Helen Doron

Temat przeniesiony do archwium.
91-119 z 119
| następna
A co do natywności rodziców ma OPOL !!??- polecam zapoznać się choćby z podtawowymi informacjami na temat OPOL a potem zabierać zdanie na ten temat.

Ty chyba zartujesz...? Jest to metoda ktora zaklada, iz kazdy z rodzicow mowi w swoim OJCZYSTYM jezyku do dziecka.
aha i kazde slowo pociaga za soba okreslony czynnik emocjonalny,i nie przekonuj mnie ze w obcym jezyku odczuwasz je tak samo, jak w jezyku ojczystym. Chociaz mowie kilkoma jezykami nie wyobrazam sobie rozmawiania ze swoim dzieckiem w jezyku, w ktorym sama nie bylam wychowana. I i to wlasnie nazywam sztycznoscia.
(OPOL) - One Person, One Language to metoda wychowania w której każda z osób zwraca się w jednym języku do dziecka. Dzięki temu dziecko łatwo sortuje przynależność językową słów do osób je wypowiadającą. I nie ma w założeniach tej metody definicji że trzeba być natywnym użytkownikiem tego języka.
Poza tym co definiujesz jako język ojczysty, który często jako jedyny nie istnieje (języki kolonialne narzecza dialekty)
Tak jak pisałem już wcześniej. Nie jest to zadanie proste i nie każdy jest w stanie przekazać emocje swojemu dziecku w innym języku. Ja osobiście czuje się z tym swobodnie i naturalne, podobnie jak mój syn - który obecnie sam wybiera język komunikacji ze mną - jest to angielski. Jeśli w jakikolwiek sposób język komunikacji wpływałby na naszą relacje z pewnością zarzucę ten pomysł - lecz obecnie nic na to nie wskazuje.
Zgadzam sie...One Person, One Language to metoda wychowania w której każda
>z osób zwraca się w jednym języku do dziecka.Tym jezykiem powinniem byc jezyk natywny.Wlasnie w tej metodzie b.wazne jest zeby maluch slyszal od rodzica jezyk naturalny a nie wyuczony.Sa tez inne metody w ktorych na natywnosc nie kladzie sie tak duzego nacisku jak np [email] widac masz swoja definicje opol-a ale nie bede sie spierac.
Jako jezyk ojczysty definiuje jezyk, w ktorym sie wychowales.Jak masz dwa to super, jestes dwujezyczny.Jednak nawet bedac dwujezyczny jeden jezyk czujesz mocniej. Przewaznie jest to jezyk silniejszy czyli jezyk kraju w ktorym mieszkasz, chodzisz do szkoly, uczysz sie. A co do dialektow to istnieja przewaznie tylko w jezyku mowionym wiec nie mozesz go podpiac pod "jezyk ojczysty"
Wlasnie w tej metodzie b.wazne jest zeby
>maluch slyszal od rodzica jezyk naturalny a nie wyuczony
Jeśli każdy z rodziców jest innej narodowości to oczywisty podział. Jednak istnieje wiele zupełnie inne konfiguracje. OPOL to metoda wychowania w wielu językach a nie doktryna i nie jest to moja definicja. Jeśli znasz definicję która nakazuje stosowanie wyłącznie języków natywnych - to podaj źródła. Ja pomimo wielu lat zgłębiania tego tematu nie spotkałem się z taką ortodoksyjną doktryną.

>>. A co do dialektow to istnieja przewaznie tylko w jezyku mowionym wiec nie
>mozesz go podpiac pod "jezyk ojczysty"
Ciekawe rozumowanie. Tym samym pozbawiłaś ludy Lazów, Nomadów czy Buszmenów języka ojczystego.
co do dialektow to istnieja przewaznie tylko w jezyku
>mowionym wiec nie
>>mozesz go podpiac pod "jezyk ojczysty"
>Ciekawe rozumowanie. Tym samym pozbawiłaś ludy Lazów, Nomadów czy
>Buszmenów języka ojczystego.

