie wiedziały co powiedzieć gdy zapytałem jak ma na imię ich mama czy brat. Jakiekolwiek pytanie wybiegające poza schemat pytań i odpowiedzi przewijających się na zajęciach, dziecko stawiało oczy w słup i widać było że nie jest w stanie jego zrozumieć a tym bardziej odpowiedzieć.
Można powiedzieć że owszem wiedziały więcej niż ich rówieśnicy którzy nie chodzili na te zajęcia ale jako rodzic oceniam ze opłata za te zajęcia nie jest warta tych rezultatów. Bo podobnie rezultaty momżna osiągalność puszczając dziecku kreskówki w wersji oryginalnej lub oferując mu do słuchania audycje radiowe z Cbeebies.
I ostatnia sprawa intensywność tych zajęć a zatem ich senes. Według znanych mi zasad aby dziecko zaczęło komunikować się w drugim języku musi go czynnie (nie tylko słuchanie) użytkować przez co najmniej 1/3 czasu swojej dziennej aktywności a metoda HD nie pokrywa tego nawet w 10%.
I być może moje oczekiwania sa wygórowane - bo jako rodzic dziecka dwujęzycznego widzę jak można rozmawiać w języku angielski z 4 latkiem to nie przypuszczałem (po lekturze artykułów reklamowych HD) że będzie to tak ogromna przepaść
aby dziecko zaczęło komunikować się w drugim języku
>musi go czynnie (nie tylko słuchanie) użytkować przez co najmniej 1/3
>czasu swojej dziennej aktywności

