Oczywiscie, ze to informacja niepotwierdzona, bo jak mozna ja potwierdzic? Doslowne trafienie w klucz, na przyklad w tlumaczeniowym Test D, moze byc co najwyzej podejrzane, ale niczego nie moze potwierdzac ani dowodzic.
Proponuje zwrocic uwage na wyniki w II etapie i porownac je z wynikami z I etapu.
Niektorzy uczniowie wykorzystuja szanse nieuczciwego zakwalifikowania sie do II etapu i z pewnoscia przykladaja sie w tej chwili do nauki, choc sa wsrod nich tacy, ktorzy sa na tyle slabi z angielskiego, ze kilka miesiecy intensywnej nauki niewiele im pomoze na tym poziomie. Ale sa tez tacy, ktorym zalezy jedynie na szostce z jezyka angielskiego i zakwalifikowanie sie do II etapu z cala pewnoscia wystarczy. Trudnosc II etapu nie rozni sie bardzo od trudnosci I etapu, dlatego tacy oszusci sa do wylapania.
Jesli chodzi o formie, w jakiej dostarczacie testy, to uwazam, ze jest tutaj co nieco do zarzucenia.
Przede wszystkim zdaje sie, ze nauczyciele ciesza sie zbyt duzym zaufaniem z Waszej strony, bo udostepnienie testow wraz z kluczami do pobrania jest duzym ulatwieniem oszukiwania. Tak, ulatwieniem. Bo oszusci byli, sa i beda. Ale kiedy testy dostarczane byly do szkoly i czekaly na dzien olimpiady, to w mojej szkole nauczyciele przychodzili z zalakowanym plikiem testow i brali nas na swiadkow, ze nie byly one wczesniej otwierane. Jezeli ktos chcial oszukac, to pewnie bylo to mozliwe, ale kosztowalo duzo wiecej zachodu niz teraz.
Najprostszym (a moze nie takim prostym, bo przeciez pracochlonnym) rozwiazaniem jest przysylanie samych testow do szkoly. Szkoly wtedy maja JEDEN dzien na odeslanie napisanych prac z powrotem, gdzie zostana one sprawdzone przez Was (jakas komisje czy cos w tym stylu). I taka procedura jest popularna w wielu konkursach, natomiast nie w olimpiadach. Znacznie zmniejsza ona szanse na oszukiwanie.