Nieprawda. Ci ludzie mieli zazwyczaj tylko jeden jezyk, wiec oczywiste ze byl on ICH jezykiem natywnym, ojczystym itd. Napisalam to w odpowiedzi na Twoj post wyzej w ktorym mowisz, ze jeden jezyk ojczysty nie istnieje czy tez nie da sie go zdefiniowac, ze wzgledu na istnienie dialektow itd. Dialekty rozwijaja sie OBOK jezyka formalnego.Jaki inny jezyk formalny mieli Buszmeni? Zaznaczam nie narzucony ale taki, ktorego by sami uzywali?
A co do definicji OPOL-a to ja np nie spotkalam sie z Twoja. Jak znajde zrodlo to Ci na pewno podam. Moze przegugluj sobie troszeczke? Pozdrawiam
Z uporem teoretycznego maniaka starasz się dowieść swojej teorii. Nie wiem jakiemu celowi to ma służyć lecz zastanawiam się jakie doświadczenia poza tymi teoretycznymi tobą kierują. Piszesz tak bo wiesz, czy bo przeczytałaś. Jak wiele dzieci/rodzin dwujęzycznych (także tych nienatywnych) znasz że uważasz że jedynie natywny OPOL to ten właściwy a nienatywna komunikacja jest sztuczna?
Temat OPOL zgłębiam od wielu lat. Zarówno teoretycznie jak i praktycznie. Zarówno poprzez doświadczenia osobiste jak i wielu innych rodzin dwujęzycznych (natywnych i nienatywnych). Moi znajomi mieli zarówno porażki jak i sukcesy w tej metodzie. Porażki dotykały tak samo natywne rodziny jak i nienatywne. W większości powodem był brak wystarczającej motywacji i konsekwencji. Jednak żadna z tych rodzin nie czuła się sztucznie.
Nie zmienia to jednak faktu że wszystkie te rodziny stosowały OPOL i bez znaczenia na twoją semantykę metoda pozostała metodą (mama ML tata ml lub odwrotnie). Metoda jest ta sama jednak rezultaty oczywiście różne gdyż native-bilingual nie można porównać z non-native lecz to chyba oczywiste(pisałem o tym powyżej).
Googlowac potrafię i dlatego zadałem Ci pytanie o źródła twoich teoretycznych wywodów bo to co znajduje w dalszym ciągu nie narzuca natywności jako jedynie słusznej doktryny, a wręcz przeciwnie - choć to może wina mojej "liberarnej" przeglądarki.

http://www.kidsbilingualnetwork.org/approaches.html
http://www.bilingualbaby.eu/methods/opol
http://languagestudy.suite101.com/article.cfm/one_person_one_language
http://www.raising-bilingual-children.com/basics/info/rules/
i wiele jeszcze innych z których za najbardziej wartościową uważam pozycję
"The Bilingual Family - A Handbook for Parents" -Edith Harding-Esch and Philip Riley
Widze ze Cie troszke ponioslo. Nie jestem ani teoretykiem ani maniakiem :) Przypuszczam, ze doswiadczenia mam nawet ciut wiecej od Ciebie. Przypadkiem jestem filologiem. Na co dzien uzywam czterech jezykow...polskiego gdyz po polsku mysle, angielskiego w pracy (jestem nauczycielka ang, takze metoda HD), jezyka kraju, w ktorym obecnie mieszkam i jezyka mojego narzeczonego ktory zreszta sam jest dzieckiem z mieszanego malzenstwa wiec dochodzi tu jeszcze piaty jezyk.Niestety nie jestem w nim juz biegla.

Ile rodzin czy dzieci dwujezycznych znam? Mnostwo.Ucze wiele klas. Tu gdzie mieszkam jest rowniez wielu emigrantow. Moze doskonale obserwowac, jaka przemiane przechodza te dzieci, jak zmieniaja sie im jezyki "pierwsze."