O ile nie więcej. Bratanek, 4 lata, urodzony w Kanadzie, w domu rozmawia tylko po polsku (poza tv po angielsku) poszedł we wrzesniu do szkoły 3 razy w tygodniu po 3 godziny. Teraz mamy maj. Po angielsku się z nim nie bardzo dogadasz. Z moim synem było tak samo. Dopiero gdzies pod koniec 1. klasy językowo dogonił rówiesników.
Z materiałów reklamowych HD (poziom 4)
dziecko:
-będzie mówić z dobrym akcentem
-będzie układało zdania po angielsku
Z pełną odpowiedzialnością śmiem to podważyć.
Jak dziecko może mówić z dobrym akcentem gdy lektorami są Polacy (z własnego doświadczenia mogę stwierdzić że ich akcent pozostawiał wiele do życzenia a zatem skąd dzieci mają mieć jego wzorzec z nagrań CD?? - czyli wracamy do tematu kreskówek w wersji angielskiej - taniej i przyjemniej)
Układanie zdań - i tu się nie zgadzam - mogę z pełną świadomością stwierdzić że z ŻADNYM z dzieci które rozmawiałem z poziomu 4 nie było swobodnej komunikacji. Składanie prostych zdań, lecz problem z rozumieniem pytań i formułowaniem własnych odpowiedzi.
Wiele osób próbowało podważyć badania Rokity (że za mała próba że case study itp.) ale z pełną świadomością muszę stwierdzić że nie udało mi się spotkać ani jednego dziecka uczącego się metoda HD które mógłbym w jakikolwiek sposób porównać do dziecka dwujęzycznego. To zupełnie dwa rożne światy znajomości języków. Więc naprawdę nie ma się co oszukiwać że dziecko po ukończeniu całego spektrum kursów HD będzie mówić jak native - bo niby jak to miało by się stać przez 30 min tygodniowo ?? To był by swoisty lingwistyczny cud.
Nie kwestionuje metody pani HD, ale śmieszy mnie jedna rzecz. Otóż moda nakazuje nam posyłać dzieci od wczesnych lat do szkoł językowych, żeby "mówiły" po angielsku, osłuchały się itp. Rodzice szaleją z kasą, w przedszkolu, potem jest szkoła podstawowa (tu wszystko od nowa, he, he). Potem jest gimnazjum (zaś powtórka z podstawówki poszerzona o jeden czas, pare słówek, czasowniki funkcyjne i takie tam) a potem liceum. I tutaj się zatrzymam. Ile lat? załóżmy od 3 do 16 = 13 lat. 13 lat nauki i wydawania kasy.
A WSZYSTKO TO MOŻNA NAUCZYĆ SIĘ W 1,5 DO 2 LAT W WIEKU MŁODZIEŃCZYM. Normalny licealista, wiedzący po co jezt w liceum połknie to wszystko w dwa lata (góra). Dziękuję za uwagę :)
ps. Wiem, co mówię, bo jestem filologiem. Zaczęłam się uczyć języka angielskiego w 4 klasie szkoły podstawowej - TO BYŁ DLA MNIE KOSZMAR. Zaczęłam od poczatku w liceum. I teraz mam 31 lat i uważam się za dobrego anglistę. Wymowa też wporzo. :)
pozdrawiam
Ach i jeszcze jedno.
Nie wyobrażam sobie posłania mojego dzieciaka do szkoły językowej. No way chicken (jak to mówi moja znajoma :) ). Zakładam ,że będę mówić do dziecka po angielsku. A jak ogłuchnie moje dziecko na angielski (na złość mamie), to będzie musiało się samo zaprogramować w życiu dosrosłym. Nie wydam ani centa na niego!
Biblioteczka stoi już dla niego przygotowana. Wszystkie fajne książki tylko po angielsku. Sorry Winetou!
pozdrawiam i apeluje! Rodzice uczcie się języków obcych! Wtedy kolory, liczby i owoce, które drenują waszą kieszeń u HD będą za friko u Was w kuchni i na kanapie podczas zabawy
Zadanie które sobie postawiłaś nie jest proste, ale wierz mi warte wysiłku.
Ja od samego początku mówię do syna w języku angielskim (choć nie jest to mój język natywny) – a rezultaty przesyły moje najśmielsze oczekiwania. Jest dwujęzyczny (choć angielski jest relatywnie słabszy i brakuje mu jeszcze sporo do natywnych rówieśników). Jednak jego rozumienie jest zdumiewające (bajki, książki, audycje radiowe jest w stanie bardzo dokładnie przetłumaczyć), komunikacja na bardzo dobrym poziomie. Rozumie i jest rozumiany przez nativ’ów. Potrafi myśleć i śnić w dwóch językach, a to wszystko przy ułamku kosztów w porównaniu z HD.
hana jako filolog powinniens pojac roznice pomiedzy PRZYSWAJANIEM jezyka od malego a NAUKA jezyka w wieku mlodzieczym.Dlaczego dziecko w czasie zabawy nie moze przyswoic tego, co potem musi wykuc w szkole? co w tym zlego? To moze nie chodzmy do podstawowki, gdyz w pozniejszym wieku raz dwa trzy przerobimy caly material..?!
Ktos inny pisze ze rozmawia ze swoim synem po angielsku chociaz nie jest nativem.IMHO takie zachowanie jest sztuczne.Dziecko powinno slyszec od rodzica jezyk, ktory dla danego rodzica jest jezykiem natywnym (OPOL) Tylko w tym przypadku uczy sie naturalnego jezyka a nie Twojej WERJI angielskiego.Chocbys nie wiadomo jak znal ten jezyk, jesli nie jestes nativem jest to dla Ciebie jezyk obcy.Jak mozna wyrazac emocje w jezyku obcym wychowujac wlasne dziecko? Strasznie to nienaturalne! Pozdrawiam
-->.Dziecko powinno
>slyszec od rodzica jezyk, ktory dla danego rodzica jest jezykiem
>natywnym (OPOL)

A co do natywności rodziców ma OPOL !!??- polecam zapoznać się choćby z podtawowymi informacjami na temat OPOL a potem zabierać zdanie na ten temat.
Sztuczność - Co nazywasz sztucznością???
To ze mój syn gdy patrzy na mnie myśli i mówi po angielsku. To ze gdy ja patrze
na niego tez myślę po angielsku. To ze potrafi śnić w dwóch językach i to ze
moje sny związane z nim są także angielskie.
To ze fenomenalnie przełącza się pomiędzy rozmówcami polskimi i angielskimi,
czy może to ze moim ojczystym językiem jest polski a nie angielski.
Jeśli to według Ciebie jest wyznacznikiem sztuczności wychowania a nie
naturalność relacji i związku pomiędzy rodzicem a dzieckiem to wtedy masz racje. Bo na nasze relacje język komunikowania nie ma wpływu. Być może ty nie potrafisz wyrażać uczyć w innym języku - lecz dla mnie ich wyrażanie stało się naturalne tak samo jak relacje z moim dzieckiem.
SZTUCZNOŚCIĄ dla mnie jest posyłanie dziecka do szkoły językowej i kazanie wkuwania mu słówek bo tak poznany język będzie zawsze dla niego obcy. No i tam na pewno dziecko nauczy się "tej właściej" nie MOJEJ wersji angielskiego - tylko ciekawe jak ją zdefiniujesz gdyż przytłaczająca większość lektorów w polskich szkołach to Polacy.
Ale jak wspomniałaś to tylko Twoje IMHO.
>SZTUCZNOŚCIĄ dla mnie jest posyłanie dziecka do szkoły językowej i kazanie wkuwania mu słówek bo tak poznany język będzie zawsze dla niego obcy

