Nikt nie twierdzil, ze jezyk mowiony jest wazniejszy niz jezyk pisany, tylko ze wiekszosc zwrotow w tym watku nie jest uzywana w zyciu codziennym.
Jesli ktos niewiele pisze (esejow, artykulow itp.), to raczej malo bedzie mial okazji do uzycia wiekszosci tych zwrotow i slowek.
Dlatego warto zaznaczyc (bo moze zagladaja tu rowniez poczatkujacy czy sredniozaawansowani, ktorzy moga tego nie wiedziec), ze niekoniecznie trzeba wkuwac te slowka, bo nie sa az tak przydatne. Nie kazde slowko, ktore wyglada fajnie, bo ma duzo liter i moze byc trudne do wymowienia, warte jest poswiecenia mu czasu na wkuwanie.
Eseje, nawet na poziomie CPE, nie musza obfitowac w kwieciste zwroty i slowa, bo tak sie nie pisze. Maja byc poprawne stylistycznie, gramatycznie i napisane we wlasciwym register. Czasami bardziej pasuje uzyc phrasal verbs, a czasami ich odpowiednikow jednowyrazowych. Wszystko zalezy od kontekstu. Kontekstem tym nie jest CPE, tylko temat eseju.
Z czescia ustna jest podobnie. Na tym poziomie, poza gramatyka oczywiscie, najwazniejsza jest plynnosc mowienia i precyzja slowna, a takze swiadomosc kiedy uzyc jakich slow (czyli wlasciwy register). Za niewlasciwy register, czyli uzywanie zbyt formalnych, nieformalnych, literackich czy rzadko spotykanych zwrotow nie pasujacych do sytuacji, leca punkty.
To, ze ktos wtraci rzadko uzywany phrasal verb/idiom/slowko, nie oznacza ze dostanie wyzsza ocene. Wrecz przeciwnie: ocena pewnie zostanie obnizona, zwlaszcza jesli nasadzi takich rzadkich kwiatkow duzo (wiecej niz 2).
Na poziomie CPE (zreszta na kazdym poziomie), nikt nie powinien przepisywac pojedynczych slowek i zwrotow z ksiazek czy artykulow. Nalezy przepisac cale zdanie i dodatkowo jeszcze poszukac slowka w slowniku, bo wiele slowek ma wiele znaczen. Moze sie okazac, ze nasze slowko/zwrot z ksiazki ma rozne znaczenia i to znaczenie, w ktorym jest uzyte w ksiazce moze byc literackie, bardzo formalne lub nawet archaiczne. W zyciu codziennym wiec malo przydatne.
Wkuwanie slowek, bo wygladaja trudno lub ciekawie w wiekszosci wypadkow jest po prostu glupie. Wyjatkiem sa tu pasjonaci jezyka, filolodzy, tlumacze (chociaz tu akurat nie jestem pewna, bo z programami wspomagajacymi tlumaczenia to trudno mi powiedziec ile slowek tlumacz musi znac, ale ja sie nie tlumaczeniach nie znam wiec moge tu bzdury wypisywac).
Nie ma nic zlego w nauczeniu sie tych wszystkich mniej lub bardziej udziwnionych slowek, ale trzeba sobie zdac sprawe, ze prawdopodobnie nie bedzie sie mialo wielu okazji do ich uzycia.
Jesli ktos sie uczy, aby moc sie plynnie porozumiec w roznych sytuacjach, to lepiej sie skupic na slowkach i zwrotach, ktore sie czesto uzywa. Wiekszosc ludzi wiecej mowi (nieformalnie lub pol-formalnie) niz pisze wiec sobie mozna odpuscic slowka literackie i formalne. Zwlaszcza jesli nie ma sie zbyt duzo czasu na nauke. Jesli ktos ma nadmiar czasu, to moze sobie wkuwac i Szekspira na pamiec.
O znajomosci jezyka niestety nie swiadczy znajomosc rzadkich/trudnych slow, lecz znajomosc WLASCIWYCH slow do wlasciwych sytuacji. Potrzebne jest wyczucie jezykowe i slownik tu jest tylko pomoca, a nie podstawowym narzedziem pracy.
Wyczucie jezykowe mozna sobie wyrobic czytajac duzo ksiazek (wspolczesnych oczywiscie), gazet, czasopism, itp. oraz ogladajac programy i filmy w jezyku angielskim. Tez wspolczesne. Uwazac tez trzeba na regionalizmy.
A propos regionalizmow:
Last night I cashed my pogey and went to buy a mickey of C.C at the beer parlour, but my skidoo got stuck in the muskeg on my way back to the duplex. I was trying to deke out a deer, you see. Damn chinook, melted everything. And then a Mountie snuck up behind me in a ghost car and gave me an impaired. I was S.O.L., sitting there dressed only in my Stanfields and a toque at the time. And the Mountie, he's all chippy and everything, calling me a "shit disturber" and whatnot. What could I say, except, "Chimo".
W tym krotkim paragrafie jest 19 regionalizmow.