Nienatywna komunikacja jest sztuczna gdyz dziecko ma tendencje do upraszczania...Nawet dzisiaj rozmawialam z angielska mama jednego mojego malucha, ktora zmartwiona twierdzi,iz maly odrzuca angielski mimo iz ma swiadomosc, ze mama pochodzi z innego kraju. Jednak wie tez, ze mama mowi w jezyku taty (czyli w jezyku "silniejszym," j. kraju, gdzie mieszkaja).Po co sie wiec meczyc? :)Rozumiesz o czym mowie? Dla dziecka nienaturalne jest uzywanie na co dzien jezyka, w ktorym mowi tylko JEDEN rodzic a pozostala reszta swiata (rodzina, ksiazki, telewizja, szkola, przyjaciele) w innym. Trzeba wiele samozaparcia i srodkow aby to zmienic.

Wszystkie strony, ktore podales podkreslaja czynnik natywnosci w opol-u. Jednak jak napisalam wyzej(byc moze nie zauwazyles, bardzo prosze popatrz dokladnie)nie zamierzam sie o to KLOCIC ani nic Ci udowadniac. Twoj syn nie bedzie dwujezyczny, gdyz TY dwujezyczny nie jestes. Proste. Nie jestes w stanie przekazac mu tyle ile rodzic dla ktorego ang jest j.ojczystym. Jednak jesli znasz angielski tak super jak twierdzisz, to tylko Wasz zysk. Pozdrawiam
Jeśli faktycznie masz tyle doświadczenia z wielojęzycznością to powinnaś sobie zdawać sprawę że idealna dwu/wielo - jednojęzyczność jest niezwykle rzadkim zjawiskiem i często jedynie teoretycznym. Nawet dzieci wychowane w rodzinach natywnych nie mają w pełni zbilansowanych języków. Niemal zawsze silniejszy jest ML, a nawet jeśli występuje bilansowanie się tych języków to część obszarów tematycznych lub emocjonalnych jest silniejsza w jednym języku a słabsza w drugim.
To że dzieci odrzucają język ml to też naturalna faza dwujęzyczności i jedynie od motywacji i konsekwencji rodziców zależy czy ten model wychowania się sprawdzi. Więc jeśli dwujęzyczność dla ciebie to idealne zbilansowane posługiwanie się dwoma językami - to masz rację osiągniecie takiego rezultatu jest niemal niemożliwe. Ale to nie zmienia faktu że te dzieci są dalej dwujęzyczne (chyba że masz dla nich jakąś inną nazwę). Taka sama uwaga dotyczy mojego syna - model wychowania nie da mu native-biligual. Ale pojęcie non-native biligual w moim wypadku tym co zaakceptowałem wybierając tą metodę. Jeśli mój syn będzie w wieku 8-9 lat posługiwał się tak językiem podobnie jak ja to taka znajomość w życiu (zarówno do przeczytania Olivera Twista jak i później w pracy) mu zupełnie wystarczy (ja np. pracuje wyłącznie w języku angielskim).

>>Po co sie wiec meczyc? :)
A po co uczyć dzieci jeździć na rowerze, pływać... Zadaj to pytanie na forum wielojęzyczności a nie zostawią na tobie suchej nitki. Oczywiście prościej jest posłać dziecko do szkoły językowej i bulić słoną kasę za mizerne (w porównaniu z takim wychowaniem) rezultaty. Oczywiste jest że bronisz swojego stanowiska będąc nauczycielką HD. Ale powinnaś przyjąć do wiadomości że umiejętności posługiwania się angielskim dzieci dwujęzycznych (nawet tych non-native) są nieporównywalne do jakiegokolwiek dziecka uczącego się metoda HD.

>Dla dziecka nienaturalne jest uzywanie na co dzien jezyka, w
>ktorym mowi tylko JEDEN rodzic a pozostala reszta swiata (rodzina,
>ksiazki, telewizja, szkola, przyjaciele) w innym.
Trudno mi z tym dyskutować ale według badań Associated Press 66% ludności świata zachowuje się zatem nienaturalnie bo jest dwujęzyczna, a takie podejście wydaje się być nienaturalne zwłaszcza dla jednojęzycznych europejczyków (Szwecja w latach 50 udowodniła że dwujęzyczność obniża IQ - musiała się potem ostro tłumaczyć za manipulowanie faktami).