Jak Ty się uczyłaś nagielskiego?
Należę do pokolenia w którym uznano wyższość języka wschodniego sąsiada nad tym imperialistycznym. Dlatego też styczność z angielskim miałem dopiero jako nastolatek. Ławka, podręcznik i wkuwanie słówek – naturalnym przyswajaniem języka nie można tego nazwać. Jednak prawdziwy skok językowy rozpoczął się wraz z moimi wyjazdami zagranicznymi. Anglojęzyczne środowisko, przyjaciele, znajomi i szkoły do których chodziłem, to dało mi tą naturalność przyswajania języka. Zwłaszcza pojęcia które nie były mi wcześniej znane w języku polskim, poznawałem bez polskiego filtra. Tak jak to robi mój syn, gdzie pojęcia angielskie i polskie istnieją obok siebie a nie są zależnymi ekwiwalentami przypasowanymi poprzez znaczenie odnalezione w słowniku.
Napisałeś kiedyś:

>lektorami są Polacy (z własnego doświadczenia mogę stwierdzić że ich akcent pozostawiał wiele do życzenia a zatem skąd dzieci mają mieć jego wzorzec z nagrań CD??

1. Jaki masz akcent?
2. dlaczego wydaje Ci się, że osoby, które uczą na kursach, nie poznawały angielksich słówek bez pośrednictwa polskiego filtru?
3. Dlaczego wydaje Ci się, że jesteś lepiej przygotowany do uczenia angielskiego niż absolwenci odpowiednich wydziałów?
1.W moim akcencie nie słychać słowiańskich korzeni (w przeciwieństwie do lektorów w HD z którymi miałem styczność) – lecz do ideału Sean Connery mi daleko. Jednak wychowując syna dwujęzyczne moim założeniem nie było to aby nabrał „prawidłowego szkockiego” akcentu. Bo pozostaje pytanie jaki jest ten prawidłowy?
2.Nigdy tak nie twierdziłem, bo tego nie wiem. Osobiste doświadczenia z lektorami jednak raczą mi w to wątpić. HD to franczyza a kompetencje lektorów (przynajmniej w mim mieście) nie stanowiły priorytetu dla właścicieli.
3.Po pierwsze nie uczę angielskiego mojego syna. Ja z nim po prostu tylko rozmawiam w tym języku od urodzenia – i to właśnie stanowi tu tą znaczącą różnicę. Do nauczania w sensie pedagogicznym nie mam kwalifikacji, i zapewne nauczyciele mają je większe. Ale czy do rozmowy z dzieckiem po polsku potrzebne są studia pedagogiczne, czy do bycia rodzicem i pokazywanie dziecku świata potrzebne są studia kierunkowe? A jeśli tak to które? Po drugie przewaga sytuacji mojego syna nad dziećmi które uczą się w szkołach jest czas ekspozycji na język. HD oferuje 30 min/tyg – no comment.

I jeszcze jedno podejmując decyzję o takim wychowaniu wiedziałem jakich rezultatów się spodziewać – choć przyznać muszę że przeszły mojej najśmielsze oczekiwania. Jednak gdy czytam materiały reklamowe HD odniosłem wrażenie że można osiągnąć niemal podobnie rezultaty (a nawet lepsze bo nacisk kładziony jest na akcent) jedynie przez 30/min tygodniowo. A to całkowita bzdura, bo fakty o których pisałem powyżej temu przeczą, a jeśli dodać do tego naprawdę słone opłaty (70zł/h) to... co ja mogę więcej napisać.
1.W moim akcencie nie słychać słowiańskich korzeni (w przeciwieństwie do lektorów w HD z którymi miałem styczność) - lecz do ideału Sean Connery mi daleko. Jednak wychowując syna dwujęzyczne moim założeniem nie było to aby nabrał "prawidłowego szkockiego" akcentu. Bo pozostaje pytanie jaki jest ten prawidłowy

wcześniej sam pisałeś o jakimś wzorcu, czyli wiesz, co jest takim wzorcem. Sam go nie dajesz. Jeżeli zaś nie zależy Ci na akcencie u Twojego syna, to dlaczego krytykujesz lektorów?
O ile wiem, metoda HD (o jej skuteczności nie mam zamiaru się wypowiadać) to nie tylko zajęcia z lektorem, ale też odtwarzanie dziecku jakichś kaset w domu, tak? czas ekspozycji zatem się zwiększa.

