do aktoto.
Jestem pełen podziwu i szacunku zarazem.
Bo tak naprawdę to wśród naszych rodaków na emigracji ludzie tak skorzy do bezinteresownej pomocy to raczej rzadkość.
chylę czoła.
Przyznam się, że dopiero dziś trafiłem na to forum i to całkiem przez przypadek, choć mieszkam w Belfaście blisko dwa lata. Ale gdy zacząłem czytać te wszystkie posty to gdzieś umknęło dobre dwie godziny.
Cieszy mnie to, że są w tym ciekawym (mimo wszystko) mieście Polacy którzy nie chcą tylko uzbierać kilku funtów i uciec, ale też widzą tu szansę na normalne spędzenie życia - zastrzegam, że nie mam nic do ciułaczy. Sam, kiedy tu przyjechałem, byłem przekonany, że może rok i wracam do kraju. Ale gdy zacząłem pracę to po pewnym czasie zdecydowałem, że tu zostaję. Bo w Polsce mam małe szanse by, przy moich kwalifikacjach i bezrobociu w moim regionie ,płaca za moją pracę pozwoliła mi godnie żyć.
Nie jestem wysoko wykwalifikowanym IT inżynierem po studiach (i nawet mi nie wstyd), nie władam językiem jak Joyce lub C.S Lewis ale radzę sobie bardziej niż świetnie. Mam stałą, godziwie płatną pracę w fabryce. I to mnie cieszy. Bo w sumie robiąc to samo co w Polsce, nie muszę budzić się ze strachem czy ja albo moje future dzieci (a jak planuję tylko moja Ptysia jeszcze nic nie wie) będą miały co włożyć do garnka.
Na brud na ulicy nie narzekam "moja area" jest względnie schludna - a propos sąsiedzkie pozdrowienia dla KASIA_bt15 - często też bywam na Donegalu, bo mój najlepszy przyjaciel mieszka przy Broadway Parade i prewencyjnie, gdy jestem piechotą, łukiem omijam Royal Bar. Ale to samo robiłem z podobną "mordownią" w moim rodzinnym mieście.
Sorry, że tak się rozpisuję może i nie na temat, ale jak pisałem wyżej to forum jest dla mnie nowym odkryciem i po przeczytaniu sporej ilości negatywnych postów poczułem się dziwnie.
Pewnie nie jest to słuszne ale tak już jest, że staff wyysyłany do pracy z agencji wykorzystywany jest najczęściej do czarnej roboty. Tym bardziej, że jest w większości nie wykwlifikowany. Więc to narzekanie, że robimy za niewolników. Ja pracę za pośrednictwem agencji poznałem już w Polsce i nie ma w zasadzie różnicy.
Że jest niebezpiecznie w niektórych miejscach to się zgodzę, ale w moim polskim mieście też mnie ciarki czasem przechodziły gdy szedłem Wrocławską, Brzegową czy Nowowiejską.
Jedzeni do niczego? Większość młodzieży, która narzeka na papu, jada w MacDonaldach i jak mama zrobi... MacDonaldy są takie same... a mamę można przywieść ze sobą. A poważnie, każdy duzy market ma własną piekarnię i piecze chleb bardzo podobny do polskiego pszennego chleba (popularnych baltonowskich nie spotkacie). Zawsze zostają francuskie bagietki. A w MACE'ie na York Rd można kupć rano bułki jak polskie, więc podejrzewam, że w innych sklepach tej sieci też są.
Poza tym każdy chyba już wie o sklepie na Ormeau Rd o nazwie EUROPA FOOD NI gdzie miły, gładko ogolony na głowie Litwin przywita nas polskim "Dzień Dobry" i gdzie można kupic wiele potrzebnych rzeczy. Ceny oczywiście brytyjskie.
Ale ja nie o tym właściwie chciałem...
Właściwie chciałem głównie wszystkich polskich belfastwian, czy belfastczyków (zgryz dla prof. Miodka) - mieszkańców Belfastu i calej NI, ale głównie Aktoto i tych, których nicków niestety nie pamiętam, ale których posty czytałem z przyjemnoscią. No i jeszcze raz Kasię_bt15 po sąsiedzku
Łukasz