>>Wszystkie strony, ktore podales podkreslaja czynnik natywnosci w opol-u.
...ale wsrod par mieszanych!!! I to właśnie określiłem maniactwa udowadniania swojej tezy i czytania wybiórczego bo wskazanych linkach napisano...
"There are many families where one parent (or both parents) speaks a second language. Either this parent is bilingual himself, or he speaks his second, "foreign" language very well. Such parent can use his second language with his child. If he uses the second language consistently, at all times, the child will learn both languages equally well."

>>Twoj syn nie bedzie dwujezyczny, gdyz TY dwujezyczny nie jestes.
Jasnowidztwo??
To że ja nie jestem lekarzem nie oznacza że mój syn nim nie może zostać. Powtórzę po raz kolejny. Nie jestem jedynym źródłem języka dla mojego dziecka. Ma swoich natywnych kolegów z którymi się bawi i natywnych dorosłych znajomych.
I czy tobie się to podoba czy nie mój syn wbrew wszystkiemu o czym piszesz wykazuje większość cech dziecka dwujęzycznego.
Jeśli faktycznie masz tyle doświadczenia z wielojęzycznością to
>powinnaś sobie zdawać sprawę że idealna dwu/wielo - jednojęzyczność
>jest niezwykle rzadkim zjawiskiem i często jedynie teoretycznym. Nawet
>dzieci wychowane w rodzinach natywnych nie mają w pełni zbilansowanych
>języków. Niemal zawsze silniejszy jest ML, a nawet jeśli występuje
>bilansowanie się tych języków to część obszarów tematycznych lub
>emocjonalnych jest silniejsza w jednym języku a słabsza w drugim.

Zdaje sie, ze tu sie powtarzymy. Tez o tym wspominalam mowiac o slabaszym i silniejszym jezyku.

A po co uczyć dzieci jeździć na rowerze, pływać... Zadaj to pytanie na
>forum wielojęzyczności a nie zostawią na tobie suchej nitki.
>Oczywiście prościej jest posłać dziecko do szkoły językowej i bulić
>słoną kasę za mizerne (w porównaniu z takim wychowaniem) rezultaty.
>Oczywiste jest że bronisz swojego stanowiska będąc nauczycielką HD.
>Ale powinnaś przyjąć do wiadomości że umiejętności posługiwania się
>angielskim dzieci dwujęzycznych (nawet tych non-native) są
>nieporównywalne do jakiegokolwiek dziecka uczącego się metoda HD

Tutaj sie nie zrozumielismy!! Kiedy zadalam pytanie "po co sie meczyc" pisalam to z perspektywy dziecka!! Maluchy nie znaja wznioslow argumentow za dwujezycznoscia. W poczatkowej fazie mieszania jezykow (kiedy ucza sie mowic, pozniej dwa jezyki oddzielaja sie od siebie lecz na poczatku tworza mix) dzieci dwujezyczne wybieraja slowo, ktore latwiej wypowiedziec czyli np car a nie samochod.
Akurat nie napisalam wiele o HD...wspominalam jedynie, ze jestem lektorka w tejze szkole. Jako filolog widze tam pewnie niedociagniecia i braki jednak na pewno wybralabym szkole HD, anglojezyczna nianie czy przedszkole itd a nie pozbawilabym sie kontaktu z wlasnym dzieckiem w moim ojczystym jezyku. Sa jednak pewne wartosci bezcenne, z ktorych nie warto rezygnowac.

Wszystkie strony, ktore podales podkreslaja czynnik natywnosci
>w opol-u.
>...ale wsrod par mieszanych!!! I to właśnie określiłem maniactwa
>udowadniania swojej tezy i czytania wybiórczego bo wskazanych linkach
>napisano...
Ok jak juz napisalam kilka razy co konsekwentnie ignorujesz let's agree to disagree (i kto tu jest maniakiem :)) ---nie zgadzamy sie w tej kwestii. Nie ma co sie przekonywac wzajemnie.

Jasnowidztwo??
Nie, wiedza.