Zabrałem głos w tym wątku, bo zastanawiam się, czy nie przeceniasz swoich sił - jeżeli masz nienatywną wymowę i może robisz błędy gramatyczne, Twoje dziecko może to wszystko przejąć. Mam podejrzenie, że przeceniasz swoje siły po przeczytaniu Twojej opinii, że nauka na kursach polega na wkuwaniu słówek w obu językach, oraz przekonania, że lektorzy są gorsi od Ciebie. Cóż, Ty jesteś Panem sytuacji.
>>Jeżeli zaś nie zależy Ci na akcencie u Twojego syna, to dlaczego krytykujesz lektorów?
Nie krytykuje lektorów generalnie – lecz tych z którymi miałem styczność w HD (np. byłem pod wrażeniem pewnego przedszkola anglojęzycznego gdzie nauczyciele mówią wyłącznie po angielsku przez cały dzień – zupełnie naturalnie swobodnie, a rezultaty naprawdę świetne). Ja jestem świadomy że mój syn idealnego akcentu mieć nie będzie, w odróżnieniu od informacji przedstawianych przez HD. Mówienie o tym że dziecko będzie mówiło z dobrym akcentem (gdy lektorzy go nie mają) to po prostu wciskanie rodzicom kitu – stąd też moje negatywne nastawienie do tej szkoły.

>> ale też odtwarzanie dziecku jakichś kaset w domu, tak? czas ekspozycji zatem się zwiększa.
Słuchanie płyt czy oglądanie bajek to bierna ekspozycja. Aby dziecko potrafiło swobodnie przyswajać język przez akwizycję potrzebne jest aby ok.30% czasu swojej dziennej aktywności mało czynny kontakt z językiem. Jakoś nie słyszałem aby jakiekolwiek dziecko biegle posługiwało się językiem który jedynie słuchało z nagrań – do tego potrzeba interakcji a tych na zajęciach HD jest bardzo mało.

Czy przeceniam swoje siły? – nie sądzę (moim celem nigdy nie było aby dwujęzyczność syna była porównywana do dwujęzyczności natywnej). Czy robię błędy gramatyczne – zapewne tak, tak jak każdy nawet w języku ojczystym – ale to nie powoduje że nie mówisz do swojego dziecka po polsku. Nie jestem jednak jedynym źródłem języka dla mojego syna. Ma on swoich anglojęzycznych kolegów, książki i bajki. Nie zamierzam tu wydawać wojny szkołom językowym, a jedynie krytykuje i podważam to co opisuje HD w swoim materiałach. Zabrałem tu głos bo niektórzy usilnie próbowali podważyć badania wykazujące kosmiczne wręcz różnice pomiędzy dziećmi dwujęzycznymi i nauczanymi metodą HD.
Ale jestem skłonny przyznać rację gdy będziesz w stanie wskazać choć jedno dziecko które było uczone w szkole dla maluchów które po 4 letnim cyklu nauczania potrafi być tłumaczem w codziennych rozmowach, potrafi liczyć, złościć się i kłócić po angielsku, bawić, śnić i myśleć. Jednak szczerzę w to wątpię. A czy lektorzy są gorsi ode mnie – niektórzy tak niektórzy wręcz przeciwnie – lecz żaden z nich nie jest w stanie osiągnąć takich rezultatów przez 30min/tyg - a to tym zapewnia HD kasując sporą sumę.
>Czy robię błędy gramatyczne - zapewne tak, tak jak każdy nawet w języku ojczystym - ale to nie powoduje że nie mówisz do swojego dziecka po polsku.

Masz tendencję do przedstawiania swojej angielszczyzny w jak najlepszym świetle, porównywalnym z Twoją znajomością polskiego. Obyś się nie rozczarował.
Jak na razie rozczarowanie przeżyłem widząc rezultaty nauczania w HD i porównując je do horrendalnych kosztów. Tak więc wobec braku innych alternatyw nauczania w moim mieście nie sadzę że to rozczarowanie będzie spędzało mi sen z powiek.
Temat przeniesiony do archwium.
61-90 z 119

 »

Inne strony do nauki języków