Pozdrawiam,
Julie
Mini maxi - zgadzam się z twoimi argumentami, że drogo (szkoły), że nie zawsze dobra jest wymowa lektorów, że konsekwencja jest super ważna i długość / czas oddziaływania języka na dziecko. Moja córka nauczyła się języka stopniowo coraz lepiej oglądając telewizję, czyli biernie. Zaczynała w wieku 5 lat, obecnie ma 11. Niedawno na konkursie języka angielskiego wzięto ją za nativa (wymowa), na innym konkursie z j niemieckiego Niemiec z jury był przekonany że jest z rodziny mieszanej wziął ja za Muttersprachlerkę. zwyciężyła zresztą z dziećmi billingualnymi. Ja chce aby te dwa języki równolegle się u niej rozwijały. Nie jest uczennica średnią, ale wybitną. Zobaczymy. To wszystko tylko poprzez oglądanie telewizji. Może się uda równolegle i z jednakową siłą oddziaływania języków kontynuować ten świetny eksperyment.. Niemieckiego nie uczyła się nigdy dotąd. Angielskiego uczy się w szkole na kursie, ale najpierw była telewizja. dzisiaj mówi że jej nauczycielka w szkole ma słaba wymowę, ale pani na kursie za to świetną. Potrafi rozróżnić bardzo łatwo, bo telewizja była pierwszym wzorcem. Zresztą o jej przypadku pisałam już na forum, a propos telewizji i nauki języka.
>wybralabym szkole HD, anglojezyczna nianie czy przedszkole itd a nie >pozbawilabym sie kontaktu z wlasnym dzieckiem w moim ojczystym jezyku. Sa >jednak pewne wartosci bezcenne, z ktorych nie warto rezygnowac.

Gdybym miał taką możliwość pewnie też bym z niej skorzystał, lecz jej nie mam. Tak jak już to opisywałem nie uważam że zrezygnowałem z czegoś i tego nie tracę. Moje uczucia i relacje z synem są jak najbardziej naturalne (choć Tobie wydawać się to może nie możliwe). Takie sama relację mają miejsce wśród znajomych par wychowujących dzieci w podobny sposób. Być może ty nie potrafisz przekazać emocji i uczuć w drugim języku i w nim nie czułabyś się dobrze mówiąc do dziecka, ale to nie znaczy że inni też muszą mieć z tym problemy.

>Nie, wiedza.
Z przykrością muszę napisać że to raczej ignorancja.
Nie miałaś sposobności ani poznać mojego syna ani a tym bardziej z mim porozmawiać, lecz udało Ci się wydać tak radykalną decyzję zasłaniając się przy tym swoją wiedzą.
Nie mam zamiaru oceniać Cię jako nauczyciela, lecz w przyszłości chciałbym uchronić moje dzieci przed pedagogami którzy stawiają na pierwszym miejscu swoją wiedzę i punkt widzenia nad rzeczywistością i faktami z którym nie mają zamiaru się zapoznać, za to skorzy są do wydawania opinii i szufladkowania.
Widze, ze cierpisz na dosc popularna wsrod rodakow przypadlosc. Kiedy brak argumentow najlepiej obrazic plus dodac jakas wycieczke personalna i super jest. Nie zamierzam komentowac takiego zachowania, to mocno ponizej mojego poziomu. Dyskusja, moim zdaniem, (Twoim chyba nie) sluzy wymianie pogladow... nie zgadzamy sie, ok! Przezyjemy to oboje, nie ma potrzeby wchodzic na czyjas prace czy wytykac komus ignorancje tylko dlatego, ze masz inne zdanie od mojego.

Rozmawiajac z Toba zrozumialam, iz zwyczajnie mylisz swietna znajomosc drugiego jezyka z dwujezycznoscia, ktora jest czyms o wiele glebszym. Nie zaslaniam sie wiedza. Sam wywolales mnie do tablicy, wyrzucajac mi wiedze jedynie maniacka wiedze teoretyczna.
Nie znam Twojego malucha, jednak pracuje z dziecmi dwujezycznymi i moje zdanie jest wypadkowa moich obserwacji i doswiadczen.
Aha i bardzo sie ciesze, ze nie masz problemu z angielskim ale moze zacznij od swojego podworka i pocwicz pisownie rozdzielna i laczna partykuly "nie." Moze sie kiedys przydac :)
Pozdrawiam,
Julie
*wyrzucajac mi jedynie maniacka wiedze teoretyczna.
>Kiedy brak argumentow najlepiej obrazic plus dodac jakas wycieczke personalna
> i super jest.
Rzecz w tym, że to nie mi brakło argumentów (przedstawiłem Ci definicję z jaką się spotkałem a Ty odsyłałaś mnie gdzieś tam do... Google, gdy odnalazłem tam odpowiadające linki, wybrałaś z nich tylko odpowiadające Tobie fragmenty. Nigdy nie oczekiwałem że podzielisz moje zdanie na ten temat ale oczekiwałem że nie będziesz ignorować przedstawianych źródeł.

>Dyskusja, moim zdaniem, (Twoim chyba nie) sluzy wymianie pogladow.
Z tym się akurat zgadzam. Jednak od wymiany poglądów i pisania “moim zdaniem…” do wydawania stronniczej autorytatywnej oceny na temat dziecka którego nigdy nie widziałaś (argumentując to tym że widziałaś inne)jest spora różnica. Dlatego (sam będąc kiedyś pedagogiem) nie mogłem tego pominąć, gdyż wydawanie oceny o uczniach na podstawie innych jest karygodnym pedagogicznym błędem.

>Aha i bardzo sie ciesze, ze nie masz problemu z angielskim ale moze zacznij od swojego
>podworka i pocwicz pisownie rozdzielna i laczna partykuly "nie."
Wytykanie błędów w pisowni czy literówek stanowi zwykle argumentację ostateczną gdy każda inna zawiodła i nic nam nie pozostało. Pamiętaj jednak o tym że można jej użyć gdy własne posty pozbawione są tej przypadłości, w przeciwnym wypadku staje się to komiczne.

W związku że ta dyskusja nic nie wnosi do tematu tego wątku, powodując jedynie wymianę mało wartościowych opinii nie zamierzam jej dalej rozwijać.

Pozdrawiam
Rzecz w tym, że to nie mi brakło argumentów (przedstawiłem Ci
>definicję z jaką się spotkałem a Ty odsyłałaś mnie gdzieś tam do...
>Google, gdy odnalazłem tam odpowiadające linki, wybrałaś z nich tylko
>odpowiadające Tobie fragmenty

Zrobiles dokladnie tak samo.

Z tym się akurat zgadzam. Jednak od wymiany poglądów i pisania
>“moim zdaniem..." do wydawania stronniczej autorytatywnej oceny
>na temat dziecka którego nigdy nie widziałaś (argumentując to tym że
>widziałaś inne)jest spora różnica. Dlatego (sam będąc kiedyś
>pedagogiem) nie mogłem tego pominąć, gdyż wydawanie oceny o uczniach
>na podstawie innych jest karygodnym pedagogicznym błędem.

Ten fragment wypowiedzi oznacza tylko tyle, iz nie masz pojecia jakie warunki musza zaistniec, aby dziecko stalo sie dwujezyczne. Nie oceniam Twojego dziecka, tylko warunki jakie opisales, a ktore maja mu w tym pomoc.Czytanie ze zrozumieniem sie klania.

Wytykanie błędów w pisowni czy literówek stanowi zwykle argumentację
>ostateczną gdy każda inna zawiodła i nic nam nie pozostało.

Serio? To chyba Ty tak robisz, bo ja nie. Zwyczajnie rozbawil mnie fakt,ze osoba, ktora chwali sie na forum swietna znajomoscia jezyka obcego ma problemy z polskim.

W związku że ta dyskusja nic nie wnosi do tematu tego wątku, powodując
>jedynie wymianę mało wartościowych opinii nie zamierzam jej dalej
>rozwijać.

Ufff...wreszcie sie zgodzilismy!! Ciezko bylo ale udalo sie.
Pozdrawiam rowniez i wiecej luzu zycze.
Julka
Ale się uśmiałam... filolog władający czterema językami i robiący tyle błędów w własnych postach, że czasami trudno zrozumieć o co w nich chodzi, za to zarzucający innym błędy w pisowni. Ubaw po pachy... bo to albo hipokryzja albo tak jak napisał mini_maxi brak argumentów w dyskusji?
julie_bella2001 – najpierw popraw swoje błędy i używaj edytora tekstu gdy piszesz a dopiero później rób wyrzuty innym, że pisać nie potrafią.
Ostrzegam przed szkołami Helen Doron! Zapisałam swoje dziecko na kurs, na zajęciach okazało się, że "nauczycielka" nie zna angielskiego!!! Robi podstawowe błędy gramatyczne i wymowy. Jestem zażenowana. Grupa 2-3 latków co tydzień słucha błędów za 30 złotych za 30 minut zajęć! Co gorsza, osoby z kierownictwa tej szoły lekceważą problem. Szefowa szkoły w Mysłowicach postanowiła "dać szansę" tej nauczycielce. Dyrektor regionalna na ten teren zaś pocieszyła mnie, że dla takich małych dzieci to i tak nie ma znaczenia, że nauczyciel błędnie do nich mówi, powiedziała, że jeśli będzie sluchać płyt, to wszystko będzie ok. To po co ta cała metoda, pytam?
Po to, aby ktoś mógł na naiwnych zarobić. Gwoli sprawiedliwości jednak, to że Ty miałaś takie doświadczenie, nie znaczy jeszcze, że w każdej placówce tego ośrodka edukacyjnego jest tak samo.
>>>>>>Zapisałam swoje dziecko na kurs, na zajęciach okazało się, że "nauczycielka" nie zna angielskiego!!! Robi podstawowe błędy gramatyczne i wymowy.
...no to prosze, czy tak zawsze kupujesz kota w worku. Dlaczego nie zapytalas sie Dyrektora tej placowki jakie kwalifikacje maja nauczyciele...
...a za 30zl za pol godz to jest skandal. Dobrzy natiwi biora 50zl na godz i naprawde lepiej to dziecko naucza. No, ale TY to wiedzialas lepiej...Wzielas sie na reklame...no to teraz sa jej resultaty.Wez to dziecko z tej pseudo-niby szkoly i ucz ja prywatnie.
Zdobyłem doświadczenie jako wolontariusz i otworzyłem własną szkołę dla dzieci. Jako native speaker biorę 20zł za 45 minut i grupy są do 6 osób max. Dużo roboty i dużo planowania ale rezultaty są super.
Od 3 lat jestem nauczycielką Helen Doron, od 2 lat uczę jako nauczyciel niezależny HD i powiem szczerze że zaskoczyło mnie że jest tutaj tyle negatywnych opinii o metodzie. Moim zdaniem sprawdza się świetnie. Pisałam pracę magisterską o metodzie. Z własnego doświadczenia mogę napisać, że dzieci uczęszczające na HD są o wiele lepsze z angielskiego niż te uczące się w szkole. Ale nie to jest w metodzie najważniejsze, najbardziej motywująca jest radość dzieci uczących się na zajęciach HD.
Dla mnie ta praca jest bardzo wartościowa, chodzi przede wszystkim o rozwój dzieci, o ich radość
z nauki czegoś nowego. Oczywiście wiele zależy od zdolności dziecka, i tutaj najważniejsze jest podejście rodziców, chodzi o to żeby nie wymagać od dziecka aby od razu nauczyło się języka ale
być dumnym z jego najmniejszych osiągnięć. Na szczęście, rodzice posyłający dzieci do mnie na zajęcia tacy właśnie są:) Nie oczekują od 2-3 latka żeby nazywał wszystko po angielsku, ale cieszą się gdy powie kilka słów, gdy weźmie odpowiednią zabawkę do ręki, gdy przywita się z kolegami i powie "hello". I dla mnie to w tej metodzie jest najważniejsze, zdrowe podejście, rozwój dziecka i
radość z uczenia się. Oczywiście jeżeli kogoś na to stać bo zajęcia tanie nie są, ale z drugiej strony
lekcje indywidualne byłyby na pewno droższe.(no i jak tu prowadzić zajęcia ind. z 2-3 latkiem?)
Jeżeli ktoś chce mieć po roku nauki w domu małego poliglotę, to nie polecam metody Helen Doron.
Dodam jeszcze że na początku swojej działalności miałam około 18 dzieci, teraz mam ponad 50
i rodzice są zadowoleni.
Ja ze swoich zarobków również:)
To samo mozesz napisac o kazdej jednej metodzie nauczania dzieci....wartosc jest tylko w tym, co daje HD wiecej dla dziecka jak kazda inna metoda....
Cytat: terri
To samo mozesz napisac o kazdej jednej metodzie nauczania dzieci....wartosc jest tylko w tym, co daje HD wiecej dla dziecka jak kazda inna metoda....
do terri, nie bardzoi rozumiem twój wpis...
Cytat: annatrus
. Pisałam pracę magisterską o metodzie. Z własnego doświadczenia mogę napisać, że dzieci uczęszczające na HD są o wiele lepsze z angielskiego niż te uczące się w szkole.

Ale jak te rezultaty mają się do tych opisywanych w materiałach reklamowych HD!!
Cytat:
Z materiałów reklamowych HD (poziom 4)
dziecko:
-będzie mówić z dobrym akcentem
-będzie układało zdania po angielsku

Już pisałem o tym kilkakrotnie - być może rezultaty są lepsze niż w innych szkołach (choć znam autorskie metody o niebo lepszych rezultatach) ale na pewno nie takie o jakich zapewnia rodziców Helen Doron w swoich materiałach kasując naprawdę słono za zajęcia.
Cytat: annatrus
Oczywiście jeżeli kogoś na to stać bo zajęcia tanie nie są, ale z drugiej strony
lekcje indywidualne byłyby na pewno droższe.

I tu pozwolę się też nie zgodzić - Zajęcia Helen Doron (przynajmniej w moim mieście to koszt prawie 1200zl za (35x30min) - czyli godzina zegarowa tych zajęć oscyluje w granicy 70 zl.
Zapewnić cię mogę że w moim mieście indywidualne zajęcia z naprawdę bardzo dobrym nativem są tańsze!!
w moim mieście to 23 zł za 30 minut i 28 zł za 45 minut plus cena zestawu Helen Doron. Nie wiem dlaczego jesteś tak uprzedzona do tej metody(tylko przejrzałam ten wątek). Nie wiem też czy jesteś nauczycielem angielskiego czy nie, ale jeżeli jesteś, lub dużo wiesz o nauczaniu dzieci to powinno być dla Ciebie jasne że nie da się uczyć 2,3,4,5 a nawet 6 latka na korepetycjach. Małe dzieci potrzebują zabawy w grupie, rywalizacji w grach i konkursach, wspólna zabawa w angielski to dla nich frajda. A jak można odgrywać scenki na korepetycjach, śpiewać piosenki z 1 dzieckiem? jak przeprowadzić jakąkolwiek zabawę typu: "kto pierwszy, kto więcej, kto szybciej" itp. Ja uważam że posyłanie takich małych dzieci na korepetycje to nie jest dobry pomysł, nie ma możliwości nauczania sytuacyjnego(jak to jest w przypadku hd).
Dodam też że 3 latek maksymalnie skupi się przez 30 minut, więc posyłanie na 60 minut korepetycji to nie jest dla takiego dziecka do przejścia.
Uważam też że reklama HD nie kłamie, dziecko 5-6 letnie po roku zaczyna budować proste zdania i pytania typu: What's this?, What's your name? Do you like? Can you swim? I like/don't like, I'm running/swimming, I have itp.
Co do akcentu to też dzieci się obsłuchują poprzez płyty CD i są w wymowie o niebo lepsze niż dzieci uczące się angielskiego w szkole.
Takie są moje spostrzeżenia jeżeli chodzi o metodę. Rozumiem też że ktoś mógł kiedyś trafić na kiepskiego lektora, ale na takiego można trafić w każdej szkole, za to powinien ponieść odpowiedzialność dyrektor Centrum HD.
Temat przeniesiony do archwium.
91-119 z 119
| następna

 »

Inne strony do nauki języków